Któż z nas nie marzy o długiej włóczędze? O tym, by odbyć podróż dookoła lub przez połowę świata, by zobaczyć rzeczy, których na co dzień ujrzeć nie sposób? Wszystkim podzielającym te gusta mogę polecić wydaną niedawno nakładem wydawnictwa WAB książkę Haliny Korolec Bujakowskiej „Mój chłopiec, motor i ja”.
Właściwie książkę tą możemy podzielić na dwie części. W pierwszej zamieszczone są felietony, jakie dla polskiej prasy pisała Halina Bujakowska, w drugiej zaś przeczytamy porady praktyczne dla osób wybierających się motocyklem z Polski do Chin, artykuł, który napisał po powrocie do Polski Stanisław Bujakowski. Po lekturze tej pierwszej części doznajemy uczucia niedosytu. Trasa 24 tys km, przejazd przez Turcję, Syrię, Iran, Irak, Indie oraz Chiny lat trzydziestych XX wieku, mogą chyba dostarczyć wrażeń, po których można napisać coś więcej niż o zmęczeniu, rozrzuconej po świecie Polonii, czy problemach z przekraczaniem granic. Odnosimy więc wrażenie, iż Helena Bujakiewicz uczy się pisać felietony w czasie tej wyprawy. Wrażenie to potęguje fakt, iż felietony pisane w Indiach czy Chinach są już znacznie lepsze.
Druga część to poradnik dla osób, które chciałyby powtórzyć tą trasę. Biorąc pod uwagę dzisiejszą technikę czy sytuację polityczną Europy i Azji, połowa tych rad jest nieaktualna. Nie ma bowiem różnic w jakości motocykli wojskowych i cywilnych, w kołach motocyklowych nie musimy zmieniać szprych, zabranie zaś broni palnej w taką podróż wydaje się czystą abstrakcją. Gdybym jednak chciał powtórzyć taką wyprawę z całą pewnością wziąłbym pod uwagę wszelkie rady Stanisława Bujakiewicza.
Inne tematy w dziale Kultura