Okazuje się, że naciski jednak były. Publicznie potwierdził to Edmund Klich - akredytowany przy MAK polski ekspert od katastrof lotniczych.
Wersja, że piloci byli naciskani i przymuszeni do lądowania nie potwierdziła się. Potwierdza się natomiast wersja nacisków ekipy rządowej na prowadzących śledztwo. Ograniczenia te postanowił nagrać Klich, który mówi, że presji i sugestii dokonywał także Donald Tusk.
W normalnym kraju sprawa ta byłaby skandalem politycznym. Media wymusiłyby konfrontacje obu osobników Klicha i Tuska. U nas jednak dziennikarzyny, przemykają bokiem, albo mówią coś półgębkiem. A przecież to sensacyjna i skandaliczna informacja.
W krajach o ugruntowanej demokracji tego typu doniesienia w sprawie katastrofy narodowej byłyby, co najmniej przyczyna odsunięcia Tuska od władzy. Przypominam, że w aferze Watergate powodem skandalu i śledztwa prokuratorskiego było podsłuchiwanie opozycji. Spowodowało to kryzys konstytucyjny, w wyniku którego prezydent
Richard Nixon został zmuszony podać się do dymisji.
W PO-lsce w erze Tuska, podsłuchy to normalność na skalę niespotykaną w całej Europie. Szef jednej ze służb wykorzystuje prywatne podsłuchy do walki z przeciwnikami procesowymi w sprawach cywilnych.
Jeżeli ktoś twierdzi jeszcze, że żyjemy w kraju praworządnym i demokratycznym, to chyba się z baranem na łby pozamieniał. Otrzeźwienie jednak przyjdzie szybko, bowiem barany trzeba, co jakiś czas strzyc. Może tym razem, gdy ogolą do łysa, jeden baran z drugim zorientuje się w końcu, o co tak naprawdę chodzi w PO-lsce rządzonej przez dyplomatołów i fachowców z PO, jak Mucha, Grabarzyk, Nowaku i reszta nieudacznych pasożytów.
Jestem jednak realistą i wiem, że dla niektórych baranów to odległa perspektywa otrzeźwienia. Jeden z nich niedawno twierdził, że jest lepiej, bo zapłacił mniejszy podatek, niż w zeszłym roku. Radość barana nie trwała długo, do chwili, gdy uświadomiłem mu, że stawki podatku wcale nie zmalały, inflacja wzrosła i ceny wzrosły, zatem logicznie wychodzi, że miał mniejszy dochód. Baran jeszcze się odgryzał, że miał większe koszty. Zatem drugi raz odpowiedziałem mu, że możliwość odpisów jest limitowana i w dodatku wiele z nich zostało ograniczonych lub zlikwidowanych. Nie wiem czy dotarło, bo więcej się już nie odzywał. Może się obraził. Mam nadzieje, że nie na mnie, tylko na tych, którzy golą go niemal do łysa i zarabiają krocie na słomianych inwestycjach.
Inne tematy w dziale Polityka