Tytuł tak czelny (świadomie używam staropolskiego określenia, żeby nie napisać współcześnie – bezczelny), że aż dech zapiera, ale cóż:
słowo się rzekło (a raczej napisało), nie honor się wycofać.
A zatem – dalej stukam w klawiaturę.
***
Jest 20 grudnia, Różanystok tonie wręcz w głębokim, białym, puszystym śniegu.
Mróz szczypie w policzki i zachodzące słońce skrzy się na soplach lodu zwisających z parapetów bursy, rynien klasztoru i gzymsów kaplicy.
Prawdziwa, sroga, podlaska zima.
Przygotowania do ośrodkowej wigilii trwają pełną parą.
Na parkingu przed bursą, chłopak wprawnie ociosuje z dolnych gałęzi pień okazałej choinki.
Dwie inne są już przygotowane do oprawienia w stojaki.
Przyglądający się z widocznym zainteresowaniem tej operacji, czarny jak smoła, spory pies, próbuje postawioną na sztorc choinkę... no wiecie, co próbuje, i w ostatniej chwili zostaje powstrzymany przez chłopca.
Ot – dla psa, drzewko, to po prostu drzewko.
Czarny pies jest bursowym domownikiem i nazywa się Solo, co stoi w całkowitej sprzeczności z jego towarzyskim usposobieniem.
Przez chwilę patrzy na chłopca z dezaprobatą i spokojnie odchodzi w poszukiwaniu innego drzewka.
***
Wigilia Ośrodkowa została zorganizowana dla wychowanków, pracowników, sióstr i zakonników 5 dni wcześniej przed właściwą datą.
Bo większość z nich, do Wigilii zasiądzie w swoich domach.
Ale nie wszyscy - jedni spędzą w Ośrodku Boże Narodzenie z wyboru (np. wolontariusze), inni – z tego wyboru braku (na przykład wychowankowie, którym sąd rodzinny nie dał przepustki na święta, czy sprawujący nad nimi opiekę wychowawcy).
Dla nich wszystkich, będzie zorganizowana jeszcze jedna Wigilia, 24 grudnia, ale dziś, spotka się przy wspólnym stole cała Ośrodkowa społeczność.
Ośrodek nie byłby Ośrodkiem, gdyby pośród wigilijnych dań, zabrakło strawy duchowej:
Najpierw zbieramy się na sali teatralnej, gdzie chłopcy wystawiają przygotowane wraz ze swoimi wychowawcami jasełka.
Jest prawdziwa scena z rozsuwaną kurtyną, stroje, charakteryzacja, tło muzyczne, niewidoczny narrator.
I aktorzy, czyli chłopcy z Ośrodka oraz wolontariuszka z Albanii, która wciela się w postać Matki Boskiej.
A oklaski na zakończenie - też prawdziwe.
Potem przełamywanie się opłatkiem i składanie życzeń.
Księża jak to księża – bardzo dbają, by składane życzenia były niebanalne i trafnie zaadresowane.
Siostry, jak to siostry – ich życzenia są ciepłe i łagodne, jak one same.
Niektórzy chłopcy śmiało podchodzą z opłatkiem, inni wyraźnie się (nomen omen) przełamują, by się tym opłatkiem przełamać.
Są też i tacy, do których trzeba podejść, bo sami się nie odważą.
No, chyba, że do wychowawczyń - do nich ustawiają się kolejki.
Co charakterystyczne – u nas składanie życzeń naprawdę trwa. To nie jest jakieś pospieszne wyrzucanie z siebie banałów..
Uścisk dłoni, to jest uścisk dłoni.
Uśmiech, to jest uśmiech, a nie przylepiony grymas.
Życzenia przechodzą w dłuższe i krótsze rozmowy. Bo atmosfera tej Wigilii skłania do odejścia na chwilę od codziennych, potrzebnych wprawdzie i pożytecznych, reguł.
Nie ma też niecierpliwego zerkania na stół – także i dlatego, że stół jest w zupełnie innej części budynku :-).
***
Ale i przeciąganie oczekiwania na wieczorny posiłek też nie byłoby wskazane, toteż wszyscy przechodzą do stołówki gdzie nasze Panie Kucharki (a pracuje ich w Ośrodku 6, pod kierownictwem siostry Anny), przygotowały pyszności.
Listy potraw wymieniał nie będę, bo nie jest istotna mechaniczna wyliczanka, z przytaczanej do znudzenia we wszelkich telewizjach i radiach serii:
co u państwa jest zwykle podawane na Wigilię ? Barszczyk (nie barszcz, ale barszczyk, tak mówią) czy grzybowa?
ale to, jak pieczołowicie są wykonane, starannie podane i jak są smaczne,
A są, i to jak jeszcze!
O naszych chłopakach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że nie potrafią zachować się przy stole.
Poproszę karpia. Podaj kompot. Chcesz barszczu? Czy ktoś jeszcze będzie jadł/ pił ? Podać Pani bigos?
Dla nich to jest często kolejna umiejętność, którą posiedli podczas pobytu w Ośrodku.
Z którą oby wrócili do swoich domów i środowisk.
Chłopiec obok męczy się trochę, żeby usunąć z porcji karpia ości nożem i widelcem, ale nie odpuszcza i nie używa palców.
A – jeszcze jedno: nie muszę dodawać, że nie ma alkoholu.
***
Po zjedzeniu dań głównych, pojawiają się przed nami śpiewniki i to znak, że przed deserami – czas na kolędy.
Ksiądz Piotr intonuje "Wśród Nocnej Ciszy".
Księża, siostry i reszta dorosłych starają się dotrzymać pola.
Prawda taka, że chłopcy też się starają, ale o ile wielu z nich to samorodne, sportowe talenty, to ze zdolności muzycznych Pan Bóg obdarzył ich głównie donośnym głosem.
No tak, ale to nie sztuka śpiewać, kiedy ma się tembr Elvisa albo Garou.
Zresztą, kilkudziesięciu Elvisów, to już byłoby coś nie do zniesienia.
Kolęd odśpiewaliśmy kilka, przynajmniej po dwie zwrotki z każdej.
Mury u nas zabytkowe, to i grube, a więc śpiew, przed wydostaniem się na zewnątrz pięknie zmodulowały.
Wigilia powoli się kończy - bo o 22 cisza nocna.
Przed niektórymi pracownikami jeszcze droga do domu – nawet kilkadziesiąt kilometrów.
A jutro kolejny, Ośrodkowy dzień.
***
W tej opowieści wszystko jest prawdziwe, za wyjątkiem jednego, jedynego elementu, który - przyznaję - stał się z przyczyn ode mnie niezależnych, literacką fikcją:
otóż dziś w Różanymstoku, choć to 20 grudnia, nie ma ani grama śniegu!
Różanystok jest brązowo-zielony, a jedyna duża biała połać, to mury bazyliki.
Ale czy przez brak śniegu, nasza wigilijna opowieść, stała się choć trochę mniej wigilijna ?
Inne tematy w dziale Rozmaitości