Członek formacji politycznej, która sięga korzeniami i życiorysami wielu swoich działaczy do czasów PZPR, postanowił postawić przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego.
Ryszard Kalisz chce to uczynić jeszcze przed postawieniem przed Trybunałem Stanu Wojciecha Jaruzelskiego.
Jak powszechnie wiadomo, w czasach urzędowania Wojciecha J. (tak powinno się w świetle prawa pisać nazwisko oskarżonego) pozbawiono bezprawnie wolności wiele tysięcy ludzi opozycji. Kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt osób, przypłaciło swój patriotyzm życiem. Apogeum zbrodni przypadło na okres stanu wojennego, kiedy to wzorzec kolaboranta prosił nawet władze sowieckie o interwencje zbrojną, gdyby sam nie dał rady rozprawić się z opozycją. Co znamienne, stan wojenny został wprowadzony z pogwałceniem Konstytucji. Źródło opresji wobec społeczeństwa okazało się być bezprawne.
Po tym haniebnym czynie kariera Wojciecha J, wbrew logice i oczekiwaniom uczciwych ludzi stale się rozwijała. Okrągły stół, prezydentura, a ostatnio doradca prezydenta RP a może nawet i przyjaciel, bowiem z wielką troską odbywali wspólne wielodniowe podróże do Moskwy, Smoleńska pomimo tego, że jak stwierdzono w pewnym procesie o zabójstwo i sprawstwo kierownicze, sam Wojciech J. nie jest w stanie usiedzieć na klimatyzowanej sali rozpraw dłużej niż 2 godziny. Nic dziwnego, że Wojciech J. tak gorliwie udzielił poparcia w wyborach prezydenckich Bronisławowi Komorowskiemu.
Ponad 20 lat bezkarności polskiego Vidkuna Quislinga, i najwyraźniej psuło wątrobę Kalisza, skoro postanowił coś z tym zrobić, a przynajmniej przykryć i zdewaluować uczynki prawdziwego przestępcy. W starym stylu znaleziono kozła ofiarnego. Zarzucono mu zbrodnie stanu i postanowiono postawić przed Trybunałem Stanu – wszystko modelowo i gładko, niemal jak z podręcznika dezinformacji dla służb specjalnych.
Wojciech J. i inni reżimowi działacze mogą obśmiać się jak norka z polskiego prawa i zwykłej ludzkiej sprawiedliwości.
„Rozwinięta” demokracja podobnie jak dyktatura może mieć swoich „ludzi honoru” i wyjętych spod prawa wrogów.
Historia zatoczyła kolejne koło.
Polecam wszystkim lekturę: „Obronę Sokratesa”. Na szczęście nie została sfilmowana przez Wajdę, ale to cieniutka książeczka, więc nawet leming da radę ją przeczytać. Bardzo pouczająca, choć zapewne trudna do zrozumienia dla indoktrynowanego rozumu leminga. Uprzedzę jednak wnioski zawsze optymistycznych lemingów - książka nie kończy się wesoło i nie jest to komedia.
Inne tematy w dziale Polityka