No jak to jak ? – mszą świętą zaczęliśmy:
chłopcy, nauczyciele, wychowawcy, siostry i księża – wszyscy.
Nie popełnię nietaktu, jeśli napiszę, że tym, co się zwykle najlepiej ze mszy pamięta, jest kazanie – no tak to jest.
A każdy, kto chodzi do kościoła wie, że nie ma nic gorszego, niż kazanie sztampowe, takie, które powoduje u słuchaczy rozglądanie się po świątyni, ziewanie, kręcenie na ławkach albo – to stojących dotyczy – przestępowanie z nogi na nogę, a czasem – rozmowy.
Nie każdy za to wie, że nie ma nic trudniejszego, niż dopasowanie treści i formy kazania do odbiorców, szczególnie, jeśli są to odbiorcy określani, jako trudni.
Tacy, jak nasi wychowankowie.
Kazanie skierowane do nich z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego mogło wydawać się dla postronnego słuchacza niekonwencjonalne, ale bardzo było w konwencji salezjańskiej osadzone, bo, że tak to ujmę, sportowe.
Nawiązujące do aktualnych i atrakcyjnych dla chłopców wielkich imprez sportowych tego lata: Euro 2012, olimpiady w Londynie i też londyńskiej paraolimpiady.
Uwypuklające towarzyszące sportowi wysiłek, wyzwanie, motywację. Sukces wreszcie.
Puenta odnosząca się do startu roku szkolnego, którego metą będą przyszłe wakacje, była dzięki temu naturalna i klarowna:
warto podjąć wysiłek uczenia się, żeby na mecie poczuć smak sukcesu.
Tego kazania nasze urwisy wysłuchały w skupieniu. Wyglądało wręcz, że z zainteresowaniem.
No cóż, należy się Państwu informacja:
kaznodzieja, oprócz tego, że na co dzień opiekuje się naszą podstawówką i gimnazjum, ma doktorat.
Z homiletyki, czyli z nauki o głoszeniu kazań.
Inne tematy w dziale Rozmaitości