Czytam sobie komentarze w Salonie 24.
Jest niedziela, dzień po żałosnej próbie podtrzymania morale w szeregach PiS wspieranej wszystkim czym się da, od wycia i gwizdów na dźwięk nazwiska: Tusk, po korespondujące z tym wyciem zagrzanej do boju tłuszczy, pieśni religijne tymi samymi ustami śpiewane.
Wszystko to po to, by przykryć przeciekające jak woda przez utajnione sito, nocne czytanki z zeznań ministra rządu Jarosława Kaczyńskiego, do niedawna jego prawej ręki, którą sprawnie przygotowywano prowokacje, podsłuchy, inwigilacje, szantaże, haki, kwity, teczki i inne przyjemności dla przeciwników politycznych także we własnych szeregach.
Nie bardzo to wyszło, to spotkanie w Olivii.
Musiało sporo kosztować subwencjonowaną z naszej kieszeni kieszeń partyjną PiS, ale niespecjalne echa w mediach wzbudziło, nawet tuby PiSowskie z jakąś taką nieśmiałością i zażenowaniem odfajkowały ten smutny spektakl.
Zabrakło właściwie tylko komendy: ”Sztandar wyprowadzić”.
Uroczysty to był pogrzeb i stypa okazała, może dlatego wielu przybyłych myślało, że jest na weselu i nie dostrzegało nieboszczki IV RP. po cichu, wstydliwie, chyłkiem na cmentarz historii wyprowadzanej.
A i dziś w wielu jeszcze zostało owo weselne upojenie i nic to, ze pary młodej nie pamiętają – gdzieś tam przez pomroczność jasną przebija im się do świadomości, że nie samym weselem człowiek żyje, ze wróg wilcze zęby w owczej skórze szczerzy i że rwać do przodu trzeba, oręż jakowyś w garść porywać i „bić, panie, bić się trza! O te Polske soledarne, coby jej nam liberały nie sprzedały, pani droga! On sam nam mówił przecie, że RzeczYpospolita nasza, pani kochana, że patAlogia zagraża – a ten Gdańsk to same Niemce i to wcale polskie miasto nie jest”.
Ot, i cała prawda o idei, która w potworka zamieniona, skarlała, rachityczna, zastrupiona w kompleksach i lękach, w liszajach tajnych policji zdegenerowana – dogorywała czas jakiś i zdechła bez nadziei na zmartwychwstanie.
Bez nadziei, ale nie bez pogrobowców uczepionych strzępków jej zbrukanej sukni i łzawych a wyblakłych fotografii przed oczy samym sobie podtykających.
Czytam w ten niedzielny wieczór w Salonie 24 teksty sierot po IV RP, pełne bólu i gniewu, złości i nienawiści, strachu i rozgoryczenia, niepewności i rozpaczy – szukające winnych tej śmierci wśród układów i wrogów – lecz nie mających odwagi nawet pomyśleć, unikających tej prawdy, która ciśnie się nieproszona do głów, poraża i paraliżuje, czyni życie nieznośnie bolesnym – że winien jest ten, któremu zaufali najbardziej, za którym poszli w bogobojnej zgodzie na wszystkie jego poczynania, gotowi zarzec się własnych sumień.
Mili moi – Polska – to nie numerowane dwie literki: RP.
Polska, ta nasza Pospolita Rzecz, jest Wasza i moja.
Żyje póki my żyjemy!
Przed nami nowy, jasny dzień.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka