"Movement" (1981)
Płyta, na której muzyka jest jeszcze w rozkroku pomiędzy ponuractwem Joy Division a nowym, tanecznym brzmieniem nowego zespołu, jakim jest New Order.
Ciekawostką dla mne jest to, jak wiele osiągnął New Order, gdy członkowie zespołu pozbawieni są jakiejkolwiek charyzmy, są zupełnie przeciętnym muzykami, nie mają porządnego wokalisty, bo to co robi Bernard Sumner jest tylko co najwyżej poprawne..
Mimo tych przeciwności i wbrew ciągnącej się legendzie ich poprzedniego zespołu Joy Division, zespół osiągnął bardzo, bardzo dużo i wywarł istotny wpływ na brzmienie muzyki końca XX wieku.
Wracając do płyty, nie jest ona wcale taka zła, jak przestawiają ją niektórzy, zwłaszcza zajadli fani New Order, jest ona po prostu płytą etapu przejściowego, a takich płyt się zazwyczaj nie ceni.
Ja tam lubię tę płytę, a najbardziej jej okładkę. Pomysł prosty, acz przykuwający uwagę.
Ciekawie, jakby odbierali płytę słuchacze, gdyby pojawiły się na niej późniejsze singlowe propozycje zespołu tj. "Temptation” i „Everything’s Gone Green”.
Na pewno odbiór tej płyty byłby inny, a tak "Movement" ma przylepioną łatkę (poniekąd słusznie) joydivisionego epigona.
"Power, Corruption & Lies" (1983)
To co się nie udało na poprzedniej płycie wypaliło na płycie z "kwiatami". Juz pierwszy utwór "Age of Consent" sugeruje, że będzie dobrze i że powoli przenosimy się w krainę muzyki disco (może lepiej określić tę muzykę jako inteligentnie taneczną) na poziomie.
Świetne utwory są na tej płycie, ale mnie szczególnie przypadły do gustu dwa: taki nieco kraftwerkowy "Your Silent Face" i taki zabawnie dyskotekowy "Ultraviolence".
Jest czego słuchać. Ciekawostką jest, że na płycie wydanej w 1983 r. nie było słynnego "Blue Monday", bo ten sztandarowy hit grupy został wtedy wydany tylko na singlu.
Obecne wersje albumu zawierają ten wiekopomny utwór i dobrze, choć nie on decyduje o charakterze tej płyty.
Low-Life (1985)
Smutne disco w rozkwicie. Tak w dwóch słowach można określić ten album.
"Low-Life", w porównaniu do poprzednich płyt, to już nie są już jakieś nieśmiałe poszukiwania własnego stylu, lecz wykrystalizowany styl i świadomość własnej wartości.
Ta płyta jest uważana i nie bez racji za najlepszą płytą New Order. Ja co prawda wyżej cenię "Technique", ale muszę przyznać, że ta płyta ma większy ciężar gatunkowy.
Opus magnum New Order to również dominacja syntezatorów, klawiszy, samplerów i sekwencerów, niemniej zespół nadal używa żywe instrrumenty - gitary, perskusję i zwłaszcza będący w pewnym sensie znakiem rozpoznawczym New Oerder - bas Petera Hooka.
Czego nie mamy na tej płycie. Przede wszystkim znane przeboje jak "The Perfect Kiss" bądź "Sub-Culture", ale również ponurą instrumentalną "Elegię", która tak ciekawie kontrastuje ze smutno-wesłym początkiem płyty w postaci "Love Vigilantes".
Tak, czy owak, ta płyta, to perełka, której nie znać, to grzech.
"Brotherhood" (1986)
Niektórym ta płyta kojarzy się z dwoma syntetycznymi i wielkimi przebojami jak nieśmiertelne "Bizarre Love Triangle" czy też "State of the Nation", ale to nie one decydują o charakterze płyty, który odbiega od tej wypracowanej na "Low-Life".
Ja bardziej kojarzę ten album ze wspaniałą balladą, o ile tak ten utwór można nazwać, pierwotnie kończącą płytę, "Every Little Counts" bądź z genialnie uroczym "All Day Long" czy żarliwym, ze wspaniałą partią gitary, utworem „As It Is When It Was”.
Na pewno ta płyta jest bardziej nowofalowa albo zimnonowofalowa niż elektronicznie dyskotekowa.
Mnie się podoba, bo świadczy, iż zespół nie osiadł na laurach. Fajna płyta.
"Technique" (1989)
Zabawne, że w latach 80-tych nieszczególnie ceniłem New Order. Być może przyczyniło się do tego zajechanie radia i telewizji ich superprzebojem :"Blue Monday", bowiem gdy już się usłyszało 256 raz tą piosenki, to człowieka automatycznie odrzucało od zapoznawania się z ich twórczością.
W jakimś sensie to była przyczyna, że z poprzednimi albumami New Order zapoznałem się tak naprawdę dużo, dużo później.
Natomiast właśnie "Technique" był pierwszym albumem New Order, który posłuchałem wnikliwie w całości i nawet miałem oryginalną kasetę (no może nie do końca oryginalną, jeżeli ktoś pamięta tamte czasy).
Co mnie w tej płycie pociągnęło. Ano, z przyjemnością stwierdziłem, ze jest to taneczny pop na bardzo wysokim poziomie.
Znakomite są kawałki na tej płycie i w przeciwieństwie do wcześniejszych nie ma na nim żadnych wypełniaczy, żadnych utworów przeciętnych. Są same hity.
Dla mnie "Technique" to jeżeli nie najwybitniejsza płyta New Order, to na pewno płyta o najbardziej wyrównanym poziomie.
Takich hitów jak "Fine Time" bądź ""Vanishing Point" mogę słuchać w nieskończoność. Ta muzyka się nie starzeje.
"Republic" (1993)
Ta płyta miała chyba być w zamierzeniu członków zespołu ulepszoną wersją "Technique", a stała się zupełną porażką i powodem rozpadu grupy na okres ponad 5 lat.
Słaba to płyta i jedynie dwa pierwsze utwory: "Regret" i "World (The Price of Love)" przypominają o niedawnej chwale zespołu.
Reszta, coby nie mówić, to kawałki poniżej poziomu do którego przyzwyczaił nas New Order.
Ja przyznam szczerzej po tej płycie zupełnie zarzuciłem słuchanie nowych płyt New Order i dopiero poznałem je po ukazaniu się "Music Complete" w 2015 r.
"Get Ready" (2001)
Dziwny jest to album. Taki nieco mniej elektroniczny, mniej taneczny, a bardziej gitarowy. Trudno mi coś powiedzieć o tym albumie. Mnie on po prostu jakoś nie przekonuje. Nie mógłbym co prawda stwierdzić, iż New Order odgrzewa na te płycie stare kotlety, ale jakoś ta muzyka brzmi cokolwiek nieprzekonująco.
Wiem, że ten album jest dobrze odbierany przez fanów zespołu, ale mnie pozostawia raczej obojętnym.
Żeby nie być tak do końca na nie, to mimo wszystko, można znaleźć na tej płycie perełki jak choćby taka przeurocza piosenka "Vicious Streak" czy też melodyjne "Someone Like You", co jednak nie zmienia faktu, że jakoś nie mogę tej płyty przegryźć.
Wygląda na to, że czasy chwały minęły i już nie powrócą. Niestety.
"Waiting For The Sirens’ Call" (2005)
Bardzo poprawny to album i tak jak jego poprzednik nie wnoszący nic do historii New Order. Wydawało się, że tym nieco nijaką płytą New Order zakończy swoej istnienie.
Tak się nie stało i ja sie z tego cieszę.
"Lost Sirens" (2013)
Ta płyta to taki suplement do "Waiting For The Sirens’ Call", ale myli się ten, kto zbyt pochopnie osądzi tę płytę i stwierdzi, że jest to taka zapchajdziura na wyrwanie paru dolarów z kieszeni fanów.
W pierwszej chwili, gdy przeczytałem, że muzyka na tej płycie to nagrania z okresu z Peterem Hookiem w składzie, z okresu pracy nad "Waiting For The Sirens’ Call", to pomyślałem, oj będzie niedobrze, bo pewnie będą to odrzuty z sesji "Waiting"
Pomyliłem się, bo ten album - suplement jest lepszy od dzieła podstawowego i na pewno materiał jest bardziej zróżnicowany od poprzedniczki.
"Music Complete" (2015)
Najnowsza płyta New Order to również ich najdłuższa płyta i w tej długość widzę główną wadę, bowiem można byłoby dokonać eliminacji słaszych fragmentów, a pozostawić te najlepsze.
Wiem, że różnię się z recenzentami tego albumu, ale mnie najbardziej podobają się te utwory, które dla nich są ordynarnym, prymitywnym disco.
Dla mnie najlepszymi utworami są właśnie te paskudnie - rytmicznie - dyskotekowe tj. "Plastic” ( z tekstem "You're fantastic, You're so special"), „Tutti Frutti” i „People On The High Line”.
W tych dwóch ostatnich, świetnie uzupełnia wokal Bernerda Sumnera niejaka Elly Jackson z La Roux.
Brzmi to świetnie, a że nie całkiem jakby to był New Order, to chyba dobrze, bo przecież nie chodzi o odgrzewanie starych kotletów, tylko tworzenie jakiejś nowej jakości.
Reasumując, nie jest to może jakaś nadzwyczajnie udana płyta, niemniej naprawdę warto posłuchać.
Dobra płyta do tańca, polecam.
"Substance 1987" (1987)
Nie jest płyta studyjna, ale zrozumienie fenomenu New Order i jego sukcesu bez tej płyty jest niemożliwe. Dodam, że tylko na niej znajduje się największy obok "Blue Monday" hit zespołu czyli "True Faith".
Ten album to też pozycja obowiązkowa w płytotece, bez dwóch zdań.
Enjoy New Order.