Ciekawy i udany album popowy wydany przez jednego z pierwszych angielskich punkowców. Captain Sensible to barwny ptak i filar zespołu The Damned. To jego gitara basowa, a później gitara elektryczna definiowała muzykę tego zespołu. O The Damned nie trzeba nikomu przypominać, poza tym, że to oni wydali pierwszą pełnowymiarową angielską płytę punkową o znamiennym tytule „Damned, Damned, Damned”. Osławione "Never Mind the Bollocks, Here's the Sex Pistols” ukazało się 28 października 1977 r., debiutancki The Clash - 8 kwietnia 1977 r., a ich debiutancki album 18 lutego 1977 r. Tyle tytułem wstępu i przejdźmy do rzeczy.
Captain Sensible - Women and Captains First
1982 A&M Records
1. Wot 3:40
2. A Nice Cup of Tea 3:12
3. Brenda Part 1, Brenda Part 2 7:27
5. Yanks with Guns 4:30
6. Happy Talk 3:27
7. Martha the Mouth 3:52
8. Nobody's Sweetheart 3:18
9. (What D'Ya Give) The Man Who's Gotten Everything 4:20
10. Who Is Melody Lee, Sid? 1:53
11. Gimme a Uniform 3:50
12. Croydon 5:50
Niewątpliwie płyta „Women and Captains First” (co za przewrotny tytuł) była muzycznym odejściem od korzeni artysty, czyli miksu wpływów punka, rocka i psychodelicznego rocka obecnych w The Damned. Captain Sensible chciał nagrać muzykę czysto popową i tego dokonał. Album zaczyna się od rapującego hitu „Wot”, którego tekst znaczy niewiele lub nic, ale wiele mówi o tym, co artysta przedstawi w kolejnych utworach. Pomysł na większość nagrań jest prosty – zmieszajmy dźwięk pulsujących syntezatorów z automatami perkusyjnymi, dodajmy od czasu do czasu czysto brzmiące dźwięki gitary, zaśpiewajmy czysto i melodyjnie, dodając kobiecy wokal (dziewczyńska grupa Dolly Mixture) w chórkach i oto jest gotowy przepis na dobry album popowy. Muzyka tchnie taką radością, optymizmem i przestrzenią. Trudno to wyrazić, ale ja odpoczywam przy tym albumie.
Weźmy najdłuższy utwór, teoretycznie podzielony na dwie części utwór „Brenda Part 1, Brenda Part 2”. Ja czuję w tym lekką inspirację bardziej popowymi dokonaniami The Stranglers. To jest pięknie rozwijający się i płynący utwór mimo stosunkowo prostych środków – pulsującego syntezatora, automatu perkusyjnego a nawet na koniec fortepianu, obleczonego dźwiękami gitary. Wspaniałe. Nieco ostrzej jest w „Yanks with Guns” z ciekawą partią gitary. Choć jej gra jest lekka i zwiewna, połączona ze skandującym wokalem. Stronę pierwszą płyty zamyka utwór, którego chyba nikt by się nie spodziewał. Jest to cover „Happy Talk” z musicalu Rodgersa i Hammersteina „South Pacific” z 1949 roku, zagrany i zaśpiewany niezwykle kompetentnie. Punkowiec śpiewający lekki musicalowy kawałek. Zgroza.
Drugą stronę płyty otwiera pogodny utwór pt. „Martha the Mouth”, który ponownie kojarzy mi się z The Stranglers. Kolejny świetny kawałek. Chcemy więcej niespodzianek? Proszę bardzo, oto przeróbka starej broadwayowskiej piosenki w stylu jazzu tradycyjnego „Nobody's Sweetheart Now”. Jak widać, a raczej słychać takiemu repertuarowi jest też w stanie podołać Kapitan. Po nim następuje galopkowa łupanka (tak mi się kojarzy) „(What D'Ya Give) The Man Who's Gotten Everything” ze świetnym chórkiem dziewcząt z Dolly Mixture. Co za melodia, co za feeling. Chcemy posłuchać jeszcze czegoś innego? To w takim razie Kapitan proponuję coś w rodzaju country „Who Is Melody Lee, Sid?”. Urocze. Dalej znowu mamy utwór „Gimme a Uniform” łączący rap z funkiem. Może to naiwne, ale bezpretensjonalne i wciągające.
Na koniec mamy swoistego rodzaju balladę pt. „Croydon”. Gdzieś mi mignęło w internecie, iż komuś kojarzy się ta piosenka z twórczością Johna Lennona. Ja takich skojarzeń nie mam. Niewątpliwie „Croydon” to śpiewana autobiografia Kapitana, upamiętniająca jego dni młodości w Stanley Technical School w South Norwood, opowiadająca o zniszczeniu popiersia z brązu w holu wejściowym, a także o próbach poznania dziewcząt z lokalnych szkół i czyszczeniu toalet w Fairfield Halls. Piękna, nostalgiczna piosenka („But I'll still be dreaming of you Croydon”). Kapitalna płyta, adekwatna do nadchodzącej, mam nadzieję, wiosny. Polecam gorąco.
Inne tematy w dziale Kultura