Przebiegły Radek zdobywa punkty na berlińskich salonach. Każdy zainteresowany już poznał zasadnicze tezy jego wystąpienia, wiec nie muszę ich przytaczać. Gdyby przemówienie o takiej treści wygłosiła dajmy na to Fotyga, to znając jej dotychczasowe dokonania i przekonania byłbym całkowicie spokojny. Ot zwykła dyplomacja. Trochę marchewki i trochę kija. Byłbym przekonany, że ma na względzie zarówno (a może przede wszystkim) dobro Polski i Polaków oraz także dobro naszych sąsiadów z Unii.
Gdy jednak przemawia spec od dorzynania watah, to nie jestem już tak bardzo optymistyczny.
Mam w pamięci przemówienie Radka sprzed 4 lat, które wygłosił w polskim parlamencie. Było to preludium a teraz w Berlinie usłyszeliśmy rozwinięcie tematu.
Niestety Radek jest niewiarygodny, a więc w konsekwencji nie może być poważnie traktowany.
W sytuacji, kiedy Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu, domaganie się większej stanowczości i ustanowienie wspólnego strażnika finansów dla poszczególnych krajów członkowskich jest wręcz prośbą o ostre i bolesne rózgi na własny tyłek. Gdy dojdzie do tego, to nie będą tolerowane żadne księgowe sztuczki Rostowskiego. Chyba, że sprawcy nie będą już za ten zły stan odpowiedzialni, gdyż przekażą część suwerenności (a więc odpowiedzialności) na rzecz superpaństwa. Akurat tę część suwerenności związaną ściśle ze sprawami finansowymi.
Przemówienie Radka należy odbierać wyłącznie jako ucieczkę od odpowiedzialności rządu Tuska i Rostowskiego. Po prostu planują przerzucić winę za załamanie gospodarcze, drożyznę i stagnację na Niemcy, niezależnie od tego, czy Niemcy podejmą działania nakazując Polsce określone posunięcia w sferze finansów, czy też pozostaną bierni. Za bierną postawę, ten rząd też obciąży Niemcy odpowiedzialnością tak samo, gdy Niemcy (w nowej roli) nakażą nam określone posunięcia.
Nasze wołanie o należne miejsce w gronie państw rozwiniętych, jest jak pukanie Rostowskiego do zamkniętych drzwi, za którymi podejmują decyzje ministrowie Eurostrefy. To jest po prostu śmieszne i żenujące. Prezydencja tylko umożliwiła Rostowskiemu śledzenie na monitorze obrad tego gremium i udział w imprezach towarzyszących, bez prawa głosu w sprawach decyzyjnych.
Należy sobie uświadomić, że nie spełniamy żadnego z warunków konwergencji niezbędnego do przyjęcia euro. Ostatnie kryterium, przestaliśmy spełniać w 2009r za rządów Tuska. Nie zapowiada się, w najbliższych siedmiu latach, abyśmy mogli spełniać te warunki. A nie są to warunki wygórowane, lecz wskazują jedynie na zdrowy i stabilny system finansowy.
Powinniśmy dążyć do tego, aby spełniać te warunki niezależnie od późniejszej decyzji w sprawie przyjęcia euro. Starań w tym kierunku jednak nie ma żadnych, lub są one kompletnie bezowocne.
Na razie decyzja polskiego rządu o przyjęciu euro przypomina decyzję jakiegoś małego aeroklubu o lotach na Marsa.
Dlatego też ucieczkę od odpowiedzialności, oraz zrzeczenie się suwerenności finansowej przed czasem (bo przewidziana jest ona dopiero z momentem przyjęcia euro) należy jednoznacznie ocenić negatywnie.
Być może jest to nowy pomysł na przyjęcie euro z pominięciem obowiązku spełnienia wszystkich warunków konwergencji oraz przynajmniej dwuletniego okresu przejściowego. Taka swoista droga na skróty.
Należy jednak stwierdzić, że jest to zarazem szybsza droga prowadząca wprost do kłopotów, jakie ma obecnie Grecja, Włochy i inne kraje, które teraz zmuszone są podejmować prawdziwe a nie tylko pozorowane reformy. Reformy w tych krajach podejmują już jednak nowo wybrane rządy nieskompromitowane sztuczkami księgowymi, czy zaciąganiem nadmiernych długów.
I ta obawa o utratę stołków jest prawdziwym motywem działań Radka w porozumieniu z Donaldem i Vincentem.
Ciekawe, kto da się na ten numer nabrać.
Inne tematy w dziale Polityka