Wyobraźmy sobie, że w 2010 roku do II tury wyborów prezydenckich wchodzą - Donald Tusk i Andrzej Olechowski; kogo wówczas poprze Lech Kaczyński, a dokładniej mówiąc PiS i jego elektorat? Wyobraźmy sobie inną, zgoła odwrotną sytuację, iż w II turze wyborów spotkają się Lech Kaczyński i Andrzej Olechowski; za kim z kolei wtedy opowie się Donald Tusk, a przede wszystkim na kogo zagłosują jego zwolennicy? Wyobraźmy sobie wreszcie trzecią hipotetyczną sytuację, że w II turze Jolanta Kwaśniewska walczy o prezydencką elekcję z jednym z dwóch kontrkandydatów - Lechem Kaczyńskim lub Donaldem Tuskiem; kogo wówczas poprą poszczególni politycy, a precyzyjniej rzecz ujmując ich wyborcze elektoraty...
Tylko spotkanie w II turze wyborów prezydenckich, obecnego lokatora Pałacu Namiestnikowskiego - Lecha Kaczyńskiego z premierem Donaldem Tuskiem, pozwala na utrzymanie dotychczasowego status quo, na polskiej scenie politycznej, a także zachowanie dominującej roli Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwość. Każdy z innych scenariuszy łamie tą swoistą supremację dwóch prawicowych partii i tworzy nową jakościowo polityczną rzeczywistość. Warunkiem, więc kontynuacji "postrywinowskiego porządku" jest ostry personalny spór Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem, który poprzez silną polaryzację polityczną mobilizował będzie wyborcze elektoraty, wokół dwóch konkurencyjnych ośrodków. Zaistnienie natomiast jakiegokolwiek innego wariantu, wychodzącego poza logikę tej dwubiegunowej polaryzacji - doprowadzi do głębokiej rekonfiguracji polskiej sceny politycznej.
Można z dość dużym prawdopodobieństwem domniemywać, iż gdyby potencjalnie w II turze wyborów prezydenckich, premier Donald Tusk, miał się spotkać z eksprezydentową Jolantą Kwaśniewską, albo Andrzejem Olechowskim, to wówczas aktualny prezydent Lech Kaczyński, być może udzieliłby mu oficjalnie politycznego poparcia, a już na pewno zagłosowałaby na niego spora część PiS-owskiego elektoratu. Nie ma jednak żadnej pewności - czy Danald Tusk odwzajemniłby się tym samym, w przeciwnej sytuacji, a przede wszystkim - czy jego zwolennicy zagłosowaliby wtedy na Lecha Kaczyńskiego.
Jeżeli, bowiem polską scenę polityczną interpretować według dychotomicznego układu dwóch idealnych typów - "IV Rzeczpospolitej" i "republiki Rywina", to PiS jest na tej skali (nazywam to "skalą Rywina") dokładnie tam, gdzie IV Rzeczpospolita, a SLD tam gdzie republika Rywina.
Tymczasem Platforma Obywatelska reprezentuje postawę dość ambiwalentną - w sferze werbalnej jest na pewno bliżej IV Rzeczpospolitej, ale w sferze praktycznej, z uwagi na pewnego rodzaju pokrewny sposób myślenia oraz wspólnotę interesów, może być bliżej republiki Rywina. Nie na tyle jednak blisko, aby wzbudzać bezwarunkowy i absolutny entuzjazm środowisk lewicowo-liberalnych, które popierają ją przede wszystkim na zasadzie, tak zwanego "mniejszego zła" i jak na razie jedynej realnej alternatywy wobec znienawidzonych przez te kręgi "braci Kaczyńskich".
"Skala Rywina" zacznie obowiązywać tylko pod warunkiem zakończenia personalnej rywalizacji pomiędzy obecnym prezydentem Lechem Kaczyńskim, a aktualnym premierem Donaldem Tuskiem, czyli w sytuacji, gdy któryś z nich nie wejdzie do II tury wyborów prezydenckich w 2010 roku.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka