Robin Goodfellow Robin Goodfellow
84
BLOG

R. Kipling o wojnie i ... słowiku

Robin Goodfellow Robin Goodfellow Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Cisza przed walką dałaby się raczej przyrównać do gwaru chirurgów i sanitariuszy, zdążających na salę operacyjną. I nikt tam w czasie walki nie padał z wycieńczenia u stóp wodza, oddawszy rozkaz, przewieziony przez linię wojsk nieprzyjaciół, i żaden wódz na czele żołnierzy nie rzucał się na wroga. Generał... generał nawet nie siedział na koniu, lecz na jakimś stołku polowym przed stołem z zastawą herbaty.

Odwiedziny u Kiplinga, 1903 r.

Rudyard Kipling różni się od całej plejady kolegów po piórze tym, że jest nieprzebłaganym nieprzyjacielem „wywiadów”.

Znalazł się jednak przemyślny Amerykanin, Cobb, agent Towarzystwa wydającego rodzaj literackiego Baedekera po Europie, który za wszelką cenę postanowił dostać się do sławnego powieściopisarza na kilka minut rozmowy.

Mr. Cobb z góry ułożył sobie szereg pytań I tak „uzbrojony” zjawił się w mieszkaniu Kiplinga, nie zdradziwszy właściwego celu swej wizyty. Kipling wdał się uprzejmie w rozmowę z gościem – i w parę dni potem niemało zdziwiony, odczytał ją powtórzoną dosłownie na szpaltach nowojorskiego “Evening Post”.

Jedyny w swoim rodzaju „interview” udał się: przyniósł garść ciekawych myśli i krótką, lecz lapidarną charakterystykę autora „Księgi Dżungli”'

Kipling, jako człowiek pod wielu względami przypomina Roosevelta; podobnie, jak eksprezydent, [Wywiad miał miejsce w 1903, po pierwszej kadencji Theodora Roosevelta - KR] ma wysokie czoło i błyszczące oczy. Cała postać, jakby ciosana z grubsza, kwadratowa. Mimo pozorów rubaszności, w ruchach pewna harmonia, w sposobie wyrażania się i prowadzenia rozmowy smak i wytworność. Po paru zamienionych z nim zdaniach imponować zaczyna siła przekonania, z jaką wygłasza swoje zapatrywania. Kipling bynajmniej nie jest zblazowanym „bardzo angielskim Anglikiem", za jakiego bywa często uważany przez swych współziomków, lecz przeciwnie człowiekiem o niezwykle bujnym temperamencie. Interesują go żywo wszystkie zjawiska w dziedzinie ducha czy natury, o wszystkim ma własny, oryginalny sąd.

Wygłaszając swoje poglądy o współczesnej literaturze angielskiej, dość nieprzychylnie odzywał się o jej dzisiejszych najwybitniejszych przedstawicie­lach. Ryło w tym zwłaszcza sporo niechęci, zresztą zręcznie ukrytej, do Shawa, którego charakter i cała działalność literacka, jest żywą antytezą Kiplinga.

Najciekawsze jednak uwagi wypowiedział Kipling o wojnach, których paru był naocznym świadkiem. Obecnie wojna — to „problem matematyczny, połączony z pewnym rodzajem zabiegów, które porównać można by do cięć lekarza chirurga przy operacji.

Cały romantyzm, rapsodyczność walki minęły bezpowrotnie.

„Niewiele walk widziałem w Indiach — opowiadał Kipling — przeżyłem natomiast wojnę w południowej Afryce. Zresztą przy swoich opisach bitew opieram się przeważnie na tem, co mi opowiadano.

Gdy po raz pierwszy ujrzeć miałem bitwę, mówiłem sobie: zobaczę potworne żywiołowe wzmaganie się sił, nagłe rozkazy wodzów, popisy bohaterstwa, wielkie a tragiczne zgony, a przed walką panować będzie uroczysta, śmiertelna cisza. O ileż jednak było inaczej... Cisza przed walką dałaby się raczej przyrównać do gwaru chirurgów i sanitariuszy, zdążających na salę operacyjną. I nikt tam w czasie walki nie padał z wycieńczenia u stóp wodza, oddawszy rozkaz, przewieziony przez linię wojsk nieprzyjaciół, ni żaden wódz na czele żołnierzy nie rzucał się na wroga. Generał... generał nawet nie siedział na koniu, lecz na jakimś stołku potowym przed stołem z zastawą herbaty.

— Hm... nieźle — mruknął generał, odebrawszy jakąś wiadomość — idzie tak, jak myślałem. Zatelefonuj Binks, żeby ściągnięto baterię.

Oto jak prowadził bitwę. Dawniej w straszliwym chaosie ginęli ludzie, pasując się rozpaczliwie ze śmiercią; dziś ci zabici robią wrażenie najniewinniejszych wycieczkowców, którzy w czasie swego spaceru po polach weszli w drogę pędzącej maszynie i zostali zmiażdżeni.

Kipling ożywiał się, gdy rozmowa zeszła na życie zwierząt i ich zwyczaje, których jest namiętnym obserwatorem i znawcą, co widoczne we wszystkich prawie jego pismach. Miłośnik przyrody i jej tworów okazał się nieprzebłaganym nieprzyjacielem — słowika.

— To ptak o marnym charakterze. Sławią go wszyscy dlatego tylko, że w rzeczywistości nie znają go. To szaławiła, którego Bóg obdarzył talentem, a on go nie szanuje i poniewiera nim. Śpiew jego płynie namiętnym impetem aż kończy się nieartykułowanym bulgotaniem małego gardziołka. Typowy lekkomyślny ogrodowy szaławiła...

Istotnie w dziełach Kiplinga mieszczą się wszystkie prawie zwierzęta od olbrzymiego słonia Hathi do potężnej Bagheery — brakuje jednak słowika...

____________________

Opracował na podstawie artykułu z prasy polskiej

K.Rafalski

Pisownia uwspółcześniona

PS. Wyjątek w swej niechęci do wywiadów i w ogóle rozmów uczynił Kipling m.in. dla... Polaka. Polecam wcześniejszy wpis pt.

Rozmowa Kiplinga z Polakiem


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj Obserwuj notkę

Chodzi własnymi ścieżkami (w ogrodzie Pana Kiplinga)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości