Od jakiegoś czasu coraz częściej słyszymy w mediach o kryzysie finansowym. Początkowo były to niewiele przeciętnemu Polakowi mówiące informacje o problemach instytucji finansowych w Stanach Zjednoczonych. Informacje te nie specjalnie nas interesowały gdyż początkowo w Europie, w tym także w Polsce, nie było widać bezpośrednich skutków tych wydarzeń. Co było bowiem interesującego w spadku cen nieruchomości w odległej Ameryce czy związanych z tym problemach „jakichś” instytucji od kredytów hipotecznych. Te „jakieś” instytucje finansowe to jednak potężne fundusze będące jednymi z kluczowych elementów największej gospodarki świata. Załamanie się tego skomplikowanego mechanizmu nie mogło być tylko odosobnionym przypadkiem. W rzeczywistości jest on przejawem głębokiego kryzysu całego systemu współczesnych finansów. Podważeniu ulegają fundamenty współczesnych teorii ekonomii.
Początkowo rozwój wielu form rynków, giełd oraz różnorodnych zaawansowanych instrumentów finansowych dostępnych nawet dla przeciętnego mieszkańca dobrze przyczyniał się do rozwoju bogatych państw Zachodu. Mechanizmy te dobrze sprawdzały się na krótką metę. W wyniku ich rozwoju zaczęto jednak coraz mniej uwagi przywiązywać do wartości fundamentalnych, które dominowały wcześniej. Solidne fundamenty rozwijanych przez lata firm zaczęły przegrywać z interesem coraz liczniejszych inwestorów, którzy w coraz łatwiejszy sposób przerzucali fundusze na inwestycje, które dawały największy zysk w krótkim czasie. W ten sposób krótkoterminowe przedsięwzięcia zaczęły wypierać myślenie długoterminowe. Widoczne było to między innymi w podejściu konsumentów w Stanach Zjednoczonych do życia na kredyt. Chęć do jak najszybszej konsumpcji i nadążania za otoczeniem w zakresie posiadanych dóbr czy mody prowadziła do powszechnego życia na kredyt. Z czasem zadłużeni między innymi na kartach kredytowych zaczynali coraz mniej zastanawiać się nad tym czy będą w stanie łatwo te kredyty spłacić. Myślenie w kategoriach, że „przecież wszyscy dookoła tak robią więc i ja mogę” zaczęło przeważać nad zdrową kalkulacją. Sprowadzało się to do postawy „jak ja będę miał problem to wszyscy inni też go będą mieli a do tego przecież nikt („rząd?”) nie dopuści”.
Niestety postawy tego typu nie były wyłącznie domeną zwykłych obywateli ale udzieliły się też całemu światowi finansów. Dyrektorzy finansowi uczą się jak maksymalnie korzystać z efektu dźwigni finansowej, czyli jak zwiększać zyski właścicieli firm za pieniądze pożyczone z banków zamiast ich własnych środków. Nawet całe systemy finansowe, wraz z ich nadzorem podążały tą drogą. W Stanach Zjednoczonych przez wiele lat utrzymywano niskie stopy procentowe po to aby było łatwiej pożyczać pieniądze. Wierzono, że dzięki temu dodatkowe pożyczone pieniądze pójdą na zwiększenie rozwoju gospodarczego a ten z kolei pomoże przezwyciężyć bieżące trudności. Proces ten miał trwać niczym „perpetuum mobile” przez bliżej nieokreślony długi czas prowadząc nas do coraz większego powszechnego dobrobytu.
