Już od dawna słychać głosy, że pomysły Tuska i jego platformy obywatelskiej są czysto wirtualne. A nawet, jeżeli brzmią prawdopodobnie, to zrealizowane zostaną na opak. Ileż to razy słyszeliśmy, że rusza ofensywa legislacyjna, a sam premier zamieszkał w sejmie, aby nie tracić czasu na dojazdy i wyjazdy. Wszystkiego dogląda, na wszystkim się zna. Wiadomo fachowiec. Powołane nawet zostało nowe ministerstwo od cyfryzacji.
A tu nagle, grupka hakerów blokuje strony i paraliżuje prace rządu.
Obyśmy nie usłyszeli, że czteroletnie plany reformatorskie rządu z takim mozołem przygotowywane i rozpisane nagle zostały jednym kliknięciem skasowane przez złośliwego hakera. Skasował wszystkie cudowne projekty, np. laptopów dla pierwszoklasistów, raport Pitery (pisany w mozole przez cztery lata) i wiele innych projektów ustaw reformujących służbę zdrowia, szkolnictwo, koleje, autostrady (haker zamienił je na drogi ekspresowe), emerytury, reformy w wojsku (w tym także prokuraturze wojskowej), które już były gotowe, zapięte na ostatni guzik i tylko miały być upublicznione właśnie w najbliższych dniach. Haker wszystko stasował i prace trzeba teraz zaczynać na nowo, albo przynajmniej dać kolejne 300 dni spokoju, na odtworzenie cudownego planu. Mam nadzieję, że nie usłyszymy z ust Donalda takiej bajeczki.
Obyśmy w poniedziałek (lub we wtorek – wiadomo jak Donek lubi pracować) nie zobaczyli Tuska, który z mównicy sejmowej kieszenie spodni nicuje na druga stronę i robi głupawą minę, poczym swoim zwyczajem szybko robi Marsa na czole i oskarża Kaczyńskiego o podżeganie i sprzyjanie hakerom.
Nie przekonują mnie, glosy, że hakerzy zrobili to w proteście przeciwko podpisaniu przez Polskę układu ACTA.
Ostatnimi czasy, mieliśmy do czynienia z kilkoma prowokacjami, które rząd wykorzystywał do realizacji własnych celów. Nawet stosowne ustawy miał napisane w ciągu kilku godzin, jak miało to miejsce po wydarzeniach z 11 listopada 20111r. Tacy są sprawni i błyskawiczni, gdy chodzi o poskramianie i ograniczanie praw obywatelskich.
Czy nie mamy czasem do czynienia z podobnym zjawiskiem w tym przypadku?
Termin ataku wybrany został wręcz idealnie - z soboty na niedzielę. Dzięki temu można mieć jeden dzień na zaobserwowanie reakcji społecznej. Poprą protest, czy będą oburzeni tym akiem? Pozwala to na zastosowanie odpowiednich wariatów i lepsze dopasowanie środków. Szybka reakcja premiera czy prezydenta na atak hakerów nie jest oczekiwana, bo wiadomo - niedziela to dzień wolny od pracy. Trzeba czekać do poniedziałku. Czy niedziela jest dniem wolnym także dla pijarowców oraz ludzi, którzy zawodowo i za pieniądze trudnią się wywoływaniem oczekiwanych postaw społecznych?
Trudno jest to stwierdzić jednoznacznie. Zatem pozostaje nam jedynie czekać do poniedziałku.
Jeżeli dość szybko usłyszymy o nowych rozwiązaniach karnych, dla hakerów, które "tylko przy okazji" będą ograniczały wolność słowa w internecie, możemy być pewni, że prowokacja się udała. Nic nie dzieje się przypadkiem, tak jak nie przypadkowo spadają samoloty. Zwłaszcza, gdy takie gotowe rozwiązania zostaną szybko zaprezentowane oraz gdy usłyszymy zapewnienia o dużej determinacji rządu i konieczności wprowadzenia ograniczeń.
Aktualnie możemy obserwować sprawę protestu pieczątkowego. Każdy zauważy, że absurdalne rozwiązania, które znalazły się w tej beznadziejnej ustawie wymagają przynajmniej tygodnia na ponowne opracowanie i dostosowanie. W zasadzie protest rozpoczął się wraz z nowym rokiem a do tej pory nie doczekaliśmy się prawidłowej nowelizacji ustawy. Trwają pracę, które jeszcze się nie zakończyły.
Zatem, gdy nazajutrz dowiemy się o przygotowaniu nowych przepisów mających rzekomo zwalczać piractwo internetowe i ataki na strony rządowe, to możemy być chyba pewni, że zmiany przygotowane zostały już dużo wcześniej i tylko czekano stosownego momentu, aby je zaprezentować. A może nie czekano, lecz postanowiono przyśpieszyć moment, w którym upubliczni się przygotowane zawczasu zmiany ograniczające swobody w internecie?
Kto ujmie się za obywatelami? Kto obroni ich praw i swobód konstytucyjnych?
Niedorzecznik, który w sprawie protestu lekarzy został postawiony na baczność przez premiera i stanął po stronie rządu atakując środowisko lekarzy? Na niedorzecznika nie możemy liczyć.
Nie ma już w zasadzie żadnej instytucji, która w demokratycznym państwie funkcjonuje i powołana została do kontroli rządu, szerzej administracji i podległych służb. Wszystkie te instytucje kontrolne lub równoważące działania władzy zostały spacyfikowane i obsadzone przez jedną partię władzy. No może poza IPN i NIK, które to instytucje jeszcze się bronią, choć zęby już mają wybite. W naszej sprawie jednak niewiele mogą nam pomóc. Co nam z tego, że IPN opisze PRL-bis w swoim biuletynie.
Internet to ostatnie miejsce wolności słowa. Reżimowe media i inne zaprzyjaźnione telewizje stały się tubą propagandowo-ogłupiającą. Telewizji Trwam odmawia się miejsca na multipleksie, tłumacząc to w absurdalny sposób i z wielką bezczelnością, lub tak jak zrobiła to Śledzińska-Katarasińska ucinając wszelką dyskusję przed czasem. Ta pani znana z tego, jakie paszkwile pisała w 1968 do komunistycznej gazety niewiele zmieniła się mentalnie. Teraz ma nowego wroga, i stare wypróbowane metody na opozycję.
Kończy się wolność słowa w internecie. Nadchodzi czas ograniczeń inwigilacji i represji a wystarczy do tego jedynie przypuszczenie naruszenia a nie pewny dowód na łamanie prawa przez internautów.
Wszystko w celu, aby jeszcze dłużej utrzymać się przy korycie i zagarniać pełnym garściami z podatków to, co obywatele wypracowują w pocie czoła.

Inne tematy w dziale Polityka