Tak się zastanawiam, co z tym zrobić? Z tym komentarzem, który był i którego już nie ma. Ale przecież był. Zwrócił mi nań uwagę ktoś, kopiując go i przesyłając mailem.
I tak sobie myślę, może ten wybuch histerycznej złości, pełnej inwektyw, wyzwisk, swoistego zaprzaństwa, przemieszanej nieprawdy z chęcią wyjścia „na swoje”, ta próba nie tyle zdyskredytowania mnie, ale ratowania swojej pisowskiej „skóry” - może pozostawić to bez odpowiedzi? Skoro został usunięty – nie wiem czy przez autorkę tych słów, czy autorkę bloga, na którym się ukazał świadcząc przecież nie przeciwko mnie, ale przeciwko autorce?
Może dać spokój, bo przecież kogoś własne, niekontrolowane słowa zawstydziły, lub zostały uznane za zawstydzające?
Ale z drugiej strony dlaczego? Przecież on tam sobie wisiał dostatecznie długo, by stworzyć obraz pewnej nieprawdy – dlaczego miałabym pozwalać na to?
Dziś cisza wyborcza, tematy polityczne są dość ograniczone, by nie tworzyć wrażenia agitacji politycznej. Więc opowieść o tym nieszczęsnym komentarzu , taki prywatny przyczynek do polityki, są jak najbardziej właściwe.
Zacznijmy więc od początku:
To nie ja poprosiłam o spotkanie – ale Ty, Kasiu. Na moim blogu, a później kilka razy telefonicznie. Zgodziłam się widząc, jak bardzo byłaś ciekawa spotkania ze mną. I jak zabawnie liczyłaś na to, że być może uznam Cię za przeciwniczkę polityczną , której argumentacji mogę się obawiać.
Nie obawiałam się. Nie miałam żadnych podstaw obawiać się, czytając Twoje komentarze.
Spotkałyśmy się i spędziłyśmy kilka godzin na rozmowie. Opisałam to spotkanie najdelikatniej, jak potrafiłam. Bardziej ze względu na towarzyszącą Ci Zosię, niż Ciebie.
I kiedy wskazywałam ci idącego przez krakowski Rynek mojego znajomego, pisowskiego posła, którego pobiegłaś przywitać, zapewne wprawiając go w lekkie oslupienie i kiedy mówiłam o ludziach znanych mi w Krakowie i nie tylko – nie było w moich słowach ani szyderstwa, ani drwiny, ani plotki – bo znam tych ludzi i oni mnie znają i lubimy się wzajemnie od wielu, wielu lat. Tak długo, że znamy wszystko, to, co dobre w nas i co być może dobre nie jest. I akceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy.
Wtedy , na krakowskim Rynku byłaś serdecznie zachowująca się, zmęczoną życiem kobietką, której entuzjazm budził się jedynie na dźwięk słów PiS i Kaczyńscy. Entuzjazm nieco infantylny i jakby trochę sztuczny i taki „na siłę”, taki „na zapotrzebowanie”.
Nie dziwił mnie, bo rozumiem potrzebę autoprezentacji i budowania jakiegoś swojego image'u – szczególnie w środowisku, które nie zna ani Twojego życiorysu, ani Twojej historii. I na którym tak bardzo Ci zależy. I na środowisku i na image'u. Bo tak naprawdę masz tylko to.
Było całkiem miło i właściwie zwyczajnie, jak zawsze , gdy ludzie rozmawiają bardziej o przeszłości niż o przyszlości. Prezencik od Ciebie stoi na mojej półce wśród innych drobiazgów, kart świątecznych i okolicznościowych.
Ale skąd u licha mogłaś pomyśleć, że chciałabym się z Tobą zaprzyjaźnić?
Tak napisałaś w tym komentarzu? Prawda?
Przecież podczas tej rozmowy powiedziałam wyraźnie, że moim głównym zarzutem wobec wielu ludzi PiS są ich związki z PZPR. Użyłam zwrotu: „gdzie nie poskrobiesz w PiS, tam wylezie PZPR”. I dałam Ci liczne tego przykłady.
Więc sama rozumiesz, że zaprzyjaźnianie się z Tobą nawet mi przez myśl nie przeszło.
Ot, jedno z tych przypadkowych spotkań z ludźmi, którzy przewijają się przez nasze życie bez żadnych konsekwencji i bez znaczenia? Co najwyżej potwierdzają naszą, wcześniej nabytą wiedzę o świecie i ludziach.
I teraz tak sobie myślę, czy nie dlatego wycofany został Twój komentarz, że się przestraszyłaś? Że pozwalając sobie na inwektywy, na ten krzyk, na tę histerię, na ten wybuch nienawiści - zrozumiałaś, że popełniłaś błąd?
Że zwolniłaś mnie z delikatności i względów uprzejmości wobec Ciebie?
A przecież mam dowód, że niczego przeciwko Tobie nie wykorzystałam.
To ten tekst: „Kilka godzin z Pyzolem na krakowskim Rynku”
Ale ja jestem z PO.
A Ty to PiS.
Prawda Kasiu?
http://renata.rudecka-kalinowska.salon24.pl/203273,kilka-godzin-z-pyzolem-na-krakowskim-rynku
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka