Święta mają to do siebie, że czeka się na nie długo, pieczołowicie się do nich przygotowuje, spędza w radosnym rozgwarze rodziny i przyjaciół, nie zauważając między wizytami, powolnym spacerem do Kościoła, a pełnym uroku zasiadaniem do obfitych stołów – jak mijają nieodwracalnie, jak pozostają za nami wzruszenia, wigilijne życzenia, ciche modlitwy i głośne kolędy. I tylko roziskrzona choinka i oczy dzieci wciąż są święte...
Święta, święta i...po świętach...
Wraca proza życia, starannie pomijana chociaż obecna w świątecznych dniach.
No i przychodzi czas przednoworocznych podsumowań. Nasze osobiste żniwa.
Spojrzałam na S24 – i nie bez próżności zauważyłam wstukując w wyszukiwarkę RRK - 8 stron po 20 tytułów na stronie. Wprawdzie nie wiedzieć czemu, przy tej dość rzadkiej w języku polskim zbitce liter pojawiają się teksty niejakiej Maryli a co dziwniejsze w tagach kierujących przez Google także są przekierowania do blogowisk, na których są enuncjacje owej pani „na swoim”. Odniesień bezpośrednich do rrk w tekstach brak, więc należy przypuszczać, że w ramach doświadczeń ekonomicznych, przy obliczaniu potencjalnych zysków, podupadająca gwiazda pisowskiej blogosfery podpiera kulawe strony swoich blogów owym rrk. Efekty można za to zauważyć w komentarzach na owych blogowiskach, w których roi się od wzajemnej rywalizacji ich uczestników, kto bardziej chamsko, ostrzej, brutalniej przywali RRK.
Wstukuję „Rudecka” i jest jeszcze fajniej - 9 stron po 20 tytułów postów . I tu żniwo szczególne: drugi dzień Świat Bożego Narodzenia przynosi aż trzy teksty poświęcone mojej skromnej osobie.
Wchodzę na poszczególne blogi i z każdą minutą czuję się bogatsza, a żniwo moje coraz obfitsze.
Otóż dowiaduję się, że serdeczną przyjaciółką rodziny samejsłodyczy była Magdalena Samozwaniec. Wprawdzie nie pada jej nazwisko, ale opisany tragiczny los jej córki jest dostatecznie dobrą wskazówką. Los samej Magdaleny Samozwaniec jest dość ciekawą historią wzlotów i upadków pisarzy w PRL, a jej małżeństwo z człowiekiem o powiązaniach ubeckich i całkowite zerwanie stosunków z rodziną Kossaków na rzecz kultywowanych pieczołowicie kontaktów z rodziną męża - stawia przede mną mimowolnie pytanie: którą stronę owych przyjacielskich kontaktów reprezentowała rodzina samejsłodyczy. I nie ma w tym pytaniu żadnej brzydkiej sugestii – wszak ludzie obracali się w różnych kręgach i nie ponosili winy za to, że wśród nich bywali także tacy, których rola była co najmniej dwuznaczna. Ot źdźbło ludzkich losów, które samo mi wpadło w ręce.
Z blogu szestowa dowiaduję się, że można się nie wstydzić faktu, że Boże Narodzenie nie wywołuje żadnych, ale to żadnych skojarzeń religijnych, nie niesie żadnych ale to żadnych doznań duchowych, nie znajduje żadnych ale to żadnych odniesień do istoty polskiej tradycji – a mimo to nazywać się Polakiem i katolikiem. I co więcej przypisywać sobie prawo do pouczania innych w kwestiach polskości, katolicyzmu, konserwatyzmu, prawicowości i patriotyzmu. Dowiaduje się , że można być dumnym, że zna się tylko jeden rodzaj doznań świątecznych – identyczny zresztą z dominującym przez resztę 365 dni roku – głupotę będącą wynikiem agresywnej mentalności kibola, każdej chwili gotowego do „ustawki”.
Nie ma w tym niczego nowego – jednak tak otwarte, tak bezwstydnie butne sformułowanie postawy zwolenników pis widzę po raz pierwszy. Postawy, w której ludzką potrzebę duchowości i samą istotę dogmatu Kościoła Katolickiego, samą Prawdę przeciwstawia się „prawdzie jakakolwiek by ona nie była” i nazywa się „świąteczną obłudą”
Kolejne źdźbło ludzkiej słabości wpada w moje ręce.
Koteusz – tu wkraczam w krainę arcyśmiesznego absurdu. Oto człowiek w średnim wieku prezentuje się , jak niespełniony klient biur matrymonialnych lub żerujący na wczasowiskach turnusowy kochanek. Nie przyszłoby mi do głowy, że można oceniać polityczne teksty blogerów i komentatorów poprzez wrażenia i odczucia seksualno-erotyczne, zastanawiać się czy z tą panią lub tym panem....to byłoby...hm...czy on lub ona jest „w moim typie”.
Jest to tak śmieszne, tak niewiarygodnie idiotycznie komiczne, że aż mi się nie chce wierzyć, ze tacy ludzie istnieją naprawdę. Ale to dowód na to, że jednak nie znam dostatecznie dobrze ludzkich motywacji, pragnień i poszukiwań. Wiedziałam, że teksty polityczne mogą skłaniać do poszukiwań i przegrzebywania sieci w poszukiwaniu informacji prywatnych o autorce, czego doświadczałam wielokrotnie ale, że rozważania na temat wieku kobiety piszącej o polityce mogą wynikać z mentalności sterowanej wyłącznie penisem – to zaiste, stanowi niewyobrażalnie niecodzienne kuriozum.
No cóż, jeszcze jedno źdźbło czeluści ludzkich wnętrz wpadło w moje ręce.
A pod tymi tekstami czegóż tam nie ma – istny róg obfitości:
Z sowieckim potępieniem jednostki „chorej z nienawiści”, czyli mnie – jak zwykle biegła w języku propagandy PRL w imieniu kolektywu kapral w stanie spoczynku, na swoim.
Pełny troski o dobro znienawidzonej przez niego partii „Tusia”, zamartwiający się psuciem jej wizerunku przeze mnie, wyznawca cynicznych durni, byle bogatych i dostatecznie wulgarnych ( w tym najprawdziwszym znaczeniu tego słowa) zapewnia, że mam szczęście, że on nie jest z PO.
I jeden taki „na poprzek” co to z wypiekami na nieporośniętych dojrzałością policzkach czyta każde moje słowo – po to by za każdym razem stwierdzać, że szkoda czasu by zajmować się pokrakami umysłowymi ( to o mnie) i wracać i wracać i wracać...
I pijaczyna z tytułem naukowym co to w okolicach stanu wojennego na uczelnię był desygnowany do kształcenia młodzieży, odreagowujący lekceważenie własnego otoczenia i publikowane o nim opinie jego studentów, chwały mu zdecydowanie nieprzynoszące. Biedaczyna projekcję swoich nieszczęść przenosi na mnie – nie wiedząc, że można chcieć i wybierać życie ciche i spokojne. A równocześnie pełen obaw o własne tajemnice i w trosce o starannie budowany na użytek blogowej braci awatarów wizerunek – zachęca, nieświadom, że próżne to zaklęcia i wielu przed nim je czyniło bez efektu – do „zamilczenia mnie na śmierć”.
Jest i odkrywcza marka zapalająca się błyskiem odkrywania moich „prawdziwych” intencji przy pisaniu każdego tekstu, której tęsknota do kolacji wigilijnej z esbekiem jest dla mnie absolutnie zrozumiała.
Jest i najbardziej blondynkowata blondynka, której sen z powiek spędza cena jabłek i fakt, że są droższe niż mandarynki. I najgłupszy z Haszkowych bohaterów i facio od patyczaków oraz numerologii i pilot, u którego wejście na wysokość przeciętnej inteligencji wywołuje natychmiastowe bluzganie zawartością swoich trzewi – i wszystkich ich niezmiernie zajmuje typowy dla drugiego dnia Świat Bożego Narodzenia temat: ile lat ma RRK.
A towarzyszy temu niezliczona ilośc inwektyw, kłamstw i kłamstwek świadcząca o tym, że obojętna moim źdźbłom nie jestem - z najśmieszniejszym wyszukaniem mi "świetej pamięci męża - rocznik 1915"!!!!
No i jak tu nie być usatysfakcjonowaną?
Uzbierał się niezły plon.
Z tym większym szacunkiem wiję z pięknych kłosów osobny, ozdobny wieniec moich osobistych podziękowań dla jasnego gwinta, Eli Balbinki, *andy’ego i balzaka2 – za co? Za nic! Za zwyczajne bycie człowiekiem w każdej sytuacji.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka