Naiwni są Ci, którzy tak jednoznacznie przesądzają, że władza premiera jest w Polsce silna, a prezydencka słaba. Siła posiadanych wpływów zależy od wielu czynników, nie tylko i nie zawsze sformalizowanych. We współczesnej demokracji, to w dużej mierze media oraz sondaże pokazują, kto jest silny, a kto może być potencjalnie, w przyszłości silny.
Na czym polega wielka niekonsekwencja polskiego systemu konstytucyjnego? W uregulowania ustawy zasadniczej wpisany jest pewien wyraźny dysonans. Prezydent posiada silny mandat. A przynajmniej do legitymizacji jego władzy potrzebny jest silny mandat, którego źródłem jest wola wyborców. Bezpośrednio oddane głosy. Z drugiej jednak strony, przy wystąpieniu pewnych uwarunkowań premier może nie udostępnić pierwszej osobie w państwie samolotu. Czy jednak Donald Tusk postąpiłby tak samo z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim posiadającym świetne kontakty w mediach i noty w sondażach? Gdyby tak uczynił, to "salon" by go „rozdarł”.
Tusk posiada istotnie silną pozycję polityczną. Bynajmniej jednak nie dlatego (a wszyscy komentatorzy tak błędnie uważają), iż sprawuje funkcję premiera. Gdyby Tusk był tylko przewodniczącym partii, a na przykład Jerzy Buzek premierem, to nie premier byłby silny. W Polsce powstało trochę takie nieprawdziwe wrażenie, utożsamiające zakres posiadanej władzy z uprawnieniami. W rzeczywistości zaś władza jest wypadkową wielu różnych zmiennych.
Przykład Jerzego Buzka jest tu bardzo dobry. Buzek opierał się, bowiem na tym samym porządku konstytucyjnym, co aktualnie Donald Tusk, a jednak mimo wszystko był premierem słabym. Zarządzał nim Marian Krzaklewski z „tylnego siedzenia” i musiał „tańczyć” tak, jak mu zagrała Komisja Krajowa „Solidarności”. Inną sprawą jest fakt, iż nie posiadał charyzmy, tak potrzebnej w rządzeniu.
Tusk też nie ma charyzmy, ale jest silny... Odsunął od procesu decyzyjnego właściwie wszystkich „możnych” w Platformie. O jego sile decydują trzy podstawowe czynniki. Po pierwsze skupienie w jednym ręku funkcji Prezesa Rady Ministrów oraz lidera partii. To daje mu atut odwoływania się do uprawnień wykonawczych, a zarazem zaplecza politycznego. Po drugie sympatia mediów. Po trzecie wysokie notowania w różnego rodzaju badaniach opinii publicznej. Najistotniejsze są dwie ostatnie determinanty, które w dużym stopniu się nawzajem warunkują. Gdyby Tusk stracił pozycję w sondażach, to również jego realna władza uległaby zmniejszeniu. Wówczas, bowiem odchodzą tak zwani „poplecznicy”, poparcie własnego obozu politycznego nie jest już tak jednoznaczne, zaczynają się ruchy wewnętrzne, cichnie aplauz mediów, itd., itd.
Leszek Miller też pełnił funkcję premiera i jednocześnie szefa partii, jednak to prezydent Aleksander Kwaśniewski w większym stopniu „rozdawał wówczas karty”, „pociągał za sznurki”. Jak Kwaśniewski powiedział odejdź, to Miller musiał się pakować.
Wnioski tych wszystkich, którzy uważają, iż w Polsce mamy do czynienia ze słabą pozycją prezydenta i niezwykle silną premiera, a decydują o tym przede wszystkim prerogatywy konstytucyjne są naiwne i dalece uproszczone. Obserwatorzy sceny politycznej przekonaliby się, jak szybko zmienia się realna siła oddziaływania konkretnej władzy i jak szybko ewoluuje ton przynajmniej niektórych mediów, gdyby na przykład słupki poparcia Prawa i Sprawiedliwość pięły się dynamicznie w gorę, a Platformy Obywatelskiej równie dynamicznie spadały. Albo gdyby faworytem sondaży prezydenckich był nie Donald Tusk lecz Lech Kaczyński. O sile władzy decyduje wiele rozmaitych zmiennych, w tym we współczesnym porządku demokratycznym przede wszystkim media i sondaże.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka