Andrzej Urbański właśnie połknął Bronisława Wildsteina. Dosłownie i w całości. Z pomiędzy zębów nie wydostało się pełne zdziwienia oko, nic, choćby jedna kosteczka. Na dziedzińcu słoneczko świeciło, ptaszki ćwierkały o tym co zwykle. Sielanka.
Menu zostało przygotowane dawno temu przez trzech popularnych kucharzy. Bronisław Wildstein został wpisany jako deser bo kościsty, żylasty i strasznie długo się go przyrządza. Poza tym dla pospólstwa miał być niespodzianką, od rewolucji francuskiej wiadomo, że lud interesują głównie słodycze. Jego rola listka figowego była ważna głównie na jesieni. W końcu jednak czerwone liście opadły i nastała zima, o czym jako typowy indyk myśleć nie mógł.
I po sprawie. Ekolodzy krytykują z rozpędu, miłośnicy tej kuchni już polecają nowe menu. Chwilowo ich głód się skończył, wszyscy odetchnęli z ulgą.
Do czasu.
Natura jest przecież nieubłagana. Istnieje tylko jedno danie, które smakuje prawdziwemu rewolucjoniście.
To pasztet z innego rewolucjonisty. Panie i panowie - smacznego!
Nie wycinam notek, pod którymi są komentarze. Mogę natomiast zmienić a nawet znacznie zredukować ich treść.
Jest sto tysięcy dusz
a jedna ledwie rura
żołnierze wychodzą
cywilom i rannym się nie uda
upps
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka