Jak jest zima – to musi być zimno!
Ta puenta z genialnego monologu (bo wbrew pozorom, to jest monolog) Andrzeja Stockingera z „Misia” Stanisława Barei, do Różanegostoku zastosowanie i ma, i nie ma jednocześnie.
No, tak to czasem dziwnie bywa.
Bo proszę sobie wyobrazić, że dzięki srogości podlaskich zim, kompleks różanostockich zabytków wzbogacił się o zbudowaną w rosyjskim stylu imperialnym cerkiew.
Gdy prawosławne mniszki, po wygnaniu przez zaborcę dominikanów, przejęły bazylikę i klasztor, podczas pierwszej zimy tak zmarzły, że postanowiły na zimowe miesiące wybudować sobie mniejszą cerkiew, do ogrzania łatwiejszą.
Ponieważ ich przeorysza była krewną samego cara, pieniądze nie stanowiły problemu i w krótkim czasie powstał zgrabny, a, jak by to dzisiaj powiedziano – bardziej ekonomiczny, budynek.
Historia zatoczyła koło, które zmiotło z powierzchni ziemi carat z carem, jego rodziną i całym ówczesnym porządkiem politycznym i społecznym, odbudowując jednocześnie, na części zabranych Rzeczpospolitej ziem - Polskę.
Mniszki uciekły, uwożąc ze sobą cudowny obraz Matki Boskiej, a pozostawiając cerkiew, która służy teraz salezjanom za kaplicę, odciążając w ten sposób bazylikę.
Zimy się jednak prawie nie zmieniły i ogrzanie starych murów (a w Różanymstoku prawie wszystkie mury są stare i grube) wymaga jednak wiele ciepła J.
Dostarcza nam je gminna ciepłownia, usytuowana tuż obok naszych budynków.
A ciepłownia to – nie byle jaka!
Na jesieni 2008 roku, oddano uroczyście do użytku kotłownię o mocy 2 MW, która jako materiał opałowy wykorzystuje biomasę i zastąpiła trzy przestarzałe kotłownie węglowe.
To mądry ruch! Bo w okolicach Różanegostoku są potężne, liczące ponad 30 ha powierzchni plantacje roślin energetycznych.
Do tego, w lipcu ubiegłego roku, na dachu kotłowni zamontowano 36 kolektorów słonecznych, o łącznej powierzchni około 80 metrów kwadratowych, eliminując w ten sposób spalanie 12 tys. litrów drogiego oleju opałowego.
Już od samego czytania takich, budujących (dosłownie) informacji robi się cieplej, prawda?
Ale w naszym Ośrodku, nie tylko o takie, fizyczne ciepło dbamy i nie na takim poprzestajemy, bo nie tylko takiego ciepła nasi chłopcy potrzebują.
Tak to skomentował pod koniec września Natenczas Wojski:
Cieplutko tu u Księży na blogu, tak ciepło, że chciałoby się w tym Różanymstoku pobyć.
Teraz jednak, w odróżnieniu od powyżej cytowanych imponujących megawatów, hektarów, tysięcy litrów i metrów kwadratowych, i dla uniknięcia podejrzenia o moralizatorstwo, zaskoczę Państwa i do spuentowania tej paraboli posłużę się pieśnią Bułata Okudżawy.
Ponieważ historia w ostatnich dekadach znów zatoczyła koło i znajomość rosyjskiego, szczególnie w młodszym pokoleniu, jest szczątkowa, załączam też przekład (znakomity) Andrzeja Mandaliana.
„Gdy zamieć wyje niczym wilk,
gdy w nocy mróz uderza,
nie zamykajcie, proszę, drzwi,
otwórzcie je na ścieżaj...
I kiedy przyjdzie w drogę iść,
a drogi - nie przetarte,
wychodząc nie ryglujcie drzwi,
zostawcie je otwarte.
Niech inni myślą: cud się stał,
A to nie cud bynajmniej!
Od żaru serca sosny żar niech
w piecu raz się zajmie...
I niechaj ciepło w ścianach tkwi,
niech noc się wyda krótka...
Nie warte funta kłaków drzwi,
marnego grosza - kłódka.”
A gdy ktoś zapyta, dlaczego na blogu salezjanów jest miejsce dla sowieckiego poety, odpowiem, że dlatego, bo prawdziwie i pięknie opowiedział o znaczeniu ciepła w życiu człowieka.
Dodam tylko, że kilkuletniemu Bułatowi, sowieci rozstrzelali ojca, matkę zesłali do łagru, a jego samego umieścili w domu dziecka.
Kochani! Dużo ciepła Wam tej zimy życzę!
Inne tematy w dziale Kultura