Krajowa elitka pasjonuje się nowo powstałym ruchem Janusza Palikota widząc w nim szansę na „odbetonowanie” sceny politycznej. Słyszymy, że peowski skandalista na swoim to napływ nowych idei i pomysłów do skostniałego partyjniackiego świata. Liberałowie i libertyni będą mogli głębiej zaczerpnąć powietrzna, bo wokół lidera ruchu pojawił się szereg znanych postaci. Na zjeździe założycielskim obok Palikota zasiedli Magdalena Środa (przedstawicielka osób samotnych i główny specjalista od relacji damsko-męskich), Ryszard Kalisz (niezły prawnik, i były fatalny minister spraw wewnętrznych), Dominik Taras (przyjaciel mocnych trunków i pasjonat uzbrojenia – ksywa „Rambo”), wokalistka Kora wraz z elokwentnym małżonkiem, Andrzej Celiński i kilku innych.
Palikot wygłosił płomienne przemówienie, w którym na początku dość niezdarnie tłumaczył się dlaczego przez trzy lata jego komisja „Przyjazne Państwo” zajmowała się głównie nieróbstwem. Napomknął coś o tym, że – cytuję z pamięci – w kieszeniach Polaków zostały dwa miliardy złotych w wyniku jakichś bliżej nieokreślonych zmian w podatku VAT. Rozgrzana publiczność nie zwróciła zapewne uwagi na to, że Palikot sam przyznał się do tego, że nie jest w stanie (bądź nie chce) wdrożyć swojego programu odbiurokratyzowania gospodarki. Skoro poniósł klęskę jako mocny poseł partii rządzącej, będzie tym bardziej bezradny jako opozycja czy słaby koalicjant w przyszłym sejmie.
Zresztą gospodarka i naprawa państwa nie były clue wieczoru. Zgromadzonym chodziło o to, aby „dowalić czarnym”. Palikot przejął język Urbana wraz z żulią, której ten język się podoba. Wyborcy Palikota naprawdę wierzą w to, że Kościół łupi Polskę i jest odpowiedzialny za budżetowy kryzys. Analfabetyzm ekonomiczny bardzo często idzie w parze z zaślepieniem ideologicznym i, jak pokazują sondaże, może liczyć na jakieś 4% wyborczego poparcia. Nie jest wykluczone, że ruch lubelskiego politykiera wejdzie nawet do Sejmu. Czy jednak to jest to, o co naprawdę chodzi dzisiaj establishmentowi?
Nowa partia może przecież tylko odebrać głosy lewicy i PO. Oznacza to, że – biorąc pod uwagę obowiązującą ordynację wyborczą – łączna liczba miejsc, jakie zdobędzie PO, SLD i Palikot będzie mniejsza niż obecny potencjał PO i SLD. Przypomina to sytuację z początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy w Polsce funkcjonowało kilka prawicowych partyjek, z których żadna nie weszła do Sejmu. W dłuższym okresie jedynym beneficjentem obecnej sytuacji będzie Prawo i Sprawiedliwość, bo wyborcy tej partii nie przerzucą swoich głosów na platformianego demagoga, a rozproszenie głosów w naturalny sposób osłabi konkurencję. Jest to kwestia oczywista wynikająca z czystej arytmetyki.
Palikot poszedł „na swoje”, bo poczuł, że, przy ogromnym poparciu mediów, może odegrać znacznie większą rolę na scenie politycznej niż dotychczas. Dla niego jest to raczej forma zabawy niż działalności społecznej. Napompowany przez establishment, ukochany przez salon warszawski za opluwanie Kaczyńskich, sztukmistrz z Biłgoraja, żąda dla siebie więcej niż tylko funkcji przybocznego Tuska. „Pycha, tak pycha – to mój ulubiony grzech”.
To, że Platforma na tym straci, specjalnie go nie interesuje. Dla Palikota jest jasne jak bardzo niesamodzielnym i miernym politykiem jest Tusk. Widział to przecież z bliska i chyba najlepiej z całego towarzystwa zdaje sobie sprawę z tego, na czym polega medialny cyrk III RP. Niemniej jednak sponsorzy Palikota popełniają duży błąd, który wynika zapewne z lekceważenia Kaczyńskiego i braku zrozumienia dla obecnych procesów ekonomicznych.
Po pierwsze, ideologia, którą głosi nowy ruch nie może się w Polsce przyjąć ze względu na niski poziom dochodów Polaków. Liberalne postulaty, rozwiązłe życie, luz i wolne związki sprawdzają się na Zachodzie, gdzie nawet samotna matka na byle jakiej posadzie może godnie utrzymać siebie i swoje dziecko. W Polsce ludziom ciężko jest związać koniec z końcem, a liberalny, czy jak kto woli „luźny” styl życia nie jest po prostu możliwy. Dlatego Palikot może zebrać co najwyżej głosy znudzonych salonowych panienek i części ogłupionej młodzieży. Nigdy nie będzie zaakceptowany przez trzon polskiej klasy średniej (jeśli w ogóle takowa istnieje).
Po drugie wreszcie, Palikot nigdy nie doprowadzi do unicestwienia SLD, więc każdy głos oddany na niego będzie głosem mniej wartościowym (lub nawet straconym) dla establishmentu niż obecne głosy SLD i PO. Lider nowego ruchu zapewne sam uwierzył w rządową propagandę, zgodnie z którą Kaczyński już zapada się pod ziemię. A przecież, w warunkach postępującego kryzysu ekonomicznego, zagrożenie „kaczyzmem” narasta, a nie maleje. Dlatego należy zewrzeć szeregi i wyprowadzić „wszystkie ręce na pokład”, a nie bawić się w polityczne wodewile dla lumpenproletariatu. To więcej niż zbrodnia – to błąd!
Z całej sytuacji może cieszyć się jedynie Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy. PiS dzisiaj się konsoliduje, szykując na długi i trudny marsz po władzę. Doświadczenie rządów SLD pokazuje, że moment przełomowy pojawia się, kiedy władza czuje się bezkarna i niezagrożona. Kto wie, czy powstanie nowej partii Palikota nie będzie jakąś istotną cezurą w historii III RP. Jak mawiał pewien duży inwestor przed krachem giełdowym w 2000 roku: ”kto wysoko lata, ten bardzo nisko spada”.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka