Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
106
BLOG

Cień - znaki zapytania IV

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 36

  Kiedy zaczynałam pisać o cieniach – wiedziałam, że się odezwą. I nie myliłam się. Odezwali się. W „starym dobrym esbeckim stylu” cienie cieni, którym kiedyś dano zarobić, tu i ówdzie spłacili swój dług przystępując do dyskredytacji - kpiną , kłamstwem i inwektywą. Ale także dziwnymi albo głuchymi telefonami, nocnymi dzwonkami domofonu, szperaniem po sieci, zasięganiem języka po znajomych. 

Trudno o lepszą zachętę do kontynuacji pisania o esbeckich cieniach, których ostatnie wydarzenia w Polsce spychają do dramatycznej defensywy. 

Prawda o tym kto jest kim i kto kogo ustawia, kto kim manipuluje – a także dlaczego – powoli przebija się do opinii społecznej.  Przebija się w konkretach, których rodowód sięga przełomu lat 80-tych i 90-tych, ale źródeł zależności należy szukać znacznie wcześniej w tajemnicach przyczyn związków personalnych.  

 „Dorn w partii był singlem, nie miał swojej grupy” - mówi "Polsce" Adam Lipiński, jeden z wiceprezesów PiS.

W tym zdaniu, dotyczącym trwającego od dłuższego czasu a spotęgowanego wyrzuceniem Ludwika Dorna, rozpadu PiS – zawiera się sama prawda o istocie partii Kaczyńskich. Single kontra układ. Wewnątrzpartyjny, nie mający nic wspólnego z demokracją, silny układ personalnych powiązań o charakterze politycznym i biznesowym.

Singel Dorn – twórca „Prawa i Sprawiedliwości” (to on wymyślił tę nazwę partii) – spełnił rolę pożytecznego idioty i przestał być potrzebny układowi.

Mówi o tym człowiek, który tworzył PiS wraz z Dornem.

Człowiek skompromitowany korupcją , oferujący korumpowanej posłance publiczne pieniądze, sejmowe pieniądze na pokrycie prywatnych zobowiązań – co zostało nagrane i zaprezentowane całej Polsce.

Człowiek, który za swój czyn nie poniósł żadnych konsekwencji.

Człowiek, który towarzyszy Kaczyńskim, podobnie jak Dorn od czasów Porozumienia Centrum – partii o charakterze biznesowym, prowadzącej „działalność gospodarczą”, która istniała równolegle z PiS do lata 2007 roku, partii, której inny z biznesmenów powiązanych z PC i spółkami Kaczyńskich – Wojeciech Jasiński, jako Minister Skarbu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego umarza zobowiązania PC wobec Polski na kwotę 700 000 złotych.

„Bo nie ma z kogo ściągnąć, skoro partia nie istnieje” -  jak nie bez racji, cynicznie stwierdza Jarosław Kaczyński. 

Jednak należy zadać dość oczywiste pytanie: Dlaczego, skoro istniało „Porozumienie Centrum” – powstało „Prawo i Sprawiedliwość”? Po co Kaczyńskim była nowa partia, skoro już jedną, zaistniałą na scenie politycznej, mieli? 

Odpowiedź jest prosta – potrzebowano partii czystej finansowo. Bez powiązań z uwłaszczeniem się razem z komunistyczną nomenklaturą na majątku narodowym. Bez „działalności gospodarczej” prowadzonej w rozlicznych spółkach Kaczyńskich, w których pousadzano ludzi z układu. Bez powiązań personalno-biznesowych.

Porozumienie Centrum nie pasowało do zamierzeń propagandowych Kaczyńskich i mogło zniweczyć plany zawładnięcia umysłami i emocjami Polaków przy pomocy tromtadracji patriotyczno-religijnej wspartej niemal podprogowym przekazem: „Jesteśmy tacy jak wy, biedni ale mądrzy i uczciwi i nienawidzimy komuny”

Potrzebna była nowa formacja, do  której ludzie powiązani ze starą formacją wejdą bez bagażu pozostawionego pod pieczą innych nazwisk w starej partii.

Potrzebne było przedstawić się Polakom , jako „Prawo i Sprawiedliwość” – co bezbłędnie wyczuł Ludwik Dorn wymyślając nazwę nowej partii Kaczyńskich. 

Wcześniej, znacznie wcześniej, w roku 1980 – Wojciech Jasiński rzuca doskonale rozwijającą się karierę urzędniczą a w rok później rzuca legitymację PZPR. Podejmuje pracę menadżera i radcy prawnego. Wstępuje do „Solidarności”.

TAK! Wstępuje do „Solidarności”!

Oczywiście nie jest internowany, ani w żaden sposób szykanowany przez władze.Ta cudowna przemiana w początkowym okresie stanu wojennego pozwala Jasińskiemu nadal doskonale zarabiać i żyć na dobrym poziomie.Tym większe jest zaskoczenie, że w 1986 roku nasz cień rzuca wszystko w diabły i wyjeżdża na dwa lata do Stanów, gdzie podobnie , jak swego czasu Andrrzej Olechowski w Niemczech, jak Zacharski, jak wielu, wielu innych „klepie biedę” zdobywając zaufanie Polonii i nie tylko Polonii.

Musiało mu się nieźle powieść w USA, skoro zamiast spodziewanych 6-7 tysięcy dolarów, zaledwie po niecałych dwóch latach przywiózł 20 tysięcy i zaczął żyć, jak światowiec. 

I tu rodzą się kolejne pytania: Skąd się wzięło owe 20 tysięcy? Z pracy w myjni samochodowej czy na budowach – w Stanach, w drugiej połowie lat 80-tych?  

W tym czasie wywożono z Polski dokumentację SB i deponowano ją w „odpowiednich miejscach” u odpowiednich osób w rożnych miejscach świata.  Najłatwiej było, bez wzbudzania podejrzeń czynić tak w ramach wyjazdów ludzi na emigrację zarobkową.

Spora część dokumentów w SB była przenoszona na mikrofilmy, oryginały niszczono – lecz także czyszczono,  fabrykowano i fałszowano istniejącą dokumentację. Nie było więc trudno przewieźć materiały, które w przyszłości „mogą się przydać”.

Jeśli powiąże się fakt posiadania tej „dodatkowej” wiedzy o tym CO, NA KOGO  i GDZIE się ma – z dziś już dobrze dokumentowanym faktem infiltracji „Solidarności” przez ludzi SB – wiele nadzwyczajnych karier po roku 1989 – zaczyna budzić zainteresowanie. Zwłaszcza, jeśli okazuje się, że można cudownie rozmnożyć owe 20 tysięcy dolarów, a raczej to co z nich zostało po wydaniu sporej ich części na ówczesne luksusy: samochód, wyjazdy na wczasy w ciepłych krajach, i rozrzutny styl życia, na dodatek nie pracując przez kilka lat.

Dziś Wojciech Jasiński  uważa się za człowieka zamożnego. Już przed wyborami w 2001 r. swój majątek szacował na ponad pół miliona złotych.  Pół miliona złotych zaledwie niecałe dwa lata po roku 1990 – kiedy to Jasiński „przypomniał” sobie o swoich najlepszych przyjaciołach z lat studenckich - braciach Kaczyńskich . 

Czy tyle mógł „zaoszczędzić” nie pracując od powrotu ze Stanów, i podejmując w 1990 roku pracę pełnomocnika d/s reformy samorządowej  w województwie płockim, powołany na tę funkcję przez Jerzego Regulskiego?

Oficjalnie z polecenia Jakuba Chmielewskiego z płockiego Komitetu Obywatelskiego, bo podobno Jarosław Kaczyński , już wtedy skonfliktowany z Wałęsą powiedział mu: „Jeśli chcesz tę pracę, to się do mnie nie przyznawaj.”

Jak to jest możliwe, że w Płocku, w małym mieście, w którym ludzie się znają, w którym przeszłość Jasińskiego, jego powiązania, układy, rodzina – nie były tajemnicą, ktoś poleca go na bardzo wysokie stanowisko w nowych władzach, nowej, wolnej Polski?

Czy Jasiński nie „przyznawał się” do bliskich kontaktów z Kaczyńskimi?

Dalszy rozwój wypadków po roku 1990 zdecydowanie temu przeczy.

Nie tylko Jasiński przyznaje się do braci Kaczyńskich – co więcej bracia Kaczyńscy niezmiernie chętnie przyznają się do Jasińskiego. I to w wielce wymowny politycznie i finansowo sposób.

Ale o tym w następnej części.

  Artykuł Andrzeja Stankiewicza i Piotra Śmiłowicza  „Minister doświadczony politycznie” http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/liz_060908/liz_a_3.html  

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Polityka