Takie myślenie powodowało, że coraz mniej uwagi przywiązywano do ryzyka związanego z rozwojem finansowanym kredytem. Instytucje finansowe analizowały ryzyko w odniesieniu do konkretnych osób przy założeniu, że sytuacja gospodarcza będzie cały czas szła w dotychczasowym kierunku. Nikt nie zauważył jednak tego, że nadmierne zadłużenie w dużej części zamiast przyczyniać się do rozwoju jest przeznaczane na płacenie coraz większych kwot za kupowane nieruchomości oraz dobra konsumpcyjne. Tak więc nowi nabywcy płacili coraz więcej biorąc na to coraz większe kwoty kredytów a banki nie przejmowały się tym tak bardzo licząc, że zwiększające się w przeszłości ceny nieruchomości będą nadal rosnąc z nawiązką zabezpieczając kwotę udzielonego kredytu. Nasuwająca się analogia do znanego skądinąd „łańcuszka Św. Antoniego”, czy piramid finansowych umykała jednak osobom zarządzającym ryzykiem finansowym, gdyż myśleli oni w wąskich kategoriach niedoszacowując ryzyka systemu. I tak właśnie system się zawalił, podobnie jak każdy „łańcuszek” ma kiedyś swój koniec a tracą na nim ci na końcu na rzecz tych co byli wcześniej. Pierwsze efekty było widać już kilka lat temu podczas pamiętnego pęknięcia tzw. „bańki internetowej”. Kiedy wszyscy zafascynowani nową technologią pchani wilczym pędem kupowali akcje spółek Internetowych nie bacząc na to co za nimi stoi oraz za jaką cenę je kupują. Prawa rynku szybko to skorygowały.
Tym bardziej dziwi, że dopuszczono ponownie do napompowania kolejnej bańki spekulacyjnej w postaci coraz wyższych wycen akcji firm notowanych na giełdach. Niestety wyceny te były coraz bardziej oderwane od rzeczywistej zdolności do generowania przez te firmy zysku. Zyski były coraz częściej „poprawiane” metodami inżynierii finansowej, czyli inaczej mówiąc na kredyt. Nie wspominając już o skandalach związanych z ewidentnymi nadużyciami finansowymi.
W dobie globalizacji wszystkie te zjawiska wraz ze swoimi pozytywnymi i negatywnymi efektami przeniosły się na grunt międzynarodowy ulegając wielokrotnemu wzmocnieniu. Dlatego właśnie w jakiś czas po sygnałach o kryzysie w Stanach Zjednoczonych pojawiły się symptomy kryzysu także w Europie a ostatnio również w Polsce.
Z uwagi na krótką historię nowoczesnych mechanizmów gospodarczych w Polsce kryzys nie przyjął takich rozmiarów jak za oceanem. Polacy jeszcze nie zdążyli tak bardzo rozwinąć życia na kredyt. Jednak także i u nas wzrost cen nieruchomości oraz późniejszy zastój na tym rynku były spowodowane podobnymi czynnikami. Podobnie też wygląda sytuacja na naszej Giełdzie Papierów Wartościowych gdzie wzrost wartości spółek był w dużej części napędzany nowymi środkami napływającymi na rynek a nie zwiększaniem realnej zyskowności przedsiębiorstw. Gdybyśmy się zatrzymali wyłącznie na naszym rynku skutki nie byłyby aż tak duże jak to co się dzieje w innych krajach. Nasza Rada Polityki Pieniężnej inaczej niż w Stanach Zjednoczonych reagowała na pojawiające się zjawiska podwyżkami stóp procentowych aby zahamować lawinowo rosnące życie na kredyt. Chociaż te decyzje utrudniają wielu z nas życie na krótką metę to jednak mają na celu uchronienie gospodarki jako całości w dłuższej perspektywie, przed nadmuchaniem kolejnej wielkiej spekulacyjnej „bańki”.
Niestety jednak rozwój sytuacji w naszym kraju będzie w dużym stopniu też zależał od tego co się wydarzy na świecie. Polska waluta nie jest tak mocna jak EURO czy Dolar z uwagi na ograniczony potencjał naszej gospodarki. Dlatego kurs naszej waluty może ulegać znacznym wahaniom. Na świecie jest dużo wolnych środków pieniężnych, które mogą zostać skutecznie wykorzystane do istotnej zmiany wartości naszej waluty. Niestety przez inwestorów jesteśmy wciąż postrzegani jako kraj bardziej ryzykowny niż np. państwa będące w strefie EURO.
Kryzys w Polsce w pierwszej kolejności przejawił się na rynku nieruchomości stagnacją i spadkami cen oraz spowolnieniem w budownictwie mieszkaniowym. Niedługo jednak znacznie bardziej możemy odczuć jego skutki w przedsiębiorstwach produkujących na eksport. Z uwagi na groźbę recesji w krajach do których eksportujemy naszą produkcję może dojść do jej zmniejszenia. Za tym pojawią się zapewne redukcje zatrudnienia oraz wstrzymanie pewnych inwestycji. Z drugiej jednak strony osłabienie się kursu złotego może ponownie poprawić rentowność właśnie polskich fabryk. Szczególnie w dobie kryzysu towary tańsze są bowiem cenione na rynku.
Także sektor bankowy w Polsce istotnie odczuje skutki kryzysu. Z jednej stronny mocnemu zahamowaniu ulega akcja kredytowa, co paradoksalnie może uchronić wiele banków przed większymi kłopotami. Jednak bez tego banki będą mniej zarabiały. Część z nich nie będzie też już mogła liczyć na wsparcie od swoich zagranicznych central, chociażby przy pozyskiwaniu franków szwajcarskich. Nie należy spodziewać się załamania systemu bankowego jako takiego w Polsce, gdyż ten jest rzeczywiście dość dobrze zabezpieczony przez nasze instytucje nadzoru. Jednak wyższe koszty kredytów oraz mniejsza akcja kredytowa odbiją się z pewnością także na możliwości szybkiego rozwoju dobrze zarządzanych przedsiębiorstw.
W dobie obecnego kryzysu na nowo definiowane są podwaliny światowego systemu finansowego. Powracamy do fundamentalnych praw ekonomii i ponownie zaczynamy uważnie przyglądać się ryzyku. Dlatego też ci którzy nie mają duszy hazardzisty powinni bardzo uważnie i realnie podchodzić do swoich dochodów i wydatków. Systematyczne oszczędzanie przed wykonaniem wydatku zaczyna ponownie powracać do łask. Nie przesadzałbym jednak z trzymaniem pieniędzy w przysłowiowej skarpecie. W niepewnych czach i te pieniądze mogą stracić wartość. Rozsądną formą oszczędzania są dzisiaj lokaty bankowe (w ramach gwarantowanych przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny). Oferowane oprocentowanie pokrywa obecnie z nawiązką inflację pod warunkiem jednak, że nie trzymamy środków na niskooprocentowanym rachunku osobistym.
Nie polecałbym natomiast kupowania walut obcych. Niektórzy widząc wzrastający kurs dolara ruszyli do kantorów aby nabyć ulubioną walutę na „trudne czasy”. Kurs dolara może bowiem równie dobrze dalej się umacniać jak też istotnie się obniżyć. Jest to więc zajęcie raczej dla spekulantów niż osób zaradnych.
W dobie kryzysu zwiększa się także wartość złota. Podobnie jest też obecnie. Jednak lokowanie w złoto wydaje się być najlepszym rozwiązaniem na najcięższe czasy. Tym którzy nie przewidują dramatycznego załamania światowej gospodarki na długie lata nie polecałbym więc tej formy lokaty kapitału. Proszę przypomnieć sobie jak niską cenę miało złoto całkiem niedawno. Jeżeli kryzys finansowy nie ulegnie gwałtownemu zaostrzeniu to za kilka lat ceny złota mogą być znacznie niższe niż obecnie.
Lepszą lokatą wydają się być dzieła sztuki, jako dobra rzadkie niezależnie od czasów w jakich żyjemy powinny utrzymywać istotną wartość.
Jeżeli potrzebujemy kupić grunt na własne potrzeby podobnie jak mieszkanie to obecna sytuacja wydaje się być dobrym momentem do tego rodzaju inwestycji ale jedynie pod warunkiem, że kupujemy je za własne a nie pożyczone pieniądze (lub ewentualnie z ograniczonym kredytowaniem zabezpieczonym innym posiadanym majątkiem).
Inwestowanie w akcje firm notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w dzisiejszej sytuacji odradzałbym osobom, które nie są do tego profesjonalnie przygotowane i nie są gotowe na podjęcie dużego ryzyka.
Także inwestowanie w różnego rodzaju fundusze inwestycyjne powinno być bardzo uważnie analizowane. Co prawda powierzamy środki profesjonalnie przygotowanym osobom ale w dzisiejszej sytuacji gospodarczej ich pole działania jest także ograniczone.
Rozsądne może być inwestowanie w własną działalność gospodarczą, na którą mamy własne środki i wpływ na to jak ją prowadzimy. Możemy też liczyć na wsparcie z funduszy Unii Europejskiej.
Oszczędzanie oraz ciężka praca u podstaw w budowaniu fundamentów własnego dobrobytu zaczynają znowu być w cenie.
Marek Czapka
Inne tematy w dziale Polityka