Pieśni wielkopostne. Są piękne – wzruszające, wyrzeźbione wręcz w swych liniach melodycznych i słowach. Stare.
No właśnie – stare.
40 chłopców, którzy słuchają najczęściej i najdłużej hip-hopu, na rekolekcjach miałoby takie pieśni śpiewać?
Pewnie by dali radę, ale tu chodzi o to, żeby czuli się z tymi pieśniami dobrze, tak – żeby się dobrze z nimi czuli.
Ksiądz (ten drobny i szczupły którego poznaliście Państwo w tekście ADHD) śpiewa z chłopakami, akompaniując sobie na gitarze.
Sala dawnego, średniowiecznego kapitularza, z odsłoniętymi przez konserwatorów freskami aż huczy od śpiewu.
Rządzi rytm – mocny, wyraźny. I takież słowa.
Chłopcy bardzo lubią dwuwiersz, który można z siebie nie tyle wyśpiewać, co rytmicznie wykrzyczeć:
Cóż mam czego bym nie dostał Panie, cóż mam czego Ty byś nie dał mi?
Cóż mam czego bym nie dostał Panie, za wszystko dzięki składam Ci.
Nastolatek w ławce obok mnie pomaga sobie akcentując ten rytm stopą, są i tacy, którzy i poruszają się w rytmie całym ciałem.
Ale gdy mówimy już o takim prawdziwym śpiewie – chętnie i bez żadnego skrępowania śpiewają trochę zawadiacką, zadziorną pieśń:
Gdy uczniów swych posyłał Pan
By nieśli wieść radosną
Żegnając ich dał swoją moc
I mówił im z radością
Nie-nie-nie! Nie warto na drogę tę
Sandałów i płaszcza zabierać
Nie-nie-nie! Nie trzeba nam srebra brać
O dach nad głową zabiegać
I jakby podkreślając swój bunt w stosunku do świata (nie przesadzam – do świata) , jak w jakimś protest-songu wybijają głośnym chórem to Nie-nie-nie!
Identyfikując się z tym dumnym niebraniem na drogę sandałów, płaszcza, srebra i niezabieganiem o dach nad głową.
No dobrze – żeby Państwa nie zasłodzić, przeskoczmy kilka godzin i zatrzymajmy się wieczorem, gdy już jest po kolacji.
Na koniec dnia – film.
Przygodowym go nazwijmy i o akcji dziejącej się w czasie II wojny światowej (i wiele lat po).
Kule oczywiście świszczą, bomby wybuchają, trup (ten wrogi) się ściele gęsto, a nasi - a jakże - wychodzą z największych opresji bez szwanku.
Na sali – spokój, jak rzadko, akcja wartko się toczy ku happy endowi.
Ktoś zapyta: czy to ma coś wspólnego z rekolekcjami i czy w ogóle – z kulturą?
Tak, ma: z kulturą masową, jaką konsumuje przeciętny Polak – ktoś z tzw. dobrego domu mógłby nawet w duchu pomyleć, że jak dla naszych wychowanków, to przecież całkiem wysoki, jak to się mówi – benchmark?
Ale prawda, jak zwykle, jest prostsza: bo u nas, także podczas rekolekcji, jest po prostu normalnie.
-----------------------------------
A życzenia dla wszystkich Czytelników naszego bloga - są tu :-)
http://www.rozanystok-salezjanie.pl/
Inne tematy w dziale Rozmaitości