No dobrze, przyznaję się – chciałem pooglądać zdjęcia gołych bab. W Internecie znalazłem mnóstwo spełniających moje kryteria „ofert’, jednakże tylko jedna z nich przykuła moją uwagę. Z informacji na stronie Playboya dowiedziałem się, że jego czytelnik to: „wykształcony, spełniony zawodowo mężczyzna o wysokiej kulturze osobistej, zainteresowany kulturą i sztuką. Jest aktywny, nowoczesny, ceni wygodę i wysoki standard życia.” Nie namyślając się długo, pobiegłem do kiosku. Pismo (numer lutowy) schowałem gdzieś pomiędzy Gazetę Wyborczą i Politykę, a całość wyeksponowałem tak, aby wzmocnić wśród sąsiadów przekonanie o mojej przynależności do prawdziwej elity.
Po cichutku zacząłem wertować magazyn. Okazało się, że redaktor naczelny, Marcin Meller, potrafi zadbać o najbardziej wysublimowane gusta swoich czytelników. Strona 12 zawiera limeryki Michała Rusinka:”
Cna botaniczka ze wsi Biecz
selerowate zbiera. Lecz
co podejrzane jest szalenie,
zadowalają ją korzenie,
natomiast nacie ciska precz”
Hm, Norwid, Miłosz i Baczyński mogliby tylko pozazdrościć. Ta łatwość operowania językiem, te celne aluzje. I wreszcie ten subtelny dowcip. Pomyślą Państwo – „zadowalają ją korzenie”. Wspaniałe!
Mężczyźni „spełnieni zawodowo” potrzebują jednak czegoś więcej. Na stronie 68 mamy opis tego jak bawią się możni tego świata: „Mieszane sztuki walki (MMA) to prawdziwy krwawy sport - po kilku walkach ring i ubrania widzów – pierwszych rzędów stają się czerwone”. I dalej - (STR 69) „Podczas każdej trzyminutowej rundy krew tryska na tłum, co dodaje emocji tej współczesnej wersji brutalnej walki gladiatorów”. „Niewiele ciosów jest zakazanych. Uderzenie łokciem w twarz? – dozwolone. Kopnięcie w głowę – jak najbardziej”. Wiadomo, ze każdy chłop z jajami, jak trzeba, potrafi w ryj dać i poprawić z fleka. Podoba się to zresztą nie tylko panom: ”Walki toczą się dalej. Kobieta obok mnie robi zdjęcia. Torbę z aparatami chowa pod ringiem. Zbyt dużo krwi kapało na nią. Mój fotograf specjalnie nadstawia aparat, aby obiektyw pokryła mokra smużka. Krew zmieszana z potem rozbryzguje się dokoła. Siedzący przede mną wydawca brazylijskiego „Penthouse’a” jest zachwycony. Mówi, ze tu jest prawdziwa brazylijska dusza. Gwiazdy pop i modelki głośno dopingują swoich faworytów.” Yes, yes, yes! Jucha bryzga na widownię, a publika wyje z zachwytu. Wszyscy wiemy, że nic tak nie poprawia nastroju przed orgietką, jak widok zmasakrowanych ciał i bebechów na ringu.
Oczywiście, organizatorzy pomyśleli również o przegranych. „Pereira (chirurg) ogląda, jakie spustoszenie wyrządził cios. Sprawdza obluzowane zęby, powoli je wyrywa i wrzuca do wiadra. Przypomina to zabawę w bierki, tylko zamiast patyczków wyciąga się ludzkie zęby”. Meller to jednak prawdziwy humanista. To wrażenie wzmacnia jedno proste zdanie (str 70) :„…a jedynym sposobem, aby biedni ludzie mogli zarobić, to zająć się walką profesjonalnie”. No, właśnie! Chodzi przecież o to by żyło się lepiej!
Nie każdy gustuje w „krwawym sporcie” w realu. Można też pobawić się w prawdziwego mena na komputerze. Str 28 zawiera reklamy gier komputerowych np. „Race 07”, gdzie „sztuczna inteligencja przeciwników robi wrażenie”. Oczywiście na kulturalnym czytelniku większe wrażenie robi wywiad z Porterem i Lipnicką. Porter na stronie 51 sprzedaje nam delikatną sugestię :„Dałbym głos na PO, chociaż nie budzą mojego zachwytu. Po to, żeby wykopać tych, jak dla mnie, niebezpiecznych Kaczyńskich. Rządy PiS zaczęły przypominać Rok 1984 Orwella.” Lipnicka również dzieli się swoimi przemyśleniami życiowymi (str 56): „Zresztą ja też już nie przepadam za Londynem, bo został skażony…polskością”
Playboy potrafi zadbać również o pary i całe rodziny. Poleca nam pewną firmę, której domeną jest (str 63) „W sprawach obyczajowych głównie zbieranie materiałów na niewiernych mężów i żony. Ale także nietypowe zlecenia. Babcia chce sprawdzić narzeczonego wnusi, bo waha się, czy już teraz zapisać młodym 12 hektarów ziemi. Albo teściowa, która ‘coś słyszała’, że przyszłego zięcia widziano w oddalonym o 100km miasteczku, jak pchał wózek i obściskiwał się z jakąś lafiryndą, a na palcu ma ślad po obrączce, choć zarzeka się, że jest kawalerem” Drżyjcie niewierni! Wywiadownia używa skutecznych metod (str 64): „Jak przeprowadza się „test wierności”? Zaczyna się od wywiadu. To kilkaset pytań o wszystko żeby dobrze poznać figuranta (w slangu detektywów to osoba obserwowana, na którą jest zlecenie)”
Zaraz, zaraz. „Figurant” – to słowo nam się jakoś kojarzy. Czy Służba Bezpieczeństwa nie nazywała tak osób, które miały być celem jej operacyjnych działań. Czyżby reklamowana firemka nie byłą czasem czymś w rodzaju przepoczwarzonej filli słynnej „Firmy”. I jak to się ma do Roku 1984 Orwella? Skrupulatnie prowadzona inwigilacja rodzin i małżonków? „Prześwietla się całe jego życie , wszystkie możliwe szczegóły: czy już zdradzał, czy robi to nagminnie, czy teraz kogoś ma – bo być może kobieta pułapka wcale nie będzie potrzebna. Jeśli okazuje się, że – najczęściej chwilowo – facet jest czysty, wyznacza się pasującą fizycznie i charakterologicznie agentkę firmy, która zgłasza się, żeby zostać kobietą pułapką”…”Jako agencja nie mamy możliwości zlecenia komukolwiek uwiedzenia kogokolwiek, bo prokurator natychmiast oskarżyłby nas o stręczycielstwo”
Pamiętacie Państwo agenta CBA, który miał rzekomo rozkochać w sobie posłankę Sawicką, a następnie wcisnąć jej torbę z pieniędzmi? Dęta afera dotyczyła nielegalnej prowokacji i przyniosą PO kilkaset tysięcy świeżych głosów. Tutaj mamy promocję działań dużo bardziej perfidnych. Jawna prowokacji i podstawianie „pułapek” na „figuranta”. Playboy reklamuje esbecję w jej czystej postaci. Dziwne? Ani trochę.
Na stronie 85 swoje talenty w tekście „Jak oddałem się Cichociemnej Ojczyźnie” ujawnia Mariusz Sieniewicz, rocznik 1972, najwyraźniej zdolny literat, bo w 2007 roku został po raz trzeci nominowany do paszportu Polityki, wcześniej natomiast - do nagrody literackiej Nike. Str 86: „Za kilka sucharów lub kawę w restauracji szedł taki kurw z Niemrą do jej hausu, a ona ćwiczyła się w seksualnym blitzkriegu. Golenie głów szło pełną parą” albo (str 88)„Cichociemna patrzyła mi chłodno w oczy, zakleszczała silnym uściskiem ud.” i „Ślimak kichnął i ścichł”.
Wreszcie coś dla ludzi. Dość gadania, w końcu pisemko ma nas ekscytować i bawić. Inteligentami jesteśmy tylko w obecności pisiorów. W samotności natomiast lubimy poczytać coś zabawnego i jajcarskiego. Na stronie 118 możemy znaleźć taki oto dowcip: „Jaka jest różnica między och! A aaaaach!!? Jakieś 5 cm”. Chłe, chłe, powiem to mojej starej. Drugiego dowcipu jej nie przeczytam, bo kończy się tak: „Odbierz i podaj mi ten cholerny telefon, lachociągu”
Wiadomo, że kobitki trzeba trzymać krótko na smyczy. Tak jak ten filozof o trudnym nazwisku ze strony 82: „Autor Cząstek elementarnych pisze o seksie, jako o fundamencie współczesnej kultury”. „Houllebecq jest dzisiaj jedynym kojarzonym pisarzem kobieciarzem. Utrzymuje, że żyje ze swoją żoną w wolnym związku, ze miesięcznie sypia z kilkudziesięcioma kobietami, jest fanem seks turystyki i próbuje kochać się z każdą dziennikarką, która poprosi go o wywiad”. WOW!!! To był gość! Bzykał wszystko, co się rusza. Nie jakiś moher, czy inny konserwatysta. Dziś jednak trochę trzeba uważać, bo Simon Mol pozarażał dziewczyny w agencjach. Na to zresztą Playboy też ma radę. Na stronie 83 (tuż obok artykułu o Houllebecqu) całostronicowa reklama kondomów. Można nabyć zestaw Xperience z nakładką wibracyjną. Ciekawe czy ten filozof go używa?
Kondomy można zresztą nabyć wszędzie. Nawet w Chinach, gdzie można się dobrze zabawić i napić wódki. Str 158 „Dzięki Smirnoffowi wiemy, ze w Chinach nie tylko się pracuje, produkuje, negocjuje i robi interesy życia, ale także bawi.”…”Blisko tysiąc gości z całego świata i śmietanka towarzyska miasta bawiły się przy muzyce DJ-a Sashy, Hard-Fi i lokalnych gwiazd.”… ”After party w klubie The Wall w dzielnicy drapaczy trwało do rana”
Ciekawe jak bawią się Tybetańczycy. To chyba jednak nie interesuje czytelników gazety, którzy mają do rozwiązania dylemat ze strony 166. „Czy pomożesz tej dziewczynie, której mydło czasem ginie?” - czytamy pod zdjęciem blondynki w stroju Ewy. I znowu coś zabawnego. Jakiś fajny rym. Zawsze człowiek się uśmiechnie i jakoś tak raźniej na sercu.
Nie wszyscy jednak mają powody do radości. Na 8 stronie, redaktor naczelny wspomina zmarłych rodziców: „Nasza mama Beata przez 20 lat cierpiał z nieuleczalną chorobą. Cierpiała…”…„Nasz tata Stefan zmarł przed chwilą, 4 lutego 2008r. Też cierpiał. Bardzo.”. Ojciec Marcina Mellera to Stefan Meller, minister w rządzie Marcinkiewicza, który zrezygnował z posady, kiedy Lepper został wicepremierem. Pan Meller był człowiekiem wykształconym, o dużej kulturze osobistej. Syn wspomina go w ten sposób: „Mówił, ze „gdyby nie te gołe baby, to można by powiedzieć, że zrobiłeś fajne pismo dla młodej inteligencji. Uwielbiałem jego sarkazm”…„I nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy niż wtedy, kiedy tata powiedział, ze jest ze mnie dumny”
My też jesteśmy dumni z Marcina Mellera. Zwłaszcza kiedy dochodzi do takich wniosków: „I dzisiaj mając lat 40 i wiedząc, ze w tym wieku mężczyźni zostawiają swoje żony tak po prostu, tym bardziej podziwiam tatę, że był z mamą bezwarunkowo do końca, Nie uległ pokusom ucieczki, a my mieliśmy najlepsze dzieciństwo z możliwych.”
Gratulujemy Panie Marcinie. Nie wiemy tylko czy Houllebecq podzieli Pańskie opinie. Pana nam zresztą nie szkoda. Rynsztok i szambo, w którym nurza Pan co miesiąc swoich czytelników, reklama rozwiązłości, przemocy, umysłowej tandety, grafomanii, debilizmu, kloacznego humoru i przedmiotowego traktowania kobiet, są tym, co pozwala utrzymać się na topie salonu warszawskiego. Czasem tylko nam trochę Pańskiej matki szkoda. Naprawdę!
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura