Chciałem już wcześniej zwrócić uwagę na pewne kwestie związane z ACTA. Zastanawia mnie dyskusja na temat szczegółowych rozwiązań oraz wzajemne przerzucanie się cytatami i paragrafami. Musze zauważyć, że dokument ACTA został podpisany w jednym egzemplarzu oryginalnym, w językach angielskim, francuskim i hiszpańskim, przy czym każdy z tych tekstów jest na równi autentyczny. ACTA w języku polskim nie są tekstem autentycznym, to jest tylko tłumaczenie, przekład bez mocy prawnej. Więc gdy dojdzie do ewentualnego sporu strona polska nie może powoływać się na polskie tłumaczenie, lecz musi wskazać konkretne paragrafy w tekście autentycznym.
Mam nadzieję, że tłumaczenia nie dokonywała córka Rostowskiego, która została zatrudniona w MSZ w bardzo dziwnych okolicznościach. Pamiętamy tę bulwersującą sprawę i klasyczny przykład nepotyzmu.
Tłumaczenie angielskie, zapewne było analizowane pod kątem systemu common law obowiązującego w większości krajów anglosaskich. Język francuski jest tradycyjnym językiem dyplomacji. Ta wersja bardziej dostosowana jest do prawa kontynentalnego.
Przypominam ratyfikowana umowa międzynarodowa staje się prawem obowiązującym w Polsce i jest stosowana bezpośrednio. Ma pierwszeństwo, przed ustawami krajowymi.
Wyrażam wątpliwości, co do prawidłowości tłumaczenia ACTA, analiza tekstu powinna obejmować wszystkie autentyczne języki. Dokonać tego powinni nie tylko tłumacze, ale także prawnicy, specjaliści od prawa międzynarodowego oraz prawa objętego treścią umowy.
W firmie, z którą kiedyś przy jednym projekcie współpracowałem była taka praktyka, że tłumaczenia dokonywał student, a wynagrodzenie za tłumaczenie otrzymywała żona prezesa. Obserwując działania rządu, mam wątpliwości, czy aby ten model postępowania nie rozpowszechnił się w sferach rządowych.
Inna sprawa, dotyczy determinacji rządu Tuska do podpisania tego aktu. Nie powinno to budzić zdziwienia, zwłaszcza, że wcześniejsze działania wobec obywateli, miały podobny charakter. Chodzi mianowicie o model państwa, w którym obywatele szpiegują siebie wzajemnie a o wszelkich nieprawidłowościach informują władzę i odpowiednie służby. Idealne rozwiązanie, które bardzo sprawnie funkcjonowało w DDR. Przypomnijmy sobie, jak rząd usiłował obarczyć lekarzy obowiązkiem sprawdzania danych, którymi wcale nie powinni sobie zawracać głowy i które należą do obowiązków NFZ. Lekarze mieli „badać”, kto jest nieubezpieczony. Rząd usiłował także obarczyć lekarzy odpowiedzialnością za wszelkie nieprawidłowości. W przypadku ACTA szpiclami próbuje się uczynić dostarczycieli internetu, właścicieli portali itd. Pod groźbą kary mają dostarczać informacji na temat obywateli.
To idealne rozwiązanie dla reżimowej władzy: uczynić obywateli bardziej podejrzliwymi, ale nie wobec władzy, lecz wobec siebie na wzajem. Samemu zaś ulokować się w pozycji arbitra. Na każdego jest hak, więc gdy tylko się wychyli, to się za niego zabierzemy i zniszczymy finansowo lub wizerunkowo. W takim reżimowym państwie do pełnego szczęścia brakuje tylko niejasnego prawa, na podstawie którego każdy jest podejrzany i każdy jest umoczony, a stwierdzenie tego jest niezwykle proste, to zwykła formalność. Zresztą najlepiej jest rzucić oskarżenie, przyjąć domniemanie naruszenia i niech sobie teraz obywatel udowadnia sam, że jest niewnny.
Takiemu modelowi państwa, które ogranicza do minimum swobody obywatelskie, należy się zdecydowanie sprzeciwiać.
Pamiętamy sprawę przedsiębiorcy Kluski, gdy nawet wojsko zostało użyte do rekwizycji pojazdów należących do jego firmy. Sprawa, która w warunkach wojny i nagłej potrzeby mogłaby mieć jakieś moralne usprawiedliwienie, ale nie w warunkach pokoju. W przypadku Kluski wojsko zostało wykorzystane przeciwko jemu i przeciwko prowadzonej przez niego działalności. Być może prokurator miał obiekcje, a woskowemu trepowi wystarczyło wydać rozkaz i obiekcje zniknęły.
Ostatnia sprawa dotyczy dziadowskiego państwa i dziadowskich adminów.
Sprawa blokowania a nawet włamania na serwery rządowe była dla mnie i śmieszna i straszna zarazem.
Śmieszność admina1, wklejek z hasłem i loginem do systemu na komputerze Tuska jest oczywista. Teraz próbuje się bagatelizować całą sprawę, ale każdy rozsądny obywatel wie, że konsekwencje takiej lekkomyślności mogą być daleko idące i bardzo tragiczne. Zamiast lekkomyślność należałoby użyć słowa głupota i nieodpowiedzialność. Zwłaszcza to ostatnie słowo – nieodpowiedzialność - bardzo dobrze charakteryzuje rządy Tuska.
Włamanie do systemu może spowodować zmiany w treści dokumentów, lub ich podmianę. Konsekwencje mogą dotyczyć wszystkich obywateli. Na podstawie ustawy z dnia 10 września 2009 r. o zmianie ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych (Dz. Nr 190, poz. 1473) ustawy z dnia 10 września 2009 r. o zmianie ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych (Dz.U. Nr 190, poz. 1473) wynika, że od 1 stycznia 2010 r. Dziennik Ustaw i Monitor Polski są publikowane na internetowej stronie Rządowego Centrum Legislacji i są one oficjalnym źródłem prawa, wiążącym wszystkich obywateli. Opublikowany tna tych stronach internetowych elektroniczny Dziennik Ustaw i Monitor Polski jest takim samym oficjalnym źródłem prawa, jak publikatory papierowe. Co więcej, może się zdarzyć, że Dziennik Ustaw najpierw zostanie opublikowany w internecie - na stronach rządowych a dopiero później zostanie wydany jego papierowy odpowiednik. W takiej sytuacji dniem publikacji Dziennika Ustaw będzie dzień jego ukazania się w internecie. Wydrukowane później "papierowe" Dzienniki Ustaw mają tę samą datę publikacji, co ich wersje elektroniczne. O ile jeszcze wydaje się te dokumenty w formie papierowej, ponieważ nagle zniknęły z miejsc, gdzie je nabywałem. Widać zwyraźnie, które formy są ważniejsze dla obywateli.
Wystarczy teraz podmienić kilka plików, aby zmienić obowiązujące prawo. Taka drga na skróty otwiera się dla lobbystów a nawet dla samego opresyjnego rządu, jako jeszcze szybsza ścieżka "legislacyjna". Co z tego, że nielegalna? Mieliśmy już przykłady zmiany umów międzynarodowych zawartych na piśmie, poprzez ustne porozumienie - zawarte na tzw mordę jak np. w sprawie śledztwa smoleńskiego.
Znając "profesjonalizm" admina1 i jego kolegów należy wyrazić wątpliwość czy są w stanie ustalić, które z aktów obowiązujących ustaw były zmieniane i przez kogo. A wystarczy niekiedy wstawienie do tekstu wyrażenia "lub czasopisma", lub nawet tylko inne ulokowanie przecinka w tekście, aby zmienić sens ustawy.
Wątpię, aby przy takiej ilości aktów prawnych, projektów ustaw admin1 i jego koledzy byli w stanie dokonać analizy i ustalić, czy nie dokonano w ostatnich dniach zmiany w tych dokumentach, ustawach, rozporządzeniach itp. To jest długotrwały proces.
Co więcej, nie ma pewności, że cichych włamań i podmian dokumentów nie było wcześniej, zanim grupka młodocianych hakerów postanowiła uczynić to w spektakularny sposób. Przecież przy takim poziomie zabezpieczeń, byle haker przy użyciu odpowiednich programów, dla jaj lub nawet na zlecenie, był w stanie dokonać zmian w prawie. Bardzo mnie to martwi i niepokoi.
Sprawa ACTA obnaża niekompetencję tego rządu. Niekompetencja została ujawniona wielokrotnie przy sprawie smoleńskiej i nie tylko, ale tamte sytuacje propaganda rządowa wraz z zaprzyjaźnionymi mediami mogły przedstawiać jako bezmyślną walkę Kaczora (chorego na władzę) z rządem. W tym przypadku to kłamstwo już nie przejdzie.
Nieodpowiedzialny rząd został obnażony publicznie - majty ściągnięto i to ośmieszenie ma o wiele szerszy aspekt, niż tylko treść zapisów ACTA.
Jak nic z tym nie zrobimy, to śmiać się będą także za granica - tyle, że z nas, obywateli takiego państwa.
Tusk w Sejmie - miejsce powstawania obowiązującego prawa.
Jaka władza, takie prawa.
Inne tematy w dziale Polityka