Wielu komentatorów wyraża zdziwienie znakomitym występem Jarosława Kaczyńskiego w środowej debacie prezydenckiej. Oczekiwano, że będzie ona kontynuacją nudnych monologów, których mieliśmy wątpliwą przyjemność słuchać w trakcie pierwszego starcia kandydatów. Stało się jednak zupełnie inaczej. Premier Kaczyński był znakomicie przygotowany, ofensywny (nie agresywny), budujący czytelne tezy i zamykający wypowiedzi dobrymi pointami. Wypadł znakomicie na tle bełkoczącego i lekko podenerwowanego Komorowskiego, który epatował widzów wyuczonymi sloganami przygotowanymi przez zastępy speców od PR i reklamy proszku do prania.
Zdezorientowani „eksperci” nie rozumieją jednak, że dwa dni temu zobaczyliśmy prawdziwy obraz kandydatów. Kaczyński był zawsze taki, jakim zaprezentował się w telewizji. Jego nieudany występ w debacie z Tuskiem w 2007 roku można bardziej przypisać grypie, a nie rzeczywistym możliwościom intelektualnym kandydata PiS. Podobnie Komorowski, pokazał na co go stać. Jako osoba miałka, nudna i lekko ociężała umysłowo, furory zrobić nie mógł. Jarosław Kaczyński to po prostu bystry analityk i strateg, człowiek znający mechanizmy działania państwa, słowem – mąż stanu. Komorowski to drugi garnitur politykiera, sterowany z tylnego siedzenia kandydat na prezydenta, który będzie tylko dodatkiem do długopisu. Człowiek o niskim ilorazie IQ.
Aktualny sondażowy remis już spowodował przerażenie w obozie III RP. Jeden z zapiekłych przeciwników PIS, Tomasz Wołek, mówił dziś, że Jarosław Kaczyński zawdzięcza swoje poparcie Kościołowi (sic!) i telewizji publicznej. Dziennikarz zapomniał o „zaprzyjaźnionych” dwóch potężnych telewizjach prywatnych, o których w przypływie szczerości mówił Andrzej Wajda. Słowem nie wspomniał też o największej gazecie w kraju, która ostatnio stała się właściwie częścią sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego. Co do poparcia Kościoła, to można potraktować go, co najwyżej, jako instytucję bezstronną, jeśli pominiemy w naszych rozważaniach biskupów sprzyjających kandydatowi PO, czy obecność Komorowskiego na ważnych uroczystościach kościelnych (ostatnio ingres arcybiskupa Kowalczyka, na którym zresztą nieobecny był Kaczyński).
Diagnoza Wołka jest oczywiście fałszywa, bo przeczy oczywistej dynamice kampanii wyborczej i głębokiemu zakorzenieniu Prawa i Sprawiedliwości w strukturach polskiego społeczeństwa. Jarosław Kaczyński odpowiada na realne pytania i problemy Polaków. Porusza wrażliwe struny i wyciąga na powierzchnie tematy, które dotychczas pozostawały w politycznej zamrażarce. Kandydatowi opozycji zresztą udało się dokonać rzeczy bardzo trudnej i niezwykle istotnej z punktu widzenia długofalowej siły jego ugrupowania. Duży nacisk na retorykę prospołeczną daje dodatkowe punkty w kampanii i jednocześnie buduje znakomitą pozycję wyjściową do późniejszego ataku na rząd Donalda Tuska. Tej kwestii należy się kilka słów komentarza.
Niezależnie od tego, kto 4 lipca zostanie prezydentem Polski, pozycja Prawa i Sprawiedliwości już uległa poważnemu wzmocnieniu. Zwycięstwo Komorowskiego, będzie miało oczywiście negatywny wpływ na jakość demokracji w Polsce, jednak otworzy Kaczyńskiemu możliwość rozliczenia rządu z reform, rzekomo zablokowanych przez veto zmarłego prezydenta. Duży nacisk na tematy społeczne i populistyczne obietnice kandydata PO, wsparte przez histeryczne wręcz wystąpienia ministrów rządu Tuska, spowoduje, że niezadowolenie społeczne pojawi się znacznie szybciej niż wynikało to z dotychczasowego układu sił w kraju. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób Platforma będzie teraz wydłużać wiek emerytalny czy obcinać dotacje do KRUS. Dzisiaj będzie to już tylko metoda na samobójstwo polityczne.
Jeśli z kolei, prezydentem zostanie Jarosław Kaczyński, będzie mógł, opierając się na hurraoptymistycznej propagandzie rządu, kwestionować wszystkie próby zaciskania pasa narzucane przez ekipę Tuska. Szef PiS bardzo sprytnie zastosował taktykę znaną ze wschodnich sztuk walk: „jeśli ciągną to pchaj, jeśli pchają – to ciągnij”. Skoro jest tak dobrze, skoro mamy wzrost gospodarczy, dlaczego mamy obcinać wydatki na sferę budżetową, renty czy emerytury?! Paradoksalnie mały zakres władzy prezydenta ułatwi realizację tego zadania, bo Kaczyński będzie mógł przedstawić się, jako obrońca słabych i uciśnionych oraz demaskator kłamliwych zapewnień rządu o stabilnej sytuacji finansów publicznych czy sile polskiej gospodarki.
Warto zauważyć, że dotychczas bardzo trudno było połączyć doraźne potrzeby kampanii z jakimkolwiek długofalowym planem działania. Tym większe słowa uznania należą się strategom Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Pozostaje jednak ciągle problem fatalnej jakości i stronniczości medialnego przekazu. Wydaje się, że w najbliższych latach będzie to największy problem polskiej demokracji.
Środowa wygrana Kandydata PiS była możliwa w dużej mierze dzięki przypomnieniu w jaki sposób marszałek Komorowski głosował nad niektórymi prospołecznymi ustawami. Opinia publiczna dowiedziała się, że kandydat PO był przeciw ulgom dla studentów czy darmowej szklance mleka w szkołach. Tego typu tematy przyciągają uwagę elektoratu bez względu na opcję polityczną i mogą mieć duży wpływ na decyzje niezdecydowanych. Sprytna zagrywka Kaczyńskiego została przez niektórych dziennikarzy określona, jako demagogiczna, gdyż wspomniane wyżej głosowania dotyczyły poprawek opozycji do budżetu, a te zawsze są odrzucane przez posłów wspierających koalicję rządząca. To wszystko prawda, szkoda jednak, że ci sami dziennikarze nie wykazywali tej samej wrażliwości na prawdę, kiedy w 2007 roku Donald Tusk pytał retorycznie premiera Kaczyńskiego ile zdrożały jabłka i kurczaki i kiedy lider PO podpisywał dziesięć skrajnie populistycznych „zobowiązań” wyborczych. Gdyby wtedy media wyśmiały te tanie PR-owskie sztuczki, dziś kandydat Prawa i Sprawiedliwości miałby dużo bardziej ograniczone pole działania.
Sytuacja polityczna w Polsce staje się bardzo dynamiczna. Wszystko zmierza do coraz większej polaryzacji, a wynik wyborów pozostaje wielką niewiadomą. Widać wyraźnie jednak, że opozycja się wzmacnia, a III RP słania się od ciosów zadanych jej własną bronią.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka