Towarzysz Miller postanowil wepchnąc się na siłę do parlamentu. Jako wehikuł wybrał sobie skompromitowaną partyjkę bandziorów i dziwkarzy, ktorej szefuje notoryczny klamca i oszczerca. Tow. Millerowi to oczywiście nie przeszkadza, bo nigdy nie wykazywal on szczególnej wrażliwości estetycznej, tudzież moralnej. Jako były członek PZPR znakomicie opanował koniunkturalizm, oportunizm i zaprzaństwo. Świetnie nadawal się na kuriera, który szmuglował brudne kagiebowskie dewizy do stolicy. Zgodził się na rolę "betonowego" komucha w SLD zostawiając Kwasniewskiemu elektorat wyksztalciuchów. Teraz Miller cynicznie kalkuluje, i jest to rachunek słuszny, że twardy elektorat SLD tzn esbecja i nomenklatura PZPR zagłosują na niego, niezależnie od numeru listy wyboczej. Dla tych ludzi liczy się tylko skuteczność i możliwośc wyrażenia swoich poglądow. A Miller mówi ich językiem, językiem emerytowanego zetempowca - i to im się bardzo podoba.
Kariera Miller to swoisty fenomen. W normalnym demokratycznym kraju media i służby specjalne nie dopuściłyby takiego czlowieka do wladzy. Sprawa pożyczki moskiewskiej pokazuje, że Miller cieszyl się niezwykłym zaufaniem KGB czyli rosyjskiej mafii. Jest oczywiste, że sowieci nie pożyczają pieniędzy na piękne oczy. Miller musiał spłacać dług wobec wschodniego sąsiada i zrobił to chciażby poprzez storpedowanie planu ropociągu z Norwegii. Jego premierostwo było samo w sobie zagrożeniem dla bezpieczeństwa Państwa.
Uderzające jest jednak to jak Millera traktowało "towarzystwo". Gazeta Wyborcza, ktora dziś pisze o "raku IV RP" (kretynizm tego stwierdzenia jest rozbrajający) stworzyła swoisty parasol ochronny nad Millerem i jego ekipą w pierwszym okresie jego rządów. Redaktorzy GW świetnie wiedzieli, ze Miller i jego kompanii idą do wladzy tylko po to, aby się nachapać. Zresztą komuniści na prywatnych spotkaniach, po kilku głębszych sami przyznawali się do tego, co więcej, przechwalali się planami realnych bądź wyimaginowanych przekrętow. GW to nie przeszkadzało. Problemy zaczęły się kiedy Miller rękoma Czarzastego i Jakubowskiej przeszkodził GW w zakupie telewizji. Po słynnej wizycie Rywina, Michnik milczał przez pół roku. Dopiero poźniej rozpoczął medialną wojnę z korupcją na całego.
Z kolei ulubieniec salonu, pieszczoszek Żakowskiego i Paradowskiej, redaktor LiS (pisownia celowa) zrobił swego czasu patetycznie-żałosny reportaż o korzeniach tow. Millera. Pamiętamy jak po objęciu władzy przez SLD nasz elegancik przechadzał się pod rękę (!!!) z premierem po ruinach Żyrardowa. Jak można określić takiego dziennikarza? Czy nie jest to przykład na totalne spsiaczenie i lizusostwo.
PS Chyba najlepiej pasuje określenie uzyte wobec redaktora Rybińskiego przez Azraela - call girl. Na marginesie, ciekawe dlaczego Azrael napisał dośc głupawy post na temat calkiem zabawnej prowokacji, dowcipu Rybińskiego. Azrael obrzuca obelgami Rybińskiego, ktory nigby nie szedł z prądem, nie brylowal na lewicowych salonach. Ciekawe dlaczego Azrael przemilcza sprzedajną karierę LiSa? Moze dlatego, że popiera LiD i nienawidzi Kaczorów, a nienawiśc odbiera czasem rozum?
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka