Będzie śmiesznie.
Bardzo śmiesznie.
Niejaki Joachim Brudziński – gwiazda, prominent i elita intelektualna PiS, osobiście upoważniony przez swojego prezesa Jarosława Kaczyńskiego do wywrzaskiwania pisowskich agitek i zakrzykiwania niepisowskich rozmówców w mediach – dzisiaj na widok naszego salonowego kolegi Janusza Palikota podał tyły.
Wydarzenie miało miejsce w Radio Zet w programie Moniki Olejnik. Może i przeszłoby niezauważone, gdyby nie tłumaczenie się orła i sokoła Brudzińskiego. Otóż on myślał ( no, no!), jak powiada, że w tym programie będzie przez godzinę komentować najnowsze wydarzenia polityczne.
Pomińmy miłosiernym milczeniem co Brudziński Joachim rozumie przez: „komentować” i takim samym milczeniem pomińmy jak sobie wyobrażał to godzinne karmienie nas tymi sami sloganami, zbitkami słownymi i gotowcami, które udało mu się zapamiętać raz na zawsze z przemówień swojego szefa.
Skupmy się na samej sytuacji: pewny siebie, tupeciarski, ograniczony w wątpliwościach, wyposażony w tych kilka wkutych na pamięć propagandowych chwytów zmierza wyprostowany pewnym krokiem do studia, gdzie, jak zwykle zamierza wrzeszczeć w poczuciu dobrze wypełnianego obowiązku wobec wodza i partii.
Widzicie go?
Widzicie?
Widzicie, jak rozdaje z podniesioną butnie głową uśmiechy mijanym pracownikom radia i naciska klamkę do studia?
I nagle uśmiech szlag trafił.
Popłoch w oczach. Broda opada. Noga postawiona we wnętrzu studia cofa się płochliwie.
Na gębie wypisane jedno: wiać!
Widzicie go, jak cofa się? Jak zamyka drzwi i szybkim krokiem s.......a? Tę wściekłość na twarzy?
Oto poseł PiS zobaczył w studio posła PO.
Nie któregoś z tych grzecznych, pozwalających sobie przerywać wypowiedzi i grzecznie czekających aż potok inwektyw pisowskich przestanie płynąć.
Ale faceta, który potrafi zgasić go jednym słowem.
Słowem, na które on, Brudziński Joachim innego słowa nie znajdzie. A jak znajdzie to wyjdzie na … tego kim naprawdę jest.
Janusz Palikot nawet nie zauważył wejścia Brudzińskiego. Wyjścia też nie. „Akcja” trwała raptem sekundy.
Kompromitacja Brudzińskiego pozostała na długo.
I nasz serdeczny śmiech.
A teraz jeszcze śmieszniejsza sytuacja.
Ale najpierw zapytam – czy ktoś czytał gdzieś jakąś wypowiedź pisowskich publicystów, znawców i analityków , by nie powiedzieć prawie śledczych komisji hazardowej o Arłukowiczu i jego wpadce?
Nie?
Ja też nie czytałam.
A czemuż to nasi wybitni znawcy przedmiotu, tak bardzo zaznajomieni z tematem, tak wgryzieni w temat, że o świadkach i członkach komisji piszą poufale i używając zdrobniałych imion np. Zbysiu, co zresztą napawa należnym szacunkiem do nich nie tylko ich czytelników ale i redaktorów – czemuż nagle jak jeden mąż jeden temat, ten temat, pominęli milczeniem?
Czemuż jak Brudziński na widok Palikota – tak oni na widok wpadki ich nadziei na SLDowskie wsparcie PiS rejterują? Czemu ten, którego głos miał brzmieć, jako kulturalna przeciwwaga głosów Kempy i Wassermanna, który dla nich właściwie był bardziej z PiS niż z SLD – nagle przestał być tematem rozważań, pochwał i peanów?
Ano...
W trakcie przesłuchania Zbigniewa Chlebowskiego – ten ostatni ni stąd ni zowąd powiedział Arłukowiczowi Bartoszowi, że niejaka Anita Błochowiak ( ta od pionowych korytarzy) POMYLIŁA się i zamiast do Arłukowicza wysłała SMS-a do Chlebowskiego z instrukcjami jak Chlebowskiego przydusić pytaniami i on właśnie tego SMS-a otrzymał.
Rzecz w tym, że Błochowiak sama jest powołana na świadka w sprawie hazardu – a kontakty poza komisją i namawianie się świadków z członkiem komisji i to w trakcie jej obrad – to czyn kwalifikujący do odwołania Arłukowicza Bartosza w ogóle z prac komisji.
Nic zatem dziwnego, że po zakończeniu posiedzenia wściekły Bartosz „Agent” Arłukowicz pozwolił sobie na typowo bezpieczniacką pogróżkę pod adresem Zbigniewa Chlebowskiego w stylu: I tak pana dopadnę.
Widzicie tę scenę?
Widzicie?
Widzicie, jak ten uśmiechający się łagodnie, ugrzeczniony, niedoszły pretendent do kandydowania na urząd prezydenta RP szybko przechodząc korytarzem i unikając tym razem czyhających na jego wypowiedzi dziennikarzy, ze skrzywionymi ustami rzuca w stronę zdumionego Chlebowskiego swoją groźbę?
Widzicie to?
Nie wiem, jak się ta afera zakończy – ale niewątpliwie, jeśli miałam jakieś wątpliwości, czy słuszne są zdania niektórych pań z pisowskich kręgów, że Arłukowicz powinien przejść do PiS, bo i pasuje i przydałby się w PiS ktoś taki – to teraz wątpliwości nie mam już żadnych i przyznaję owym paniom całkowitą rację.
Nie wiem czy Arłukowicza odwołają czy nie – i nie jest to ważne.
Jak już w tej komisji siedzą sobie Kempa i Wassermann to może siedzieć i Arłukowicz – pasują do siebie.
Ważne jest, że ludzie maja się z czego się pośmiać.
A pamiętacie, że u progu Nowego Roku obiecałam wam dobrą zabawę?
No i macie!
Zapomnialam dodać, że Joachim Brudziński to ten, który kiedyś powiedzial w jakimś programie. "JAK BYŁEM ŁASKAW POWIEDZIEĆ"!
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka