Po wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na temat „niemiecko-rosyjskiego kondominium” w Polsce, w mediach zapanowało powszechne oburzenie. Słyszymy, ze jesteśmy państwem niepodległym i suwerennie podejmujemy decyzje odnoszące się do naszych spraw. Słyszymy głosy oburzenia, że prezes PiS po raz kolejny podważa mandat demokratycznie wybranego rządu i odrzuca współpracę z platformianą władzą. Ten krytyczny wobec Kaczyńskiego ton nie jest niczym nowym, warto jednak bliżej przeanalizować zasadność zarzutów lidera opozycji wobec elity III RP.
W ostatnich kilku tygodniach dowiedzieliśmy się, że rząd Polski wycofał swojego przedstawiciela z zarządu Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Pani Marta Gajęcka poległa, bo sprzeciwiała się pompowaniu unijnych pieniędzy w rosyjsko-niemiecką rurę na dnie Bałtyku (rura jest zresztą kuriozum na skalę światową, bo koszty jej budowy i obsługi są kilka razy większe niż koszty budowy rurociągu naziemnego). Usłyszeliśmy również, że firmy niemieckie i rosyjskie ostro lobbują przeciwko finansowaniu przez Unię polskiego gazoportu. Wcześniej jeszcze, dowiedzieliśmy się, że minister Sikorski zaprosił rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Ławrowa na spotkanie z polskimi ambasadorami. Te wszystkie zdarzenia mają miejsce w trakcie śledztwa w sprawie katastrofy samolotu w Smoleńsku, dodajmy, śledztwa, które pokazuje mega serwilizm polskiego rządu wobec potężnego wschodniego sąsiada.
Są to fakty powszechnie znane i szeroko komentowane w niszowych, antyrządowych mediach. Czy jednak Jarosław Kaczyński nie pominął czegoś w swojej wypowiedzi dla Gazety Polskiej? Otóż, i może to być powodem polemiki z Prezesem PiS, nie usłyszeliśmy nic o działaniu innych państw, a konkretnie ich gospodarczych agend w naszym kraju. A przecież Polska od 1989 roku poddana jest stałej, ekonomicznej eksploatacji przez zachodnie korporacje i firmy państwowe. France Telecom po zakupie TP SA podwyższył ceny abonamentu telefonicznego i utrzymywał przez wiele lat wysokie ceny połączeń. Spowodowało to miliardowe straty polskich firm i opóźniło rozwój gospodarki. PZU zostało sprzedane firmie holenderskiej, która zrobiła na całej transakcji interes życia. Unicredit za miliard dolarów kupił bank Pekao SA i w ciągu 10 lat zarobił na tej transakcji 1000%. Ostatnio słyszymy o tym, jak najbardziej znana polska marka cukiernicza Wedel przechodzi z rąk do rąk. Firmę wycenia się dziś na miliard złotych, a amerykański koncern Pepsico zapłacił w latach dziewięćdziesiątych prawowitym właścicielom, kilkanaście milionów złotych za zrzeczenie się ich roszczeń.
Tego typu przykłady można mnożyć. Polska oddała za grosze rynek przetwórstwa spożywczego, chemii gospodarczej, rynek tak zwanych dóbr szybkozbywalnych, rynek farmaceutyczny, browary, rynek spożywczy, sektor budowlany, cementownie, huty, prawie cały sektor bankowy itp. itd. Na domiar złego polscy pracownicy są traktowani gorzej niż ich koledzy na Zachodzie. Za ciężką pracę, bez prawa do urlopu i zwolnienia lekarskiego (pamiętaj, na twoje miejsce czeka dziesięciu chętnych) otrzymują płacę trzy, cztery, a nawet pięć razy niższą niż w Niemczech czy we Francji.
W tej sytuacji definiowanie naszego państwa jako rosyjsko-niemieckie kondominium jest sporym niedomówieniem. Polska to kraj skolonizowany przez zachodnie rządy i korporacje, w którym o swoje interesy walczą możni tego świata. Oczywiście Rosja i Niemcy grają w tej zabawie pierwsze skrzypce, bo mają wpływ na szereg kluczowych decyzji politycznych. Jednak dużo większy wpływ na życie przeciętnego Polaka ma to, co elity III RP zrobiły z polską gospodarką. Tam widzimy jak wygląda prawdziwy „prestiż” Polski. Tam dopiero rozgrywa się dramat wielu milionów Polaków.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka