Gdybym miał dwie rzeczy: – środki masowego przekazu oraz instytuty badania opinii publicznej, to ja bym był faworytem wyborów prezydenckich, a nie Bronisław Komorowski, czy Lech Kaczyński. W Polsce media i sondaże w takim samym stopniu opisują rzeczywistość, co ją kreują, a czasami nawet bardziej kreują niż opisują… Rożnego rodzaju ankiety demoskopijne, czy pomiary preferencji politycznych stają się niejednokrotnie samosprawdzającymi zaklęciami.
Wyobraźmy sobie, że nagle wprowadzono długotrwały prawny zakaz publikowania (bo prowadzenie jest czymś innym) badań opinii publicznej, w zakresie poparcia dla poszczególnych kandydatów na prezydenta, czy partii politycznych. Czy rzeczywiście wówczas mielibyśmy do czynienia z dominacją dwóch ugrupowań na scenie politycznej i zamknięciem systemu przed innymi graczami?! Czy wyborcze mechanizmy wyglądałyby tak samo, jak obecnie?!
Sondaże i media mogą być bardzo silnym instrumentem manipulacji. W demokracji stają się czasami tym, czym w systemach totalitarnych była policja polityczna i wojsko. Stanowią element nacisku – nie fizycznego, jak działo się to w ustrojach klasycznego zniewolenia, ale świadomościowego i psychicznego.
Ludzie podejmują swoje wyborcze decyzje w oparciu o dwa podstawowe kryteria – sympatii i analizy (inaczej mówiąc: kalkulacji, wyrachowania). W realnym działaniu oddają głosy na te podmioty, które mają największe szanse na uzyskanie dobrego rezultatu wyborczego, spośród tych, które odpowiadają ich oczekiwaniom programowym. Nie zawsze jednak przesłanki programowe uzyskują pierwszoplanowe znaczenie. Przy wyborczej urnie dochodzi do uzgodnienia politycznych sympatii z możliwościami ich, jak najbardziej optymalnego ulokowania (zainwestowania), czyli czynnika emocjonalnego z racjonalnym (pragmatycznym).
Opublikowanie sondażu jest bardzo silną sugestią. Podpowiada na kogo zagłosować, aby nie zmarnować swojego głosu. Istotnie zatem wpływa na ukształtowanie określonej struktury preferencji politycznych. Marginalizuje znaczenie kryteriów światopoglądowych a zwiększa arytmetycznych. Wyborcze poparcie przenosi się z mniej (w danym momencie) popularnych ugrupowań na większe, które stają się w ten sposób hybrydowymi konglomeratami władzy, chcąc utrzymać przy sobie elektoraty o rozmaitej proweniencji oraz zróżnicowanej orientacji politycznej. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest sondażowa polityka zorientowana nie na reformowanie Państwa, lecz utrzymywanie wyborczego status quo i sztucznego godzenia poszczególnych oczekiwań.
W praktyce badania opinii publicznej oprócz przewidywania wyników wyborów mogą (nawet bez złych intencji badaczy) prowadzić do ich zafałszowania, a także wypaczenia. W bardzo dużym stopniu wpływają na zachowanie przy wyborczych urnach. Sugerują głosującym podjęcie określonej decyzji.
Sondaże stają się niejednokrotnie również zafałszowaniem samych siebie… Działają w sprzężeniu zwrotnym. Dominacja Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwość na polskiej scenie politycznej jest w dużej mierze efektem zblokowania (czy jak mówią publicyści „zabetonowania”) sondażowego. Wyborcy w wielu przypadkach są konformistami. Nie zawsze mają skłonność do prezentowania postaw asertywnych. Chętnie za to przyznają się do popierania tych partii, które uzyskują w badaniach opinii publicznej wiodące pozycje. W ten sposób wyniki wcześniejszych sondaży determinują rezultaty kolejnych. Permanentna powtarzalność takiej sytuacji może doprowadzić do utrwalenia struktury sondażowych pomiarów, a także rzeczywistych wyborczych preferencji.
W dobie współczesnej demokracji mamy do czynienia z doniosłym znaczeniem badań opinii publicznej. Prawie wszędzie na świecie obdarza je się dużą estymą. Jednak w społeczeństwach postkomunistycznych, gdzie nie ma wyrobionej jeszcze dostatecznie niezależnej świadomości politycznej oraz autentycznej, racjonalnej debaty publicznej (w społeczeństwach tak zwanych „lemingów”), a treści płynące ze szklanego ekranu, bądź komputerowego monitora przyjmuje się w sposób właściwie bezkrytyczny – nadmierne forsowanie roli sondaży może doprowadzić do „dyktatury ankieterów”. Wszelkie wówczas decyzje zapadające w obrębie przestrzeni publicznej stają się w takiej sytuacji konsekwencją badań opinii publicznej i wirtualnej sondażowej rzeczywistości.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka