Tylko Włodzimierz Cimoszewicz może zatrzymać Lecha Kaczyńskiego na drodze do prezydenckiej reelekcji. Rezygnacja Donalda Tuska wytworzyła nową sytuację, choć i wcześniej zwycięstwo Tuska nad Kaczyńskim nie było wcale takie oczywiste. Kaczyński ma swój twardy – niewykrywalny przez sondaże – elektorat, ukryty przede wszystkim na wsi oraz prowincji. Zneutralizować mógłby go tam jedynie Cimoszewicz, który posiada na tyle silny wyborczy potencjał, aby wygrać ze wszystkimi kandydatami. Jest politykiem elity, ale akceptowanym przez Polskę lokalną.
Polska wieś głosuje zazwyczaj na polityka mocno konserwatywnego lub lewicowego. Zawsze musi on się jawić, jako kandydat nie elity, opozycyjny w stosunku do rządzącego układu, antysalonowy i trochę populista. Taki image posiadał w 1995 roku Aleksander Kwaśniewski, kiedy wygrywał z Lechem Wałęsą. Oczywiście wytworzono wówczas dla celów socjotechnicznych pewien fałszywy obraz, bo tak naprawdę Kwaśniewski był politykiem wybitnie prosalonowym i proelitarnym. Jednak wieś dała się oszukać. Podobnie było i w roku 2005 – Lech Kaczyński wygrał dlatego, iż był postrzegany jako kandydat – używając metafory – spoza Warszawy; czy mówiąc kolokwialnie spoza „warszawki”, aczkolwiek ironia polegała na tym, iż pełnił akurat wtedy funkcję prezydenta stolicy. Choć Kaczyński w odróżnieniu od Kwaśniewskiego faktycznie nie ciszył się poparciem salonów. Prowincja nie poprze nigdy kandydata elity o liberalnych poglądach. Wyjątek stanowi tu jedynie Włodzimierz Cimoszewicz, który jednak przynajmniej deklaratywnie jest socjaldemokratą.
Kto zatem może wygrać z Lechem Kaczyńskim? Jeżeli Platforma Obywatelska wystawi Bronisława Komorowskiego, to prawdopodobnie nawet nie wejdzie on do drugiej tury wyborów. Komorowski jest za sztywny, za wyniosły, zbyt bardzo zadufany w sobie. Sprawia wrażenie intelektualisty, mentora, człowieka dobrych manier, trudno dostępnego arystokraty, elitarysty o bardziej liberalnych niż konserwatywnych zapatrywaniach na świat. "Doły" nie poprą takiego pretendenta. Komorowski tam polegnie, poniesie sromotną klęskę, a w walce o elektorat wielkomiejski przelicytuje go Andrzej Olechowski.
Nawet jednak, gdyby Komorowski przebił się do drugiej tury, to w decydującym starciu z Kaczyńskim będzie przegrywał na wsi w stosunku 9 – 1, a w niektórych przypadkach nawet 10 – 0. Tysiące znajdujących się na prowincji obwodowych komisji wyborczych zniwelują przewagę osiągniętą przez Komorowskiego w wielkich aglomeracjach (jeżeli w ogóle ona będzie) i wyrobią zdecydowaną przewagę, w skali całego kraju.
Już większe szanse na zwycięstwo z Kaczyńskim miałby w drugiej turze prawdopodobnie Andrzej Olechowski. Osiągnąłby na pewno większą przewagę w wielkich miastach, chociaż na prowincji obecny prezydent „zmiażdży” go na tyle przekonywująco, iż wystarczy to do ostatecznego zwycięstwa.
Cimoszewicz podobnie, jak i Tusk zdecydowanie wygrywa z Kaczyńskim w mieście. Jednak w odróżnieniu od Tuska, co najmniej remisuje na wsi i w małych miasteczkach. Gdyby Tusk kandydował w wyborach prezydenckich, to jego najsłabszym punktem (wręcz przysłowiową „pietą Achillesa”) byłyby straty poniesione na prowincji. Cimoszewicz nie ma tego problemu. Cimoszewicz deklasuje Kaczyńskiego w Polsce metropolitalnej i przynajmniej remisuje z nim w Polsce lokalnej. Stosunek pojedynku Kaczyński – Cimoszewicz na wsiach oraz w małych miasteczkach, to 5 – 5, a nawet 6 – 4 na korzyść tego ostatniego. Niedoszły Sekretarz Generalny Rady Europy posiadałby więc ogromne szanse na zwycięstwo.
Platforma Obywatelska nie dysponuje w chwili obecnej na tyle silnym kandydatem na prezydenta, aby mógł on skutecznie rywalizować z Lechem Kaczyńskim. Tusk się wycofał; Komorowski ma twarz arystokraty; Balcerowicz, czy Bielecki, to ikony liberalizmu i to jeszcze tego w najbardziej dogmatycznym wydaniu. Wszyscy oni nie przekonają do siebie prowincji. Pewnym wyjątkiem wśród polityków PO jest Radosław Sikorski. Sikorski nie jest postrzegany, jako liberał. Uchodzi raczej za konserwatystę. Jego wizerunek polityczny jest dla polskiej wsi dość enigmatyczny. Sporo jednak mógłby zyskać na młodości oraz merytoryczności. Image dyplomaty dobrze mu robi. Te kontrasty w zderzeniu z obecnym prezydentem, działają wyraźnie na korzyść Sikorskiego. Porażka z nim byłaby dla Lecha Kaczyńskiego największym upokorzeniem, jakie można sobie wyobrazić. Problem jednak w tym, iż Platforma Obywatelska nie wystawi aktualnego ministra spraw zagranicznych. Mógłby on się, bowiem zbyt bardzo usamodzielnić i stać zagrożeniem dla samego Donalda Tuska.
Trudno spekulować, czy Lech Kaczyński zyskał na wycofaniu lidera PO, czy też stracił. Kaczyński pewnie poradziliby sobie też i w przypadku jego startu. Ale kampania wyborcza bez udziału Tuska jest dla PiS-u bardziej niewygodna. Zacierają się kontrasty, które kandydatowi tej partii są niesamowicie potrzebne. Wbrew jednak przeprowadzanym sondażom Kaczyński miał i nadal ma ogromne szanse na reelekcję. Przeszkodzić mu może w tym jedynie Włodzimierz Cimoszewicz. Plan zaś Donalda Tuska dotyczący nie startowania powiedzie się jedynie wówczas, jeżeli kandydat Platformy Obywatelskiej wejdzie, co najmniej do drugiej tury; nawet jeżeli ją przegra… Będzie, to bowiem dalsze utrzymywanie korzystnej dla PO dychotomii „POPiS-u„. Porażka rezerwowego, drugorzędnego pretendenta nie zmniejszy szans rządzącej Polską partii na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w 2011 roku, kiedy jej twarzą będzie premier Donald Tusk. Z drugiej jednak strony brak polityka Platformy w ścisłym finale tegorocznej batalii prezydenckiej zostanie odczytany jako totalna klęska i może spowodować regres tej partii.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka