Harcownik Harcownik
527
BLOG

Wolność od cenzury w internecie!!!

Harcownik Harcownik Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Chciałbym zabrać głos w sprawie przygotowywanej nowej ustawy mającej ograniczyć cenzorskie zapędy takich gigantów medialnych, jak przykładowo: Facebook, Twitter, Instagram.
Uważam, że taka ustawa jest potrzebna, pod warunkiem, że będzie skonstruowana mądrze. Niestety już po wstępnym zapoznaniu się z założeniami projektu, mam wiele uwag i to natury zasadniczej.
Zacznijmy od początku. Konstytucja RP w art. 54 § 1 zapewnia każdemu wolność słowa: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.” Oczywiście, każdy zdaje sobie z tego sprawę, iż owa wolność doznaje pewnych ograniczeń, (lecz to temat na osobną notkę).

Problem cenzury i manipulacji treścią informacji dostarczanych przez media społecznościowe zaistniał w związku zablokowaniem kont społecznościowych jeszcze urzędującemu Prezydenta USA, poprzez które komunikował się nie tylko ze swoimi wyborcami (ponad 70 milionów), ale ze wszystkimi obywatelami USA, niektóre z tych kont miały status oficjalnych kanałów informacyjnych Prezydenta USA. Mieliśmy do czynienia z bezprecedensowym przykładem zamachu stanu. Zmowy tej dokonało paru najbogatszych przedstawicieli korporacji, którzy sprawują kontrole nad mediami społecznościowymi. Powodem zablokowania było podważanie wyniku wyborczego przez Trumpa i rzekome jego kłamstwa. Przypominam, że zaledwie kilka lat wcześniej, w identycznej sytuacji, to obecnie tryumfująca opozycja podważała wybór Donalda Trumpa na stanowisko Prezydenta USA. Zarzucano mu fałszerstwa wyborcze, które miały być dokonane w jego interesie, lecz rękami ludzi Putina, z którymi Trump miał rzekomo mieć jakieś niejasne powiązania. Jednak wówczas, z polecenia szefów korporacji, media społecznościowe, nie blokowały kont użytkowników, którzy głosili i rozpowszechniali w mediach społecznościowych powyższe poglądy. Sprawa wpływu Moskwy na wybory zakończyła się śledztwem i … ujawnieniem kompromitujących powiązań finansowych Clintonów, oraz syna nowego Prezydenta USA Joe Bidena.

Skoro paru obrzydliwie bogatych ludzi stojących na czele korporacji, może bezkarnie zablokować konto urzędującemu prezydentowi USA, to tym bardziej może zablokować konto Tobie.

Przeciwdziałanie takim praktykom jest uzasadnione.

Poniżej zamieszczam kilka cytatów z wystąpienia premiera Morawieckiego. Proszę zajadłych totalnych opozycjonistów, aby choć na moment zapomnieli, kto wypowiedział owe słowa a skupili się wyłącznie na samej treści, gdyż w zasadzie mógłby je wypowiedzieć każdy rozsądny polityk. Problem w tym, że za pięknymi słowami nie idzie równie rozsądna i skuteczna legislacja - o tym jednak później.

 „Właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem. Zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform.”

 „Swoboda związana z brakiem regulacji internetu ma wiele pozytywnych efektów. Ale są też negatywne: stopniowo zaczęły w nim dominować wielkie, ponadnarodowe korporacje, bogatsze i potężniejsze od wielu państw. Te korporacje zaczęły traktować naszą internetową aktywność tylko, jako źródło zysku i wzmacniania globalnej dominacji. A także czuwać nad poprawnością polityczną tak, jak im się to podoba. I zwalczać tych, którzy się im sprzeciwiają.”

„Ostatnio coraz częściej mamy do czynienia z praktykami, które – wydawałoby się – odeszły już do przeszłości. Cenzurowanie wolnego słowa, domena totalitarnych i autorytarnych reżimów, powraca dziś w formie nowego, komercyjnego mechanizmu zwalczania tych, którzy myślą inaczej.”

„Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Także w internecie. Nie ma i nie może być zgody na cenzurę. Ani państwową – taką jak kiedyś w PRL, ani prywatną, taką, jaką próbuje się wprowadzać dziś. Wolność słowa jest solą demokracji, – dlatego musimy jej bronić. O tym, które poglądy są słuszne, a które nie, nie mogą decydować za nas algorytmy czy właściciele korporacyjnych gigantów.”

„Polska będzie zawsze stała na straży demokratycznych wartości, w tym wolności słowa. Właściciele portali społecznościowych nie mogą działać ponad prawem. Dlatego zrobimy wszystko, by określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform.”

„W Polsce regulujemy to odpowiednimi przepisami krajowymi. Zaproponujemy także, aby podobne przepisy zaczęły obowiązywać w całej Unii Europejskiej. Media społecznościowe muszą służyć nam – społeczeństwu, a nie interesom ich potężnych właścicieli. Wszyscy ludzie mają prawo do wolności słowa. Polska będzie tego prawa bronić.”

Premier słusznie zauważył, że internet pozwala kształtować rzeczywistość. Dodam tylko, że może wpływać na poglądy i zachowania użytkowników, nawet wbrew woli i świadomości. Polityka prowadzona przez korporacje, bo korporacje bez wątpienia stały się podmiotami politycznymi, może wpływać nie tylko na użytkowników, ale szerzej w pośredni sposób, na całe społeczeństwo. Konieczne, zatem stają się regulacje na poziomie krajowym, a być może nawet na poziomie ponadnarodowym (na przykład na poziomie UE), które ograniczą wszechwładzę korporacji.
W ostatnich dniach resort sprawiedliwości przygotował odpowiedni projekt ustawy w sprawie wolności słowa w internecie. W tym projekcie ministerstwo przewiduje powołanie Rady Wolności Słowa (RWS), która będzie rozpatrywać skargi użytkowników dotyczące blokowania ich kont lub usuwania treści zamieszczonych przez nich w mediach społecznościowych. Kary mają wynosić od 50 tys. do 50 mln zł. Członków RWS ma powoływać Sejm na sześcioletnią kadencję.
Dodam od siebie, że wysokość przewidzianych kar dla takich gigantów, jak Google, Facebook, Twitter, Amazon itp. jest śmiesznie niska. Dla tych korporacji są to jakieś mikro-groszowe sprawy. Znacznie dolegliwsze byłoby czasowe wyłączenie. No, ale kto z niewolników tych aplikacji, byłby zdolny do takiego poświęcenia - nawet w imię wolności słowa, skoro ślepo zapatrzeni są w swoją komórkę do tego stopnia, że dość często wpadają pod samochód lub tramwaj? Protesty osób uzależnionych od mediów byłyby znacznie większe i gwałtowniejsze (jak to bywa z osobami uzależnionymi), niż niedawne protesty, które odbyły się w związku orzeczeniem TK w sprawie aborcji.

Założenia rządowego projektu ustawy:
- Obywatele Polski powinni mieć zagwarantowane "podstawowe prawa", o których mówi polska Konstytucja.
- Propozycje skierowane są na wolność, mają gwarantować najwyższy poziom i standardy wolności w internecie, by nie były prowadzone działania cenzorskie, które wypaczają istotę wolnej debaty publicznej.
- Dziś nie ma tego rodzaju skutecznych narzędzi, dziś media społecznościowe decydują same, jakie treści będą cenzurowane, usuwane.
- Projekt zakłada powołanie Rady Wolności Słowa (RWS), w której łącznie z przewodniczącym zasiądzie pięciu członków. Na sześcioletnią kadencję większością 3/5 głosów powoływać ma ich Sejm. W skład rady mają wejść eksperci w dziedzinie prawa i nowych mediów. Nie znajdą się tam czynni politycy. Rada ta będzie stała na straży przestrzegania przez wszelkie media społecznościowe działające na terenie Rzeczypospolitej konstytucyjnego prawa do korzystania z wolności słowa. RWS będzie rozpatrywała odwołania użytkowników od treści, które zostały przez serwisy społecznościowe usunięte, bądź została ograniczona do nich dostępność.
Przykładowo serwis może zablokować dostęp do danej treści, a użytkownik ma prawo odwołać się od tej decyzji do tego serwisu. Jeśli serwis nie przywróci wpisu albo utrzyma blokadę konta, użytkownik będzie mógł złożyć kolejne odwołanie do Rady Wolności Słowa, która rozpatrzy je w ciągu siedmiu dni. Jeśli Rada uzna skargę za zasadną, może nakazać niezwłoczne przywrócenie zablokowanej treści lub konta. Postępowanie ma być prowadzone w formie elektronicznej, co zapewni mu szybkość i niskie koszty. Od decyzji rady będzie przysługiwała skarga do sądu. Z kolei za niezastosowanie się do rozstrzygnięć sądu lub rady, organ ten będzie mógł nałożyć na serwis społecznościowy karę od 50 tys. zł do 50 mln zł. Projekt nakłada na serwisy społecznościowe obowiązek ustanowienia specjalnego przedstawiciela na potrzeby relacji z sądami. Ten przedstawiciel ma być umocowany do reprezentowania serwisu społecznościowego na terenie kraju (czyli taki mecenas, który zazwyczaj jest wykorzystywany w sprawach sądowych, nic nowego – dopisek mój).
- Przy okazji planuje się także modyfikację obowiązujących przepisów w sprawie ochrony dóbr osobistych. Projekt zakłada wprowadzenie tzw. "pozwu ślepego", czyli możliwość złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych bez wskazania danych pozwanego. Jak wskazał resort, dzięki temu instrumentowi do wniesienia skutecznego pozwu wystarczy wskazanie adresu URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika.

Sebastian Kaleta sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości buńczucznie stwierdził, że prace podjęte rok temu doprowadziły do tego, że dzisiaj Polska jest w stanie uchwalić prawo, które obroni Polaków przed nadmierną ingerencją w treści zamieszczane w mediach społecznościowych. To, czy dana treść narusza lub nie narusza polskiego prawa, nie powinno być decyzją anonimowego moderatora, czy prywatnych korporacji. Decyzje te nie mogą zapadać za granicą, powinny być rozstrzygane przez polskie organy i ta propozycja legislacyjna to gwarantuje – stwierdził Kaleta.
W mojej jednak ocenie (co wykażę poniżej) projekt ustawy przeczy słowom pana Kalety, gdyż utrzymuje w swojej istocie prawo korporacji do dość swobodnego moderowania treści w mediach społecznościowych. Polski obywatel musi pisać podania (nawet nie jedno). Organ lub sąd, może post factum jedynie reagować na ewidentne przypadki naruszenia wolności słowa zagwarantowane w polskiej Konstytucji. To wszystko wskazuje na dość słabe pozycjonowanie Rady Wolności Słowa w tym układzie.

Jeżeli sądzisz, że korporacje Google Facebook i Twitter wkraczają ze swoimi usługami, charytatywnie, to jesteś w błędzie. Jeżeli dostajesz coś za darmo, to oznacza tylko tyle, że Ty sam jesteś towarem. Towarem są Twoje dane osobowe, kontakty, e-mail, numer telefonu, wykonane połączenia, dane zdrowotne, dane o aktywności, lokalizacje i wiele, wiele więcej. Wszystko, co da się sprzedać i na co znajdą się chętni, aby za te informacje zapłacić. Jeżeli dostajesz coś za darmo, podświadomie czujesz się zobowiązany do gestów wdzięczności, to jest właśnie ten haczyk polegający na psychicznym skrępowaniu użytkownika za pomocą relacji lojalnościowej.
Jeżeli wydaje Ci się, że zbieranie tych wszystkich danych dokonywane jest wyłącznie w celu dostosowania reklam do Twoich preferencji oraz w trosce o Ciebie, to jesteś najzwyklejszym beztroskim idiotą. Te dane są zbierane w tym celu, aby korzyść odniosła, nie Twoja osoba (za darmo korzystająca z serwisu), lecz aby korzyść miał reklamodawca, czyli ten, który płaci korporacjom za te wszystkie informacje, a ponadto płaci za możliwość reklamy, pozycjonowania swoich produktów, dostęp do statystyk i tym podobne usługi. Jeżeli przykładowo grasz w gry komputerowe, to nie licz, że w trosce o twoje zdrowie otrzymasz reklamę najbliższego sklepu, gdzie możesz sobie kupić piłkę lub inny sprzęt sportowy lub najbliższego miejsca gdzie możesz uprawiać sport na wolnym powietrzu. Dostaniesz reklamę gier komputerowych, sprzętu komputerowego nowszej generacji przeznaczonego dla graczy i ewentualnie reklamę używek lub suplementów diety - na poprawę samopoczucia. Żadna korporacja medialna nie pozwoli, abyś oderwał się od ich medium, abyś swoją uwagę przekierował na sprawy egzystencji realnej (a nie wirtualnej), na prawdziwe problemy. Utrata twojej uważności, to utrata pieniędzy. Przyciąganie i zajmowanie Twojej uwagi, jest jednym z podstawowych zadań mediów społecznościowych.

Miałem nie pisać już tego artykułu, bowiem mój czas mogę spożytkować lepiej dla siebie, niż na uświadamianiu innych. Jednak po wysłuchaniu wiceministra sprawiedliwości pana Kalety jestem przygnębiony. Okazuje się, że jedyne, na co stać rząd PiS to powielanie wzorców niemieckich z niewielkimi tylko zmianami.

Nikt chyba nie zastanowił się nad istotą problemu, oraz nad mechanizmem jego funkcjonowania.
Według projektu ocenzurowani lub zablokowani użytkownicy mają pisać skargi, najpierw do serwisu, kolejna skarga do RWS, które będą rozpatrywane rzekomo w ciągu 7 dni roboczych. Aha, … już to widzę, na pewno tak będzie! Co za przykład beznadziejnej naiwności całkowicie oderwanej od realiów?
 
W Ameryce mieliśmy do czynienia z masowym blokowaniem nie tylko samego Trumpa, ale i jego zwolenników. Różne organizacje i stowarzyszenia mały problemy z dostępnością do swoich środków finansowych. Nie trzeba być jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim, aby wyobrazić sobie w bliskiej przyszłości taki scenariusz: Na tydzień przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi w Polsce, "algorytm korporacji" blokuje możliwość wypowiedzi wszystkim zwolennikom tylko jednej opcji politycznej oraz ich kandydatom na parlamentarzystów. Skutecznie ogranicza dostęp do mediów społecznościowych, do środków finansowych, blokując prawidłowe działanie różnych aplikacji. W takim przypadku pisanie skarg, a nawet ewentualne przywrócenie konta i dostępu do aplikacji, po tygodniu, będzie przysłowiową musztardą po obiedzie, gdyż będzie już po wyborach, które w taki prosty sposób mogą zostać zmanipulowane.

W czym tkwi istota problemu, a czego nie dostrzegają, obecne władze?

Wolność słowa zapisana jest w polskiej Konstytucji. Usługodawca ma obowiązek przestrzegania polskiego prawa w przypadku świadczenia usług na terenie Polski. Inaczej, w ostateczności, polskie władze powinny blokować takich usługodawców, blokować ich usługi na terenie Rzeczypospolitej. Podstawowy błąd, jaki zawiera obecny projekt nowelizacji, to akceptacja uprawnień cenzorskich, przez korporacje, wobec polskich obywateli na terenie Polski. Do tej pory była dowolność, a teraz usiłuje się ją nieudolnie zalegalizować i nieznacznie tylko utrudnić, bo nie można mówić o ograniczeniu. Tak być nie powinno! Prawo do cenzurowania wolnych wypowiedzi polskich obywateli na terenie Polski powinny mieć tylko polskie organy, kontrolowane pośrednio lub bezpośredni przez polskich obywateli. To znaczy, że obce instytucje a szczególnie korporacje ponadnarodowe z zasady takich uprawnień mieć nie powinny. Wyjątkowo mogą stosować takie praktyki tylko w wtedy, kiedy polski rząd i polski parlament na to zezwolą i tylko w takim zakresie, w jakim to wyraźnie przyznano w przepisach prawa odpowiedniej rangi. Tymczasem obecnie te zasady i proporcje są odwrócone.

Jak to naprawić?

Cała procedura powinna wyglądać tak, że to korporacje zgłaszają do właściwego organu chęć ocenzurowania wypowiedzi jakiegoś polskiego obywatela na terytorium Polski i dopiero po uzyskaniu zgody RWS mogą tego dokonać. Jedyny wyjątek mógłby dotyczyć zwalczania międzynarodowego terroryzmu. W takim przypadku korporacje mogłyby samodzielnie i szybko reagować z jednoczesnym obowiązkiem powiadomienia polskiego organu o tym fakcie.
Dlaczego podkreślam, że regulacja powinna dotyczyć polskiego obywatela na polskim terytorium?
Dlatego, że taki właśnie zakres obowiązywania ma polska Konstytucja gwarantująca obywatelom wolność słowa. Co w takim razie z obywatelami polskimi zamieszkałymi poza granicami Polski? Otóż gdyby podobne rozwiązania wprowadzono w całej UE, to osoby te uzyskałyby równie silną ochronę, co obywatele w Polsce. Ale czy UE jest w stanie wprowadzić takie rozwiązania? Raczej nie. Niemcy akceptują cenzurę korporacji z tym zastrzeżeniem, że korporacja ma także na żądanie zablokować każdego, kogo wskaże niemiecki rząd.  Nie ma tu myślenia w kategoriach wolności obywatelskich, co jest dosyć typowe w niemieckiej kulturze. A co na przykład z Polakami w USA? No cóż, tam obowiązuje prawo i Konstytucja USA, jeżeli są obywatelami USA, to mają odpowiednie środki politycznego i obywatelskiego dochodzenia realizacji swoich praw obywatelskich. Ci, którzy są tam na „nielegalu” są gośćmi i powinni akceptować tamtejsze obyczaje i prawa.

Wprowadzenie powyższych rozwiązań zmienia całkowicie relacje Korporacja - Obywatel - RWS (organ umocowany i odpowiadający przed polskim prawem).
To nie obywatel, który został zablokowany powinienem pisać skargi, lecz to korporacja powinna pisać wnioski do polskiego organu o zgodę na zablokowanie polskiego obywatela.
Jeżeli wniosek korporacji będzie uzasadniony, to organ i urzędnicy ponoszący odpowiedzialność polityczną i karną wyrażą zgodę na taką blokadę. Wtedy dopiero obywatel może pisać skargi rozpatrywane przez polskie sądy. W takim układzie korporacja nie jest stawiana ponad organami państwa narodowego, lecz to ona ustawiona jest w pozycji petenta.
Jeżeli korporacja stwierdzi naruszenie, to uprzednio powinna poinformować o tym osobę, której wpis lub materiały chce ocenzurować. Również powinna poinformować o fakcie złożenia wniosku do właściwego polskiego organu o zgodę na dokonanie aktu cenzury. Już sam ten fakt złożenia wniosku, w przeważającej liczbie przypadków, zmusi autora kontrowersyjnych treści do ponownego przeanalizowania swoich materiałów. Dzięki temu rozwiązaniu nie obciąża się polskiego organu sprawami mało istotnymi, nie absorbuje się uwagi urzędników, za których pracę płacą polscy podatnicy.
Warto podkreślić jeszcze inny równie ważny aspekt tego rozwiązania, który polega na tym, że to polski organ kształtuje i ma kontrolę nad praktyką stosowania cenzury, nad zakresem granic wolności słowa. Nie decyduje o tym zagraniczna korporacja, która może w ten sposób promować pewne kontrowersyjne ideologie. Nie ona, bowiem ustala, jak wygląda obowiązujący w Polsce kanon tego, co wolno, a czego nie wolno, lecz o tym decyduje polski organ powoływany i kontrolowany przez obywateli bezpośrednio lub pośrednio. To ważna sprawa, której niestety zabrakło w obecnie proponowanych rozwiązaniach. Rządowy projekt w istocie niczego nie zmienia, jedynie wprowadza nowy urząd RWS, zaś w pozostałych sprawach obecnie istniejący stan rzeczy ubiera w ramy prawne, stosowne procedury czyli de facto go legalizuje oraz konserwuje.

Rozwiązania, zawarte w rządowym projekcie, z góry ustawiają polski organ w kolejce petentów piszących skargi na Berdyczów. Bo co zrobi RWS, gdy odkryje algorytmy, które dyskryminują polskich obywateli? Na przykład algorytmy, które niżej pozycjonują ich sklepy, gdy ich wypowiedzi nie są powszechnie widoczne (choć widoczne są dla autora wpisu), kierują do nich uporczywe reklamy droższych produktów, lub produktów niższej jakości, niż te dostępne na wolnym rynku. Co wtedy? RWS lub sąd nałoży tą śmiesznie niską karę, która stanowi jakiś promil dochodów szefów tych korporacji? Sumy, jakie wydają w czasie jednej podróży do Europy na tzw. wydatki służbowe? Przykładowo ludzie biznesu, którzy chcą uczestniczyć w szczycie w Davos muszą kupić bilety za około 20 tysięcy dolarów, bez prawa głosu, z krzesełkami w ostatnich rzędach. Ich pozycja przypomina status kibica. Żałosne, gdy projekt ustawy dotyczący podstawowej wolności obywatelskiej przewiduje najniższa karę (najniższe zagrożenie), stanowiącą dla przeciętnego biznesmena wartość nieznacznie przekraczającą połowę biletu na event polityczno-gospodarczy. Czy tylko tyle warta jest konstytucyjna wolność słowa gwarantowana polskim obywatelom?











===========
Źródła:
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-01-15/projekt-ws-wolnosci-slowa-w-internecie-ziobro-przedstawi-szczegoly/
https://www.tvp.info/51772661/premier-mateusz-morawiecki-nie-moze-byc-zgody-na-cenzure-tvp-info
https://www.prawo.pl/akty/dz-u-1997-78-483,16798613.html
https://www.youtube.com/watch?v=I66jgK8ZwsE

Harcownik
O mnie Harcownik

Grafika z akcji #GermanDeathCamps. fot. Tomasz Przechlewski / CC 2.0 Akcja SEAWOLF - konkretny wymiar pamięci.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka