Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
162
BLOG

Dobre skutki braku POPiS

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 132

 

 

Jeśli komuś coś się udało bez własnych starań i wysiłku, to niewątpliwie takie szczęście spotkało Polskę, Platformę Obywatelską, Igora Janke i mnie.

 

Udało nam się z POPiS.

Dokładnie rzecz ujmując, udało nam się, że koalicja POPiS nie powstała.

 

Polsce udało się – bo już po roku rządów PiS wraz z brudną koalicją Polacy mogli przekonać się jaką naprawdę wizję Polski mają bracia Kaczyńscy i jak ją zamierzają realizować. I wizję tę wraz z jej głównym realizatorem Jarosławem Kaczyńskim sukcesywnie zaczęto odsyłać na śmietnik historii.

Przegrane wybory samorządowe roku 2006 były pierwszym sygnałem, że Polacy nie chcą PiS – chcą PO. Nie chcą Jarosława Kaczyńskiego chcą Donalda Tuska.

Wynik wyborów parlamentarnych w 2007 roku, po upadku rządu J. Kaczyńskiego w niesławie afer, spraw kryminalnych o wyjątkowo plugawym charakterze seksafery, łapówek, korupcji w sporcie, produkowania prowokacji przez tajne policje, ścigania mitycznego układu, spektakularnych zmian personalnych, nieustającej atmosfery podejrzliwości i fatalnej, kompromitującej i ośmieszającej Polskę polityki zagranicznej – był więc przesądzony.

Mandat do rządzenia Polską otrzymała Platforma Obywatelska i jej szef Donald Tusk.

Sprawdzianem słuszności wyborów parlamentarnych po niespełna dwóch latach rządów koalicji PO – PSL były wybory do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, w których ponownie PiS przegrało a wygrała PO.

Polityka spokojnej drogi, krok po kroku podoba się zdecydowanej większości Polaków. Podoba się zdecydowanie Tuska, jego umiejętność unikania pułapek, rozważna polityka międzynarodowa i umiejętność skutecznego przeprowadzenia Polski bez widocznych strat przez kryzys ekonomiczny. Mimo przeszkód i dążenia do destrukcji ze strony opozycji PiS-SLD, która w tak zwanym międzyczasie połączyła siły nie tylko w parlamencie, ale przede wszystkim opanowała wszystkie główne media w Polsce, oczywiście media publiczne, o ogólnopolskim zasięgu. Mimo utrudniających reformowanie kraju wet prezydenckich dotyczących najważniejszych ustaw, celowo stosowanej przez wiernego, chociaż nieformalnego członka PiS Lecha Kaczyńskiego zwłoki przy mianowaniu ambasadorów, generałów, sędziów, prowokowaniu żenujących konfliktów związanych z wyjazdami na posiedzenia przywódców państw Unii Europejskiej i równie żenującej tam jego obecności ( słynne 11 minut przesiedziane na wyawanturowanym „krzesełku”). Mimo najbardziej żenującego i długotrwałego spektaklu ze zwlekaniem podpisania Traktatu Lizbońskiego, którego wynegocjowanie prezydent poczytywał za swój osobisty sukces.

Dziś po czterech latach od momentu gdy POPiS nie powstał – Polska jest państwem europejskim, którego pozycja nie jest zapewne taka, jakiej byśmy chcieli ale tez nie jest tak zła, jaka mogłaby być, gdyby rządził nami nadal nepotyczny duet braci Kaczyńskich. Sytuacja wewnętrzna w ocenie Polaków jest taka „pół na pół” - co jest wynikiem satysfakcjonującym, bowiem połowa zadowolonych ze stanu rzeczy obywateli, przy wszystkich wahnięciach sondażowych, świadczy, że kierunek zmian jest dobry.

Zatem biorąc pod uwagę, że gdyby POPiS powstał, prawdopodobne jest, że wiele negatywnych zjawisk z okresu lat 2005 – 2007 zostałoby złagodzonych, do wielu by z pewnością nie doszło – to zauważając wszelkie różnice w stylu rządzenia i pojmowania polskiej racji stanu między PO a PiS, można z dużą doza prawdopodobieństwa przyjąć, że jeśli nawet rząd POPiS przetrwałby całą kadencję – to niewątpliwie szarpany tak diametralnie innym widzeniem Polski i zajęty wewnętrznymi konfliktami, intrygami i personalnymi szarpaninami, w czym, jak się mieliśmy okazję przekonać celuje Jarosław Kaczyński – małe miałby szanse, by coś dobrego dla Polski z tego POPiS wynikło.

 

Platformie Obywatelskiej udało się nie wpaść w pułapkę koalicji POPiS. I dziś stała się najmocniejszą siłą polityczną w Polsce. Mimo dotykających jej skutków słabości ludzkich, przerostów ambicji czy nieudolności niektórych jej prominentnych przedstawicieli – Polacy mają świadomość, że w dużej, liczącej około czterdzieści tysięcy członków partii mogą zdarzać się przypadki naganne, jak w każdym większym środowisku – to praktycznie uznają Platformę Obywatelską za partię ludzi dobrze rozumiejących potrzeby kraju i dobrze przygotowanych do ich realizacji.

Nie wnikając zatem w przyczyny, dla których nie doszło do koalicji POPiS – pewne jest, że z partii „mniej ważnej”, biorącej na siebie ciężar odpowiedzialności za najtrudniejsze sprawy w rządzie, pozbawionej dostępu do narzędzi sprawowania władzy, które miały pozostać w rękach zwycięskiego premiera Kaczyńskiego, skazana na jego widzimisię, narażana na upokorzenia personalne, odwołania i powołania i inne znane nam dziś metody „współpracy” Kaczyńskiego z koalicjantami – PO stała się dzisiaj, jako antyteza PiS, partią zwycięską, partią sukcesu, którego symbolem jest stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego powierzone profesorowi Jerzemu Buzkowi.

 

Nie rozważam, czy ta obecna pozycja PO, czyniąca ją partią, dla której praktycznie nie ma alternatywy, jest tym, co powinno zdominować polską scenę polityczną na wiele lat. Jednakże doprowadzenie, dzięki swojej sile, do rozpadu partii lewicowych wywodzących się z PZPR a partii braci Kaczyńskich do roli populistycznych krzykaczy, jaką w minionym okresie pełniła Samoobrona Andrzeja Leppera oraz do wytworzenia sytuacji, w której zdolność koalicyjna PiS ogranicza się jedynie do jednej z tych postpezetpeerowskich partyjek, do SLD – jest niewątpliwie korzystne dla przyszłości Polski.

 

Udało nam się z tym niepowstaniem koalicji POPiS.

 

Udało się Igorowi Janke. Gdyby powstał POPiS nie tylko nie napisałby swojej książki, bo miałby wówczas wybór: chwalić albo milczeć i zająć się innymi niż polityka tematami - ale i jego dzieło Salon 24 nie miałby racji bytu. Przynajmniej nie byłby tym czym jest. Bo właśnie to, że nie doszło do POPiS spolaryzowało społeczeństwo dość, prawda, nierównomiernie, w proporcjach 1 do 2 na korzyść PO. I na tej polaryzacji opiera się istota istnienia Salonu 24. Co prawda, na skutek polityki redakcyjnej, akurat tutaj proporcje nie odzwierciedlają realnego stanu rzeczy w Polsce , zatem nie są „Polską w pigułce” i kształtują się mniej więcej 1 do 4 na korzyść przeciwników PO – jednak tworzą płaszczyznę do wymiany poglądów, zdań i opinii. Spuśćmy kurtynę miłosiernego milczenia na sposób prezentacji i osobistych refleksji większości piszących w Salonie 24. Jednakże jest grupa ludzi piszących dobrze lub nawet lepiej niż dobrze i przedstawiających różne poglądy na rzeczywistość. Dyskusje, jakie budzą, ostrość reakcji, czasem wręcz histeria , jaką wywołują – zapewniają „klikalność”, poczytność Salonu 24 i jego powodzenie. Salon 24 jest zatem dzieckiem poczętym przez POPiS ale swój rozwój zawdzięcza rozwodowi swoich rodziców zanim do ślubu doszło i podzieleniu między nich swoich dziatek.

 

Udało się i mnie.

Chyba najbardziej mnie.

Nie dość, że mogę pisać, co myślę, to na dodatek nie muszę odczuwać „więzi politycznej” z wieloma ludźmi. Jestem zwolniona z odczytywania w cudzych wulgarnościach, chamstwie, czy głupocie oznak wspólnego interesu politycznego. Nie muszę doszukiwać się w pustych hasłach i w tromtadracji narodowo-katolickiej oznak patriotyzmu, religijności czy zwykłej przyzwoitości, bo a nuż one tam są a tylko piszący nie umie ich inaczej wyrazić. Nie czuję się zobligowana do wzajemnych uścisków i spotkań z ludźmi, których unikam w życiu realnym, a których by mi narzucono, jako sojuszników. Nie muszę się wstydzić za miernoty, których polityka wynosi na szczyty popularności, lub ku tym szczytom, tęsknie wznosząc oczy, podążają utartą drogą wszystkich tandetnych karierowiczów. Nie muszę usprawiedliwiać polityków, których uznaję za osoby niegodne sprawowania funkcji i urzędów. Nie muszę relatywizować idei ani godzić się na „mniejsze zło”.

Nic nie muszę.

Uśmiecham się.

Jestem wolna!

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (132)

Inne tematy w dziale Polityka