Kurier z Munster Kurier z Munster
79
BLOG

Antydemokratyczne referenda w samorządach

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 4

 

Filozofia referendów lokalnych w sprawie odwoływania organów wykonawczych jednostek samorządu terytorialnego została tak niefortunnie skonstruowana, iż zwolennicy określonych włodarzy samorządowych, stawiając się przy urnach (o ile nie stanowią większości) uzyskują w praktyce efekt dokładnie przeciwny w stosunku do zamierzonego. Biorąc udział w referendum przyczyniają się w ten sposób do osiągnięcia wymaganego dla jego skuteczności progu i tak naprawdę wbrew swojej woli głosują za ich odwołaniem. Już w lipcu ubiegłego roku, a więc jeszcze zanim odwołano prezydentów Częstochowy i Łodzi, przestrzegałem na S24 przed bezsensownością tej procedury.

Kontrowersyjność referendum dla, którego ważności niezbędne jest uzyskanie pewnego poziomu frekwencji polega na niejednoznaczności przekazu: – postawę wszystkich nie biorących w nim udziału wyborców można interpretować (choć to delikatne uproszczenie), jako przeciwną odwołaniu organu wykonawczego; natomiast głosy oddane za jego pozostaniem mogą w rzeczywistości przyczynić się do jego odwołania. Cała sytuacja przypomina więc trochę wałęsowskie: – „jestem za, a nawet przeciw”

Jedynym czytelnym w takich warunkach zachowaniem, jakie przeciwnicy odwołania konkretnego wójta, burmistrza czy prezydenta mogą przyjąć jest pozostanie w domu. Trudno się zatem dziwić, iż na takim właśnie założeniu opiera się strategia tych wszystkich (bardziej zachowawczych włodarzy samorządowych), którzy muszą bronić się przed odwołaniem i nawołują do bojkotu referendum. Inaczej mogliby, bowiem wpaść w pułapkę zastawioną przez samego ustawodawcę. Prawdopodobny jest przecież scenariusz, iż apelowanie o udział w referendum przyczyniłoby się do ich odwołania. Jednak taki stan prawny sprzyja postawom pasywnym, biernym, kunktatorskim, a przede wszystkim służy ich propagowaniu. Ciężar mobilizowania wyborców spoczywa jedynie na inicjatorach referendum, osoby pełniące zaś funkcję organu wykonawczego są z tego obowiązku całkowicie zwolnione, a nawet zainteresowane aby ruch przy urnach był, jak najmniejszy.

Referendum w sprawie odwołania wójtów, burmistrzów, czy prezydentów, w obecnym kształcie jest w swej istocie mechanizmem antydemokratycznym. Przesądza o tym okoliczność wymagania dla jego ważności niskiego progu frekwencji, w zestawieniu z sytuacją, w której zachowanie wszystkich nieobecnych można interpretować, jako postawę przeciwną postulatowi będącemu jego przedmiotem.

Niedemokratyczność referendów w sprawie odwoływania organów wykonawczych jednostek samorządu terytorialnego widać najlepiej na konkretnych przykładach. W skrajnych przypadkach aktu odwołania z funkcji takiego, czy innego wójta burmistrza, bądź prezydenta może dokonać nawet dziesięć procent ogółu uprawnionych, na danym terenie do głosowania, zakładając, że przynajmniej pięć procent ogólnej liczby zwolenników określonego włodarza samorządowego, nie zdając sobie do końca sprawy ze znaczenia swojej postawy stawi się przy urnach.

Wyobraźmy sobie taką oto hipotetyczną sytuacją. W roku 2006 w gminie Pipidówek odbywają się wybory samorządowe. O funkcję wójta ubiega się dwóch kandydatów, przysłowiowi: – Kowalski i Nowak. Liczba wyborców uprawnionych do głosowania wynosi łącznie dwadzieścia tysięcy. W wyborach bierze udział jednak zaledwie 25 proc., czyli, jak łatwo policzyć pięć tysięcy. Wybory zdecydowanie wygrywa Kowalski uzyskując 60 proc. głosów, a więc trzy tysiące „skreśleń”. Nowakowi przypada w udziale tylko 40 proc., czyli dwa tysiące.

Jednak za rok sami tylko zwolennicy Nowaka mogą dokonać „zamachu stanu”, w majestacie prawa. Do zwołania referendum wymagane jest 10 proc. podpisów, spośród ogółu wyborców uprawnionych do głosowania. W przypadku gminy Pipidówek jest to 2 tysiące osób. Dokładnie tyle głosów otrzymał w trakcie ostatnich wyborów Nowak, można się zatem spodziewać, że wymagane podpisy bez problemów zbierze. Do ważności referendum potrzebne jest tymczasem 3/5 ogółu wyborców, biorących udział przy wyborze organu wykonawczego, czyli trzy tysiące. Przy urnach referendalnych odlicza się te same dwa tysiące zwolenników Nowaka, głosujących za odwołaniem dopiero co świeżo upieczonego wójta Kowalskiego i jeden tysiąc zdezorientowanych sympatyków Kowalskiego. Reszta zaś przeciwników odwołania organu wykonawczego wyraża swój sprzeciw poprzez absencję.

Formalnie Kowalski został odwołany dość przekonywującą większością prawie 70 proc. głosów. Jaki był jednak rzeczywisty werdykt wyborców? Jaka była wola ogółu społeczeństwa? W sumie przecież o odwołaniu Kowalskiego przesądziło jedynie 10 proc. uprawnionych do głosowania. 

Dodatkowo Kowalski może wystartować w ponownie rozpisanych wyborach i dzięki bardziej aktywnej postawie swoich zwolenników je wygrać. Jakie więc znaczenie miało przeprowadzone wcześniej referendum…?!

Defekt mechanizmu referendów w sprawie odwoływania organu wykonawczego jednostek samorządu terytorialnego, polega na określeniu progu frekwencji. W ten sposób zdecydowana cześć wyborców może wyrażać swój sprzeciw wobec pozbawienia funkcji konkretnego wójta, burmistrza, czy prezydenta poprzez bojkot. W pewnych jednak sytuacjach takie zachowanie (gdy nie jest wystarczająco solidarne) może doprowadzić do efektu przeciwnego od zamierzonego. Łączna liczba przeciwników odwołania organu wykonawczego (sumując tych, którzy poszli do urn i tych, którzy pozostali w domu) może być większa, ale o odwołaniu zadecydowała mniejszość… Likwidacja progu frekwencji zneutralizowałaby postawy wyborców nie biorących udziału w referendum, a przede wszystkim zmusiła osoby piastujące określony organ do mobilizowania swojego elektoratu. Paradoksalnie, w takiej sytuacji frekwencja powinna być wyższa… Innym – przeciwnym rozwiązaniem – mogłoby się stać podniesienie progu frekwencji do 50 proc., bądź ustanowienie obowiązkowego udziału w referendum – tak, aby o poszczególnych rozstrzygnięciach decydowała realna większość.

Po wtóre należy nieco podnieść próg wymagany do rozpisania referendów, żeby z instrumentu tego nie korzystano przesadnie często i aby był on inicjowany nie tylko przez przeciwników politycznych danego wójta, burmistrza, czy prezydenta, lecz przez szersze środowiska społeczne, w sytuacjach naprawdę tego wymagających.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

 

 

Inne:

 

http://romano-manka-wlodarczyk.salon24.pl/114912,15-proc-moze-w-samorzadzie-wszystko

 

http://romano-manka-wlodarczyk.salon24.pl/150704,na-czym-polega-absurd-referendow-w-sprawie-odwolywania

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka