
Sosenka a w ślad za nią komentatorzy na jej blogu opowiadają o Krakowie. O pierwszych chwilach i pierwszych wrażeniach w mieście, które pozostaje w ludzkiej pamięci na zawsze.
http://sosenka.salon24.pl/60066,index.html
Te wspomnienia, takie proste i zwyczajne – ale możliwe do zapamiętania przez ludzi o szczególnej, wyostrzonej wrażliwości – przywołały i moje wspomnienie pierwszego przyjazdu do Krakowa.
Mam 16 lat.
Listopad. Sobota. Dworzec znacznie większy, ale podobny do tego w mieście, w którym mieszkam. Pochmurnie. Zimny wiatr. Wyjście na lewo. Po schodkach w dół i na lewo. Ulica Lubicz. Skręcić za starym browarem w pierwszą przecznicę na prawo. Strzelecka – prosto, do końca. U wylotu, na wprost jest za murem niewielki kościółek, do którego od lewej strony przylega poklasztorny budynek. Na parterze. Sala 3 b. Łóżko na prawo pod oknem. Uśmiech i radosny okrzyk: jesteś!
Po wielu dniach wreszcie mogę przytulić się, zapaść w ciepło i czułość.
A nieco później w gabinecie wujka na pierwszym piętrze piję gorącą herbatę i usiłuję z jego słów wyłowić nadzieję.
Wiem już że nie ma jej dla 26-letniej ślicznej Krysi ze Śląska. Ziarnica. Jej rodzice starają się ukryć rozpacz i zbyt głośno coś paplają o sprawach rodzinnych. Patrzę na Krysię. Ona wie. I stara się ze wszystkich sił ukryć tę swoją wiedzę przed rodzicami.
11-letni Stasio nie ma nogi do kolana. W poniedziałek nie będzie jej miał do biodra. Łagodny, młody doktor Schul przynosi mu pomarańcze i jakąś książkę. Siada przy nim i głaszcząc go po łysej głowie mówi : Napisz do nich – mieszkacie tak daleko, nie dziw się, trudno im przyjechać.
Niedziela. Budzę się na wujowej kanapie w prześwietlonym słońcem gabinecie.
Mama śpi.
Wychodzę i przed kościołem widzę młodą kobietę z może pięcioletnim chłopczykiem z przepaską na jednym oczku. Kobieta powtarza jak mantrę: „Popatrz, trawa jest zielona, niebo jest niebieskie, słoneczko jest żółte, koszulkę masz czerwoną” – Chłopczyk wyrywa się znudzony i ciągnie matkę w stronę bramy na ulicę, ale matka przytrzymuje go przy skrawku zszarzałego już trawnika i powtarza drewnianym głosem : „popatrz, trawa jest zielona, niebo jest niebieskie”.....
Nieco później dowiaduję się, że drugie oko też musi być usunięte.
Po obiedzie Mama wysyła mnie do miasta.
Wsiadam w jakiś tramwaj i wysiadam na przystanku wygiętej w łuk ulicy, obok pałacowego budynku przy dość dużym placu. Widzę dwa kościoły za sobą i przed sobą. Pytam jak dojść do Rynku.
- O tu za rogiem trzeba skręcić w lewo.
Dziś wiem, że byłam na rogu Grodzkiej, przy placu Wszystkich Świętych przed placem Dominikańskim. Ale wtedy, może i za tym rogiem rzeczywiście bliziutko, parę kroków tylko, był krakowski Rynek i Sukiennice i Kościół Mariacki i mój dziś ulubiony kościółek św. Wojciecha – ale nie chciałam tego zobaczyć.
Nic mnie nie obchodził Kraków, zalany niezwykłym w listopadzie słońcem.
Czułam, wiedziałam tylko jedno:
Nie chcę Krakowa.
Chcę do domu.
Razem z Nią.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura