Mediom
Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę stropieni,
jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!
(…)
Bo pamięta poeta, zapamięta też naród
wasze jady sączone, bez ustanku dzień w dzień.
(Marcin Wolski )
„Zaproście Palikota i Niesiołowskiego. Krzyczcie: „cham” i „dureń”, i „były prezydent Lech Kaczyński”. Wyśmiewajcie i drwijcie. Bądźcie sobą. Gardzę wami. Jestem dumny, że Go znałem” -
pisał nie tak dawno Zdzisław Krasnodębski.
Jarosław Kaczyński stracił w katastrofie pod Smoleńskiem brata, bratową, przyjaciół i zarazem najbliższych współpracowników. Gdyby usunął się w cień, być może dano by mu spokój. Tylko co to znaczy usunąć się w cień? Gdyby nie wystartował, przeczytałbym – uwierzyłbym w przemianę, gdyby przestał być prezesem. Gdyby przestał być prezesem napisano by, gdyby … gdyby, to przeczytałbym …. gdyby dał się dorznąć. Gdyby dał się dorżnąć, najlepiej razem z całą watahą. Bo przecież gdy wybuchła afera hazardowa, Tusk wypowiedział PiSowi wojnę. Dorżnięcie watahy, to życzenie Tuska. Czytam w giewu:
„Ktoś wcześniej powiedział, że uwierzyłby w odmianę Kaczyńskiego, gdyby nie wystartował w wyborach prezydenckich.”
No właśnie.
Wystartował.
Od dwóch miesięcy media notowały każde jego słowo, obserwowały każdy gest i brak gestu i czekały. Czekały. Czekały na sposobność by zaatakować. Czy ktoś wierzy w przemianę redaktora Michnika? Wołka? Żakowskiego czy Lisa? Kuczyńskiego? Olejnik? Czy ktoś wierzy ?
Przyjmie zaproszenie do Rady czy nie przyjmie, przyjdzie na posiedzenie, czy nie przyjdzie. Milczy jakże agresywnie, a powinien mówić, … mówi a powinien milczeć.
Zmienił się czy nie zmienił, media cytowały słowa Nowaków i Halickich, zbierały słowa biłgorajskiej szumowiny. Dzisiaj czytam w Dzienniku słowa godne szubrawca. Jakże znane.
„Zdaniem Palikota, przemiana Kaczyńskiego mogła wywrzeć wpływ na jego psychikę. "Czy jesteśmy pewni, że ten głęboki wstrząs, który miał miejsce w przypadku Jarosława Kaczyńskiego nie zaowocował jakimiś trwałymi zmianami jego psychiki? Czy możemy sobie poradzić potem z sytuacją, w której osoba niezdolna do wykonywania tej funkcji zostanie na fali tego nieszczęścia i współczucia wybrana na prezydenta naszego kraju?"
Czy organ Michnka zajmuje się tym co czyni Palikot? Zajmie się biłogorajskim prowokatorem, tuskowym cynglem? Nie. GW czekała na jakiekolwiek słowa Kaczyńskiego.
I wydaje im się, że się doczekali. Wojciech Mazowiecki – czyli ktoś mniej więcej pokroju Wołka znanego w salonie 24 jako „wiadro” może wyciągnąć zatrute żółcią nienawiści pióro, może zanurzyć w szambie i pisać.
Wyjaśnienie – szambo, żółć, nienawiść, rynsztok – to słownictwo michnikowe. Używam go z niechęcią, z odrazą, w pełni świadomie naśladuję redaktora z Czerskiej, gdyż inaczej nie dotrze.
Ktoś ma wątpliwości ? Mógłbym podać wiele przykładów.
Oto próbka stylu i słownictwa Michnika:
„Dziś plugawienie rewolucji solidarnościowej i jej bohaterów przez esbeckie archiwa to dla jednych czyn heroiczny, dla innych — granat ciśnięty w szambo: jednych zabije, innych okaleczy, wszystkich zasmrodzi. I tacy właśnie — poranieni, upaprani … „
Szambo gnój, rynsztok – z koniecznym dodatkiem krajowy, "Brutalne prostactwo polskiej
prawicy katolickiej" – oto słownik Michnika ostatnich lat.
Ale skoro o Michniku, to może jeszcze jeden cytat:
„Fenomen nagonek był ciekawy. Miały one w Polsce długą historię: bywały organizowane z nakazu władzy, ale bywały też inspirowane przez środowiska opiniotwórcze aspirujące do władzy; bywały również spontaniczną reakcją na wypowiedź jakiegoś śmiałka, który odważył się naruszać dogmaty uchodzące za niewzruszone.
Musiał to jednak być śmiałek cieszący się powszechnym szacunkiem, autorytet dla wielu środowisk — bowiem cechą wspólną nagonek był ich obiekt — ktoś wybitny i zasłużony — rzeczywista zawada dla naganiaczy.
Nagonka miała tych ludzi zohydzić, opluskwić, uczynić przedmiotem zbiorowej nienawiści i pogardy. Taki był sens nagonek międzywojennych na Gabriela Narutowicza i Stefana Żerpmskiego z jednej strony, a na Wincentego Witosa czy Wojciecha Korfantego — z drugiej. (…)
Doktor Goebbels powtarzał podobno, że jeśli obrzucać kogoś błotem długo i systematycznie, to jakieś grudki błota zawsze przylgną do ofiary. W ten sposób powstawał resentyment ofiary oskarżonej o zdradę, ale też resentyment naganiacza, który z udziału w nagonce uczynił sobie sposób na życie.”
Tak, to Michnik.
Spacerowałem alejkami parkowymi z pieskami, i przysiadłem na ławce obok młodej dziewczyny, zatopionej w ogłoszeniach drobnych. I przypadkowo – właśnie przez ramię, dojrzałem słowa:
„Jarosław Kaczyński - tak zagalopowawszy się jak dawniej - już uciec nie może. Bo okaże się cynicznym graczem politycznym, dla którego śmierć 96 Polek i Polaków w katastrofie jest tylko elementem kampanii wyborczej.”
Uświadomiłem politycznie przeuroczą czytelniczkę ogłoszeń drobnych i sięgam do tekstu – Wojciecha Mazowieckiego.
Kaczyński – ile razy w krótkim tekście padnie nazwisko Kaczyński:
· rugał rząd i premiera Jarosław Kaczyński wśród powodzian
· Wrócił stary, dobrze znany Jarosław Kaczyński.
· Pielgrzymujący na wały kandydat na prezydenta Kaczyński
· Kaczyński nie chciał się odnieść do działań swych wielbicieli
· "Dobry" Kaczyński to była tylko ta pierwsza, słodko-fałszywa część machiny propagandowej PiS
· uwierzyłby w odmianę Kaczyńskiego, gdyby nie wystartował w wyborach prezydenckich.
· Kaczyńskiemu nie chodziło o powódź. Zatem o tragedię smoleńską?
· Bo dzięki powrotowi prawdziwego Jarosława skończyła się taryfa ulgowa dla kandydata Kaczyńskiego.
Kim w tej "jednej sprawie" są "chłopcy z zapałkami"?
Od odpowiedzi na to pytanie Jarosław Kaczyński - tak zagalopowawszy się jak dawniej - już uciec nie może.
Bo okaże się cynicznym graczem politycznym, dla którego śmierć 96 Polek i Polaków w katastrofie jest tylko elementem kampanii wyborczej.
I czytam dalej -
· Chwilowa "zmiana" prezesa, którą stratedzy PiS przez ostatnie dwa miesiące usiłowali nam wmówić, ustąpiła w niedzielę w Jaśle. Gromy jak dawniej sypały się w imieniu społeczeństwa.
· Trzeba mieć nadzieję, że ta manipulacja się kończy. Bo cóż jeszcze chcemy zobaczyć, by nie dać się dłużej mamić "odmianą"? Chyba że chcemy wierzyć w ten miraż wbrew faktom.
· Należą się nam wyjaśnienia, co znaczą sugestie-insynuacje o "zabawie chłopców z zapałkami", która "już się w jednej sprawie bardzo źle skończyła".
I delikatna Dominika Wielowieyska dołącza do kolegi cyngla:
„Nie podejrzewam sztabu PiS o to, iż w czasie kampanii z rozmysłem sączy informacje o dramacie Jadwigi Kaczyńskiej, aby podtrzymać współczucie dla jej syna. Myślę, że współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego mają po prostu potrzebę mówienia o tej tragedii, bo sami to przeżywają”.
Rok temu pryncypał kilkunastu cyngli z Czerskiej skarżył się Lisowi:
„… dla pewnej kategorii ludzi zrobiłem się taką wygodną spluwaczką, że można na mnie splunąć, bezkarnie i to wie pan przykleja się, przykleja się ….”
Czy to dziwi? Czy kogoś to dziwi?
Nagonka miała tych ludzi zohydzić, opluskwić, uczynić przedmiotem zbiorowej nienawiści i pogardy. Taki był sens nagonek …
Doktor Goebbels powtarzał podobno, że jeśli obrzucać kogoś błotem długo i systematycznie, to jakieś grudki błota zawsze przylgną do ofiary.
Powtarzać za Krasnodębskim. Gardzić cynglami.
Inne tematy w dziale Polityka