„Nie wypchniecie Polski z Unii Europejskiej”. Bez wątpienia słowa wypowiedziane przez Panią Premier Beatę Szydło można uznać za bardzo zwięzłe i bardzo trafne podsumowanie wszystkiego co wiąże się z dzisiejszą „debatą” w Parlamencie Europejskim.
Niemiecka determinacja do obalenia niepokornego polskiego rządu tworzonego przez Zjednoczoną Prawicę i zastąpienia go spolegliwym, kontynuującym tradycje gabinetów Premiera Donalda Tuska, posunęła się do ostateczności – dania do zrozumienia, że Polacy muszą wybrać pomiędzy tożsamością i wolnością, a przynależnością do Unii. Trzeciego wyjścia nie ma.
Oczywiście powstaje pytanie, czy wszelkie działania skierowane wobec Polski to jedynie gra na dalsze trzymanie w zależności „Irokezów Europy”, czy jednak coś więcej.
Znane przypadki skorumpowania europejskich „elit” przez reżim Władimira Putina już mogą budzić trwogę. Pytanie co kryje się jeszcze w cieniu i może nigdy nie ujrzy światła? Równoczesny atak na Polskę ze Wschodu i z Zachodu – wystąpienie europosła Guya Verhofstadta brzmiało jak napisane na Kremlu – może świadomy, a może mimowolny zdaje się mieć jeden cel: maksymalne zdeprecjonowanie Polski i Polaków w oczach opinii publicznej Zachodu. Komu może na tym zależeć i dlaczego? Temat niewyczerpany.
Niemcy mają świadomość, że Polska nie jest Wielką Brytanią, krajem wyspiarskim i od stuleci ściśle związanym ze Stanami Zjednoczonymi. Dla nas wyjście z Unii, w sytuacji położenia na styku „strefy zgniotu”, oznaczałoby zupełnie nowe zagrożenia i wyzwania. Nie jest to tak prosta i łatwa perspektywa jak myślą niektórzy.
Czy ta pewność naszej gotowości trzymania się Unii sprawia, że rządzący Unią nie cofną się w relacjach z Polską przed niczym, nie myśląc o długofalowych konsekwencjach takich działań nie tylko dla Polski?
Problemem dla zachodnich liberalno-lewicowych elit stanowi jednak fakt, że zarówno składniki naszej tożsamości narodowej jak i nasze umiłowanie wolności, wynikają z naszej tysiącletniej przynależności do kultury europejskiej. Innymi słowy, Polaka nie trzeba przekonywać, że jest „Europejczykiem” i nie sposób jego poczucia przynależności do Europy skojarzyć z określonym nurtem politycznym. Powiem więcej – im mniej „europejska” jest sama Unia, tym bardziej budzi się „europejskość” części tworzących ją społeczeństw. Pewnie też i Polaków.
Mając zaś na uwadze charakter oskarżeń – kłamstwo na kłamstwie i kłamstwem pogania (zalecam transmitowanie niektórych wystąpień po 10 razy dziennie) – kierowanych pod adresem Polski i Polaków, można śmiało przyjąć, że niejeden obserwator dzisiejszej debaty podzieli stanowisko „Unia tak, ale nie taka”.
Ponieważ Polacy, podobno, lubią trudne sytuacje i wymagające wyzwania, Unia zdaje się porywać z motyką na Słońce. Do Polski i Węgier dołączyła ostatnio Słowenia. Oby tak dalej. W ostateczności nie pozostanie nic innego jak „poszukanie potomków Cesarza Franciszka Józefa” i stworzenie realnej siły w postaci „Unii Europy Środkowej”.