Ani w kancelariach premiera i prezydenta, ani w MSZ, ani w MON prokuratura nie znalazła osób, które można obarczyć karną odpowiedzialnością za przygotowanie wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku w kwietniu 2010 r. Dziś ogłosiła umorzenie śledztwa.
Poinformowała o tym rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur, dodając, że decyzja zapadła 30 czerwca. Na jej ogłoszenie czekaliśmy do dziś, bo Mazur chciała dobrze przygotować się do konferencji prasowej, a w piątek miała wolne.
W zeszłym tygodniu prokuratorzy działający pod kierownictwem naczelnika wydziału śledztw prok. Józefa Gacka już tylko ''technicznie'' (kasując literówki itp.) opracowywali ponad 400-stronicowe umorzenie. W weekend, kiedy minął termin zakończenia śledztwa, musieli je popdisać.
Tzw. wątek organizacyjny, czyli przygotowania dwóch lotów do Smoleńska z kwietnia 2010 r., przekazała cywilnym prokuratorom Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która bada okoliczności katastrofy. Bo śledztwo dotyczy cywilnych urzędników.
Tylko wątek BOR kilka dni temu został zakończony oskarżeniem b. zastępcy szefa Biura gen. Pawła Bielawnego. Zarzucono mu niedopełnienie obowiązków w zaplanowaniu, organizacji i realizacji ''zadań ochronnych'' przy obu wizytach. Akt oskarżenia liczy ponad 300 stron, z czego tylko pięć jest jawnych: zarzuty. ''Gazeta'' poznała je pierwsza.
Zadziwiają szczegółowością i dają wyobrażenie, jaką pracę wykonali prokuratorzy. W przypadku gen. Bielawnego wyłuskali (wybraliśmy przykłady z listy 26 niedociągnięć), że:
* nie wyznaczył dowódcy lub dowódców zabezpieczenia obu wizyt;
* nie zadbał o przeprowadzenie rekonesansu na lotnisku Siewiernyj;
* nie uzyskał informacji o lotniskach zapasowych i nie zorganizował tam ochrony;
* zaniedbał przeprowadzenie zabezpieczenia pirotechniczno-radiologicznego, sanitarnego i biochemicznego;
* zaniżył kategorie zabezpieczenia wizyt;
* wyznaczył funkcjonariuszy nieposiadających doświadczenia w działaniach poza granicami Polski itp.
Konkluzja oskarżenia: ''skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób''.
Takich dziur w organizacji wizyt w Smoleńsku w przypadku innych odpowiedzialnych instytucji było dużo więcej. ''Organizacja lotów VIP-ów stwarzała zagrożenie dla życia pasażerów; loty premiera i prezydenta w kwietniu 2010 r. nie powinny się odbyć'' - to główna teza raportu NIK z marca tego roku.
Izba oceniła, że loty do Smoleńska ''odbyły się niezgodnie z procedurami'', bo np. samoloty z prezydentem i premierem mogły lądować tylko na lotniskach czynnych, a to w Smoleńsku czynne nie było. Co więcej, przed wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. informację o zgodzie dyplomatycznej na przelot i lądowanie Rosjanie przekazali naszym dyplomatom tylko telefonicznie.
Skąd więc umorzenie? Osoba znająca kulisy śledztwa mówi: ''Niedopatrzenia były, ale odpowiedzialność za nie trudno przekłada się na paragrafy''. Zwłaszcza że cała sfera organizacji lotów najważniejszych osób w państwie pełna była wówczas prawnych luk. Prokuratorzy, nie mogąc przypisać odpowiedzialności konkretnym osobom, muszą nawet bulwersującą sprawę kończyć umorzeniem. A to zwiastuje w nadchodzącym tygodniu polityczną burzę.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Inne tematy w dziale Polityka