rewident rewident
101
BLOG

Słuszny wybór Kaczyńskiego

rewident rewident Polityka Obserwuj notkę 22

W ostatnim czasie przez media przetoczyła się fala krytyki odnosząca się do powyborczej zmiany stylu Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarze i blogerzy, w tym osoby przychylnie nastawione do prawicowej opozycji, twierdzą, ze Jarosław Kaczyński zaostrzając ton dyskusji odstrasza od siebie i swojej partii wyborcę centrowego, tym samym zaprzepaszczając szansę na przejęcie władzy. Zdaniem oponentów prezesa PiS, miękka, koncyliacyjna retoryka spowodowała wzrost poparcia dla tej partii z około 25% do 35% i relatywnie dobry wynik w II turze wyborów prezydenckich.

Krytycy PiS w żaden sposób jednak nie podpierają swoich „analiz” konkretnymi badaniami i wiarygodnymi sondażami. Pojawia się podstawowe pytanie, jak liczny jest w Polsce elektorat „centrowy” i jaki wpływ miała na niego udana kampania Jarosława Kaczyńskiego. Czy rzeczywiście PiS tak bardzo zwiększył swoje poparcie i to tylko w wyniku niekonfrontacyjnej taktyki wyborczej? Jakie są (byłyby) rzeczywiste szanse przejęcia władzy i realizacji programu partii opozycyjnej po wyborach 2011 roku? Na te pytanie należy odpowiedzieć zanim wytoczy się działa przeciwko liderom Prawa i Sprawiedliwości.

Zauważmy na początek, że mainstreamowe sondaże przed pierwszą turą wyborów prezydenckich dawały 12-17% przewagi Bronisławowi Komorowskiemu. Gazeta Wyborcza liczyła nawet na zwycięstwo marszałka w pierwszej turze. Szokiem dla establishmentu okazała się informacja, że rzeczywista różnica wynosi zaledwie 5%, a Jarosław Kaczyński zdobył aż 36,5% głosów. Oznacza to ni mniej ni więcej, że wcześniejsze sondaże wskazujące na 20-30% różnicę między dwoma największymi partiami były w podobny sposób sfałszowane. PiS nigdy nie zszedł poniżej 25%. W okresie największej słabości, podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego partia Kaczyńskiego zdobyła 27,5% głosów. Dlatego też dzisiejsze opowieści o powrocie do 20-25% poparcia mogą być tylko wynikiem złej woli albo ulegania wpływom fali tropikalnych upałów, które przetoczyły się przez nasz kraj.

Kiedy ustaliliśmy, ze pozycja wyjściowa PiS przed 10 kwietnia oscylowała wokół 30% poparcia, możemy łatwiej zrozumieć to, co wydarzyło się po tej największej tragedii w dziejach powojennej Polski. Sondażowy przyrost poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości wynikał z ujawnienia się części wyborców tej partii, którzy wcześniej skrywali swoje preferencje. Wynikało to z medialnej nagonki na PiS i przedstawiania go jako organizacji antydemokratycznej i „obciachowej”. Fala współczucia dla zmarłych i ich rodzin ośmieliła ludzi, którzy zaczęli przyznawać się do swoich preferencji wyborczych. Drugim czynnikiem jest rzeczywiste pozyskanie części wyborców Platformy i osób nieaktywnych politycznie. Ludzie ci po prostu przejrzeli na oczy  i zrozumieli, że media w Polsce są niewiarygodne, a prezydentura Lecha Kaczyńskiego i jego formacja polityczna były opisywane w sposób skrajnie nierzetelny. Możemy przyjąć, że po 10 kwietnia w sposób skokowy poparcie dla PiSu wzrosło o 5-7%. Później utrzymywało się na stałym poziomie.

Tak więc kampania wyborcza tylko w niewielkim stopniu zwiększyła szanse Jarosława Kaczyńskiego. Wynika to z zajadle antypisowskiej postawy mediów i ciągłych ataków na opozycję. Wszelkie próby ”zmiękczania” wizerunku kandydata PiS spotykały się z szyderstwem lub złośliwą krytyką mainstreamowych dziennikarzy. Jak się okazało, między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich zaledwie 1% wyborców Komorowskiego (netto) przesunął swój głos na Kaczyńskiego. Jest to tym bardziej zaskakujące, że kandydat PiS miażdżąco wygrał najważniejszą debatę prezydencką, a p.o. prezydenta systematycznie karmił opinię publiczną groteskowymi i kompromitującymi wypowiedziami.

Wyznawcy teorii „wyborcy centrowego” popełniają jeden zasadniczy błąd. Nie rozumieją, ze osoby o wyważonych poglądach lub też tych poglądów pozbawione (a takich jest chyba najwięcej w grupie niezdecydowanych) w większości zawsze zagłosują na Platformę Obywatelską. Wynika to z percepcji tej formacji jako gwaranta stabilności ekonomicznej i proeuropejskiego nastawienia rządu. „Wyborca centrowy” nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego zarobki uzależnione są od lawinowo narastającego długu państwa, a nie efektywności ekonomicznej gospodarki. Media i obóz rządowy wytworzyły w Polsce iluzję dobrobytu, tę mityczną „zielona wyspę”. Człowieka inteligentnego uderza naiwność tej narracji. Jest to jednak taktyka skuteczna, podobnie jak reklamy batoników czy proszku do prania.

Powiedzmy to sobie otwarcie. Niezależnie od przyjętej startegii wyborczej, Jarosław Kaczyński nie miał szans na zwycięstwo. Jego świetny wynik miał niewiele wspólnego z przyjętą taktyką koncyliacji i uśmiechów do zwolenników Edwarda Gierka. Mylą się również ci, którzy twierdzą, że mocniejsze wykorzystanie tematu Tragedii Smoleńskiej mogło dać lepszy wynik. Pojedynek Kaczyński - Komorowski nie był starciem prawicy i lewicy. Był bitwą stoczoną przez establishment z tą częścią wyborców, którym nie podoba się III RP i jej chore relacje społeczno-gospodarcze. Ludzie mogą współczuć ofiarom katastrofy, ale decyzję przy urnie wyborczej podejmą już w zgodzie z własnym ekonomicznym interesem. A dotyczy to szczególnie wyborców Platformy Obywatelskiej.

Od biedy, można zgodzić się, że uśmiechy i spokojny ton lidera opozycji mogły przyciągnąć 2-3% wyborców przed wyborami. Jednak teraz, kiedy partia rządząca ma już pełnię władzy realnej, całkowitą kontrolę nad mediami państwowymi oraz poparcie mediów komercyjnych, należy szykować się na walkę z pozycji oblężonej twierdzy. Kaczyński trafnie zanalizował tę sytuację i wzmocnił kierownictwo partii ludźmi o silnej konstrukcji psychicznej. Poncyljusz i Kluzik-Rostkowska sprawdzili się w kampanii wyborczej, jednak teraz stanowiliby zbyt słabą osłonę przed huraganowymi atakami mediów i potokiem oszczerstw oraz kalumnii, które już zaczęły spływać z mainstreamowych telewizji i gazet. Nie łudźmy się, że PiS w jakikolwiek sposób dał pretekst Palikotowi do rozpoczęcia brutalnego ataku na pamięć zmarłych. Już dwa dni po katastrofie Gazeta Wyborcza sugerowała, że winien jej jest prezydent Kaczyński. Establishment zrobi wszystko, aby splugawić mit Lecha Kaczyńskiego. Jest to jedno z zadań, które wyznaczyły sobie prorządowe media.

Przywódca Prawa i Sprawiedliwości słusznie założył rozwój sytuacji, który można określić, jako wariant węgierski. Dziś PiS nie ma szans na realizację swojego programu. Ewentualna wygrana w 2011 roku musiałaby wiązać się z zawarciem koalicji z PSL albo SLD, co byłoby de facto sojuszem z establishmentem III RP. Tak więc należy skonsolidować 30-35% poparcia, dążyć do wyjaśnienia Tragedii Smoleńskiej i jednocześnie ostro zaatakować rząd na polu polityki gospodarczej. PiS nie może być kojarzony z władzą, ani jakimikolwiek układami z elitami rządzącymi. Im bardziej jest dziś w opozycji, tym więcej głosów zdobędzie w kolejnych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Zrozumienie tej tezy jest kluczowe dla zdefiniowania skutecznej strategii Prawa i Sprawiedliwości na najbliższe dwa, trzy lata.

Najwyższa Izba Kontroli sporządziła raport, który demaskuje skandaliczne praktyki ministra finansów Jacka Rostowskiego. Okazuje się, ze minister wykonał szereg celowych działań zmierzających do ukrycia rzeczywistego poziomu deficytu finansów publicznych. Po pierwsze, przesunął poza budżet koszty działania Funduszu Drogowego, po drugie zaliczył do przychodów zaliczki na inwestycje finansowane z UE, po trzecie użył instrumentów pochodnych (swapy walutowe) do obniżenia długu w 4 kwartale 2009 roku. Ta ostatnia transakcja jest kopią działań rządu greckiego, który w ten sposób fałszował statystyki dotyczące krajowego zadłużenia. Warto dodać jeszcze, że rozproszenie długu wiąże się z wyższymi kosztami odsetek dla budżetu i wyższymi zyskami dla sektora bankowego.

Krytycy PiS powinni również dowiedzieć się, że agencja ratingowa Standard & Poor’s zagroziła obniżeniem ratingu Polski, jeśli w ciągu dwóch lat nie dojdzie do znacznego obniżenia deficytu sektora finansów publicznych. Co więcej przedstawiciele tej instytucji nie wierzą w jakiekolwiek reformy przed wyborami w 2011 roku. Zatem rynki finansowe już wiedzą, że dług naszego kraju będzie pęczniał, a rząd nie jest w stanie (nie chce) temu przeciwdziałać. Presja na cięcia wydatków będzie narastać i – podobnie jak przypadku Węgier – nieodpowiedzialny rząd zostanie do nich po prostu zmuszony. Dodajmy jeszcze, że efektem zaciskania pasa będzie wejście w spiralę gospodarczego kryzysu, bo niższe dochody ludności przełożą się na spadek PKB i niższe wpływy podatkowe.

Przeciętny zjadacz chleba nie musi o tym wiedzieć, jednak już tak subtelnej wiedzy należy wymagać od Łukasza Warzechy, a tym bardziej od Marka Migalskiego. Skoro nadchodzi kryzys finansów publicznych i wzrost niepewności, jaki sens może mieć polityka koncyliacji i porozumienia. W Polsce będziemy mieli do czynienia ze wzrostem nastrojów antyeuropejskich i ksenofobicznych (węgierski Jobbik). Obywatele poczują się zagrożeni, ich dochody spadną, wróci niepewność jutra. PiS już dziś musi stanowczo odciąć się od władzy i lekko przesuwać na prawo tak, aby zablokować powstanie kontrolowanych przez establishment quasi-endeckich tworów (Roman Giertych). Należy zapomnieć o jakichkolwiek układach z SLD i wepchnąć ją w otwarte ramiona Platformy Obywatelskiej. Powstanie koalicji PO-SLD w 2011 roku może paradoksalnie pomóc, bo odium porażki spadnie na każdą z tych formacji. Rozgrywka o Polskę wchodzi w fazę ostatecznego rozstrzygnięcia, a władza zrobi wszystko, aby zniszczyć albo przynajmniej znacząco osłabić jedyną poważną partię opozycyjną.

Zapominając przez chwilę o tych kalkulacjach należy jeszcze podkreślić rzecz najważniejszą. Poszukiwanie sprawców Tragedii Smoleńskiej powinno być zadaniem dla każdego uczciwego Polaka. W tym sensie słuszny strategicznie wybór Jarosława Kaczyńskiego zyskuje jeszcze, drugi, wręcz metafizyczny wymiar. Dlatego też dzisiejsze ataki na PiS świadczą tylko o ignorancji jednych i braku empatii pozostałych krytyków tej formacji.

  
rewident
O mnie rewident

Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji... "Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka