Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
1593
BLOG

Blogowo salonowo wspomnieniowo noworocznie

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 95

 

Człowiek podobno cale życie czegoś się dowiaduje. Także o sobie. Dzisiaj, tu, w Salonie 24, z jednego z blogów, dowiedziałam się że mój ojciec był tapicerem w jednym z prowincjonalnych miast na wschodzie i był działaczem SD.

Nie miałabym nic przeciwko temu.

To znaczy nie miałabym w czasach mojego wczesnego dzieciństwa spędzanego w rodzinie „repatrianckiej”, wyrzuconej ze Lwowa. Rodzinie niepełnej, w której jedyny mężczyzna, czyli brat mojej matki musiał przejąć rolę głowy rodziny. Rolę niechcianą, ale warunkowaną sytuacją nadzwyczajną, w której same kobiety i jedna mała dziewczynka potrzebowały męskiego ramienia.

Jakże wtedy tęskniłam za nieznanym mi ojcem, który nie zdążył zobaczyć moich narodzin, wywieziony w syberyjskie pustkowia.

Niechby i był nawet tapicerem. Kimkolwiek. Niechby działał w SD czy w czymkolwiek innym – bylebym miała jak inne dzieci tatę, a nie tylko znikającą na całe tygodnie po wizytach dziwnych panów mamę.

Mógłby być...

Może jak tata H. Miałby cukiernię, jedyną w mieście i był dysponentem wspaniałości w postaci lodów i kremówek lub rurek z pianką wypiekanych na drugim piętrze mojej kamienicy. On jeden miał samochód, jeden z kilku zaledwie w mieście, który parkował w bramie wjazdowej w połowie przerobionej na garaż, a w połowie od podwórka na kurnik, obórkę i chlewik naszej dozorczyni.

Może to jednak zbyt wiele. Więc może jak tata L i M? Cudem ocalony z zawieruchy wojennej młody Żyd przechowany w swoim własnym mieszkaniu, za kredensem kuchennym, przez równie młodziutką ukraińską służącą, która by znaleźć wytłumaczenie dla większych niż na jedną osobę zakupów, wpadła na pomysł wydawania domowych obiadów Niemcom, co skutecznie odsunęło od niej wszelkie podejrzenia? Tata L i M był muzykalny i miał piękny łagodny głos, którym czule przemawiał do swoich i do obcych dzieci.

Albo, jak tata B i M, którego nieustannie zabierali z domu ci sami panowie, którzy przychodzili po moją mamę, czasami kopniakami sprowadzając go z trzeciego piętra. A którego powrót zawsze słyszałam, ponieważ nosił obyczajem angielskich oficerów trzcinkę, którą postukiwał w ścianę klatki schodowej, mówiąc sąsiadom: już jestem.

A nawet,  jak tata J. Tak łatwo irytujący się na syna i bijący go bez opamiętania. Kierownik we własnym, ale upaństwowionym sklepie żelaznym, często także nieobecny w domu, podobnie jak nasz cukiernik z drugiego pietra,  wracający poobijany i przez długie tygodnie zgaszony, mrukliwy i przybity.

W tej naszej ślicznej kamienicy tylko ja byłam bez ojca.

Poznałam go dopiero jako nastolatka. I nie w Polsce.

Mój ojciec nigdy w Polsce, w tej powojennej PRL nie był.

Ale też Polski nigdy nie opuścił. Po powrocie z Syberii nadal mieszkał we Lwowie, gdzie zresztą pozostała spora część rodziny. W tym JEGO rodzinnym Lwowie, JEGO mieście, w którym rządzili obcy ludzie mówiący w językach słowiańskich, ale przecież nie po polsku.

Nie pozwolono mu stamtąd wyjechać.

Nigdy.

Obok grobów pokoleń mojej rodziny na cmentarzach Janowskim i Łyczakowskim, przybyły groby powojenne tych, którym los oszczędził po śmierci tułaczki ofiarowując jako nagrodę za dziwne życie, za ich semper fidelis, kilka metrów kwadratowych ziemi ojczystej na wieczność.

Droga pani z bloga, na którym wypisuje Pani brednie, obsesyjnie starając się złośliwościami, pomówieniem i brzydką plotką sprawić mi przykrość..

Mój ojciec nie był tapicerem. Był chemikiem. Ale to zupełnie nieważne. To bez znaczenia.

Pani wredne, głupie i starczo zawistne słowa przywołały we mnie czułe i piękne wspomnienia.

O ludziach mądrych, wrażliwych i dobrych. Inteligentnych, wykształconych i mężnych. Z dumą i bólem znoszących swój tragiczny polski los.

Koniec TEGO roku to dobry moment by uprzytomnić sobie, jak bardzo nasze życie się zmieniło. Jak cenna jest ta wymodlona przez pokolenia wolność. Ten otwarty na oścież przed nami świat. Jak nasze życie wolne od przymusu, terroru, strachu, łez i goryczy – pozwala nam z radością witać nadchodzący Nowy Rok w którym wszystko zależy od nas samych.

Życzę sobie by nigdy, do końca moich dni, nie opuściła mnie radość życia, dar oczekiwania na lepsze, umiejętność cieszenia się sprawami drobnymi i czerpania satysfakcji ze spraw wielkich. By starczyło mi sił na trwanie w prawdzie. I bym nie zapomniała o tych, którym te umiejętności zawdzięczam. Także mojemu ojcu, który nie mieszkał w prowincjonalnym mieście, nie był tapicerem i nie działał w SD, chociaż zapewne ze względu na miłość do mojej kruchej, delikatnej, pięknej i mądrej matki, bez wahania by się na to zgodził

A Panią niech Bóg ma w opiece.

 

Wszystkim Czytelnikom mojego bloga

dziękując serdecznie za liczne odwiedziny,

życzę wszystkiego dobrego

w Nowym 2011 Roku!

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (95)

Inne tematy w dziale Polityka