Byłem w szuraskerii na Próżnej. Aj, ale biegunka mnie złapała po ich sałatkach. Kumpel, wpoły-Brazylijczyk, nabijał się ze mnie gdy pół godziny później dość blady zdychałem na kozetce w jednym z warszawskich klubów. „To ty nie wiesz Fufu, że w szuraskerii sałatek się nie je”. Mówił że one tam długo leżą, bo nikt ich nie je. A ja tam wpadłem by pogadać, a że mięcha nie jadam....
Rozi zaprosiła mnie do siebie do domu na brazylijskie żarcie. Inni już gdy mnie zobaczyli wracającego z kiepską miną, od razu domyślili się co się święci. Ot, przygoda. Paragwaje i Argentyny można zjeździć, by się nadziać na złe jedzenie ledwie kwartał od domu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości