Może to będzie przykre dla zwolenników PiS, ale nie ma publicznej presji na wyjaśnienie okoliczności katastrofy w Smoleńsku, ponieważ lider PiS nie był ulubieńcem świata mediów. Ba, narobił sobie sporo niechętnych mu przeciwników. Decydują tutaj także, a może przede wszystkim, różnice obyczajowe i wyznaniowe: byłemu prezydentowi brakowało kompetencji kulturowych, a w zasadzie wielokulturowych. W świecie różnych mniejszości i wyznań poruszał się niczym słoń w składzie porcelany. PiS nie był przez świat mediów czy mainstream społeczeństwa kochany. Nie ma więc żadnego mainstreamowego ruchu i żadnej większej presji społecznej na wyjaśnienie okoliczności katastrofy samolotu.
Wyjaśniania okoliczności katastrofy mam wrażenie że nie było. Jeśli ktokolwiek chciałby badać okoliczności tej katastrofy, musiałby nająć kosztownych zachodnioeuropejskich ekspertów od wypadków lotniczych. Po to by stwierdzić choćby czy samolot od zderzenia z ziemią jest się w stanie rozpaść na tyle fragmentów. Kształty i rozlokowanie odłamków pozwalają skonstruować model fizyczny przebiegu takiego zdarzenia. Pozwalają z dość dużym prawdopodobieństwem określić, czy miała miejsce np. detonacja która rozsadziła samolot nim ten się rozbił, czy też tysiące drobnych fragmentów były wynikiem zderzenia z miękkim w tym miejscu podłożem.
Słyszałem o złej mapie AIP (Aeronautical Information Publication) dla lotniska północnego w Smoleńsku. Jedna z radiolatarni mała na niej być źle rozmieszczona. Błąd na mapie AIP jest czymś absolutnie niedopuszczalnym- jest to podstawowa mapa wg której orientują się piloci lądujący tak jak ci z feralnego lotu samolotu prezydenckiego. Jest to mapa na której błąd może kosztować ludzkie życie: piloci bowiem zakładają że jest ona poprawna, jest to bowiem główna pomoc przy lądowaniu na danym lotnisku. Czytałem o błędzie na tej mapie który wyjaśniałby dlaczego samolot znalazł się akurat w złym miejscu.
Co ciekawe, aktualnej mapy AIP dla tego lotniska w ogóle nie powinno być. W 2010 roku lotnisko Siewiernyj nie było uwzględnione w AIP Federacji Rosyjskiej, bo miało być przebudowywane. Możliwe że w trakcie takiej przebudowy, po poprzestawianiu niektórych urządzeń, nadleciał ów feralny lot. Popularnym miejscem zdobywania nieaktualnych map lotniczych jest sieć Internet. Te, jeśli są tam publikowane, są zwykle opatrzone informacjami, aby w żadnym wypadku wg takich map nie prowadzić operacji lotniczych.
Skąd wzięli swoją mapę AIP polscy piloci- to powinno być przedmiotem śledztwa. Nie powinno jej bowiem być w oficjalnym serwisie z mapami- internauci z forum dyskusyjnych o lotnictwie twierdza że oficjalnych map tego lotniska w serwisie AIP po prostu nie ma. Karta podejścia lotniska (mapa AIP) z jakiej korzystali np. internauci badający okoliczności zajścia, pochodziła z 2006 roku. Lotnisko miało tylko dwie radiolatarnie, w dodatku dziwnie rozmieszczone. Jedna z nich miałaby się znajdować w innej lokalizacji niż wskazana na mapie, mapie zapewne nieaktualnej.
Dość tajemnicza jest godzina katastrofy. Z raportu firmy energetycznej Smolenskenergo wynikało, że w godz. 10:39:35–10:41:11 czasu moskiewskiego lotnisko w Smoleńsku zostało pozbawione prądu. Nie wiadomo, czy przewody zerwał próbujący wylądować polski samolot, czy też miała miejsce inna sytuacja. Dane z czarnych skrzynek umiejscawiają katastrofę 2 minuty później.
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) przy Ministerstwie Infrastruktury tej katastrofy nie badała- odpowiada ona za lotnictwo cywilne. Dziwne że nie bada, skoro strony polska i rosyjska zgodziły się uznać samolot Tu-154M nr 101 za samolot cywilny. Katastrofę badać miała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP), powołana przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Ale są to komisje powoływane przez polityków obecnej administracji, ba, pracami ostatniej z tych komisji kieruje sam minister, po zrezygnowaniu Edmunda Klicha z tej funkcji. Minister w trakcie trwania śledztwa swoim rozporządzeniem z 27.04.2010 zmienił zasady organizacji i pracy tej komisji. Oto na przykład decyzję w przedmiocie udzielania informacji o przebiegu i rezultatach badań prowadzonych przez komisję podejmuje premier (sic!) Nikt nawet niespecjalnie protestował przeciwko zawłaszczeniu niezależności, choćby tylko niewielkiej, tej instytucji.
Sam Edmund Klich na wiele swoich listów z prośbą o dokumenty do MAK nie otrzymał odpowiedzi. Być może lotnisko Siewiernyj nie było oblatywane, nie miało też żadnego spisu obowiązujących tam procedur. Wg polskiej strony przekazane nagranie z czarnych skrzynek były niekompletne, brakowało 16 sekund nagrań. Miano przekazać kolejną wersje, jednak brak jest na to dowodów.
Co mogą próbować ukryć badający okoliczności wypadku? Błąd ludzki. Samolot- primo, nie mając aktualnej mapy portu, a nie wiadomo skąd miałby ją posiadać, nie miał prawa prowadzić tam operacji lotniczych, czyli lądować. Secundo- samolot prowadzili niestety niemalże samobójcy, wypatrujący pasa startowego z okien samolotu lecącego ponad 250 km/godz. Owszem, samoloty ląduje się przy braku widzialności, ale mając specjalne instrumentalne pomoce nawigacyjne. Które wyświetlają specjalny korytarz dla podejścia, pokazują pozycję względem ścieżki podejścia poprzez np. panel kontrolny z dwoma przecinającymi się wskaźnikami.
Na lotnisku Siewiernyj tego nie było. Żadna osoba o odrobinie roztropności nie zdecydowałaby się na tak ryzykowną operację, ba, widząc co się planuje, każda trzeźwa umysłowo osoba nakazałaby przerwanie tak niebezpiecznej czynności. Było to niczym jazda autem we mgle po omacku tylko według wskazań komputerowej automapy z GPS-u. To było- szaleństwo. Owszem, można tak wylądować w warunkach ograniczonej widoczności, ale każdy pilot dokonujący czegoś takiego z pasażerami komercyjnej linii lotniczej pożegnałby się z zawodem. Ubezpieczyciele linii lotniczych wykluczają z prawa do odszkodowań wszystkie w tym stylu prowadzone operacje lotnicze.
Być może próbuje się przykryć nagięcie procedur przez kontrolerów, też przecież ludzi, zapewne źle wyszkolonych i kiepsko opłacanych (ojciec kolegi, kontroler lotów, zarabia ok. 40 tys. PLN miesięcznie). Mieli oni rzekomo powiedzieć „Jak na wysokości 50 m nie zobaczycie pasa, odlatujcie”. Tymczasem wysokość decyzyjna zgodnie z prawem była większa.
Owi „łaskawi” kontrolerzy lotów takie same warunki postawili rosyjskiemu samolotowi Ił-76 z funkcjonariuszami rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony (FSO), który rankiem 10 kwietnia podjął dwie nieudane próby lądowania na lotnisku (z tego co pamiętam, przy jednej nieomal rozbił się), a także lądującemu polskiemu samolotowi z dziennikarzami. Jeśli winę ponoszą też kontrolerzy, mogą czekać ich spore nieprzyjemności i wyroki sądowe. A wina może leżeć w ich braku doświadczenia czy też w wyborze nieodpowiednich osób do tego zawodu. Jest to zawód do którego prowadzi się niebywale żmudną selekcję, nie zatrudnia się przeciętnych osób z ulicy, a już na pewno nie osoby "dobrotliwe" w kwestii naginania reguł. Czy robić kozłów ofiarnych z kontrolerów lotów, jeśli ktoś do tego zawodu wybrał złe, zbyt "miękkie" osoby? A kim byli polscy piloci? Zdaje się że "trafił swój na swego", i ponaginano wszelkie procedury.
W sekcjach zwłok, poza jedną, nie uczestniczyli polscy prokuratorzy i patomorfolodzy. Podano, że przy części z nich miał być obecny kierownik zakładu medycyny sądowej polskiej uczelni. Nie pojawiła się politycznie zróżnicowana parlamentarna komisja śledcza o szerokich prerogatywach. Pojawił się jedynie pozbawiony kompetencji i praw, zwołany przez działaczy PiS zespół parlamentarny ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy rządowego samolotu Tu-154 w Smoleńsku.
Co można zrobić poza obecną administracją rządową? Można skorzystać z pomocy naukowców. Znaleźć gdzieś w Europie Zachodniej zespół fizyków którzy określą i zbadają, czy samolot miał prawo w wyniku katastrofy rozpaść się na taką ilość fragmentów. Powiedziałbym że to ich opinia byłaby kluczowa w sprawie tej, wciąż tajemniczej, katastrofy.
Literatura:
Karta podejścia z 2006 roku: http://img96.imageshack.us/img96/5391/23974ccb05cf044f.jpg
Inne tematy w dziale Polityka