Pomimo tego, że samemu zamierzam pod koniec roku, albo na początku przyszłego - pobawić się nieco w giełdę, zakładając sobie portfel inwestycyjny na początek powiedzmy na poziomie 4-5% miesięcznych zarobków (jeżeli dobrze pójdzie, to wtedy ewentualnie powiększę, ale to i tak do 8-10%), to pora powiedzieć sobie wprost. Otóż spółka akcyjna to gospodarcza dziwka, a giełda papierów wartościowych to ekonomiczny burdel. A przechodząc do sedna - nie rozumiem rozżalenia niektórych osób odnośnie ostatniej sytuacji z zakładami azotowymi. Trochę za późno na takie reakcje. Trzeba było reagować, kiedy spółka była puszczana na parkiet. A już ostatni dzwonek był wtedy, gdy państwo traciło większościowy akcjonariat. Nieśpieszno mi do tego, ale jeżeli w ogóle kiedykolwiek miałbym uruchamiać spółkę akcyjną, to na pewno trzymałbym żelazną porcję 50,5% akcji + dodatkowych kilka procent balastu na wszelki wypadek, tak aby nawet przy ewentualnym dołku pozostawać większościowym akcjonariuszem. Tak więc, nie wiem o czym w ogóle mówimy. Chyba zasady są jasne. Jak jest spółka akcyjna w mocno zglobalizowanym świecie i wyprzedaje się większość akcji, to raz np. 20% akcji może mieć gościu spod Koziej Wólki, a na następny dzień ktoś np. z Fidżi. Zatem nie wiem czym się tu przejmować, bo chyba trochę wponiewczasie ten płacz nad dawno rozlanym mlekiem.
Inne tematy w dziale Gospodarka