Ponoć zima odejdzie tym razem naprawdę (choć u nas trzyma sie nieźle), toteż ostatni czas, żeby jeszcze do niej na chwilę wrócić:
---------------------------------------------
Na wstępie najkrótsze z możliwych wyjaśnienie różnicy pomiędzy naszym Ośrodkiem Wychowawczym, a innymi instytucjami, z którymi przeciętny Czytelnik może nas pomylić, wrzucając wszystkie do przysłowiowego jednego worka:
istotą przebywania we wszelkiego rodzaju miejscach odosobnienia jest niemożliwość przemieszczania się - u nas jest dokładnie odwrotnie.
I nie tylko dlatego, że nie mamy krat, ale i dlatego też, że ruch, zmiana, nowe doświadczenie jest częścią naszej , nazwijmy to górnolotnie, doktryny wychowawczej.
Kto z Państwa brał w ostatnich latach udział w rekolekcjach? Nie myślę o tych „w swojej parafii, ale takich specjalnych, wyjazdowych?
Nie wiem – wyników takich badań nie znam, ale w naszej społeczności rekolekcje są dostępne dla wszystkich i są udziałem wszystkich wychowanków.
Na czas rekolekcji opuszczamy Różanystok i po 5 godzinach jazdy autokarem lądujemy w salezjańskim klasztorze w Czerwińsku nad Wisłą.
Klasztor w Różanymstoku jest imponujący, ale ten czerwiński, to prawdziwa najwyższa liga:
średniowieczne, romańskie i gotyckie budynki na wysokim wiślanym brzegu, w miejscu, w którym szerokość rzeki dochodzi do 2 km, bo to, co wydaje się drugim brzegiem jest jedynie wielką wiślaną wyspą.
W kapitularzu – dopiero co odkryte spod 18 (o-siem-na-stu!) warstw tynku, oczywiście średniowieczne freski.
Większość chłopców jest ulokowana w pokojach na najwyższej kondygnacji, skąd rozpościera się zapierający dech w piersiach (moich przynajmniej) widok na Wisłę.
Sprawnie rozpakowują śpiwory, błyskawicznie zagospodarowując swoje nowe lokum.
A jeszcze miesiąc temu wielu z nich tak samo sprawnie radziło sobie podczas wyjazdu na narty.
W Alpy francuskie. Nie, ja nie żartuję.
30 godzinna podróż, z zapasem własnego prowiantu na cały tydzień, co w czasach powszechnej mody na przeloty samolotowymi czarterami i jedzenie w opcji all inclusive wydaje się spartańską próbą.
Ale albo autokar i sami gotujemy i wtedy stać nas na wyjazd albo - nici z nart, bo czasy są ciężkie.
Zresztą, w naszym gronie był kucharz z zamiłowania, który dbał tak o obfitość jak i urozmaicenie i w ogóle smakowitość posiłków.
Żeby w te Alpy pojechać trzeba było na wyjazd zasłużyć – to uczciwe postawienie sprawy:
zachowaniem, nauką, pracą.
O przygotowanie kondycyjne nie trzeba było się martwić, bo na co dzień dbają o nie nasi opiekunowie ligi piłkarskiej, nauczyciele wuefu czy sztuki cyrkowej, za to podstawy sztuki narciarskiej chłopcy opanowywali podczas dwóch krótkich wyjazdów treningowych do nieodległych od Różanegostoku Suwałk.
Dla ogromnej większości z nich to był pierwszy wyjazd w życiu na narty, o Alpach nie mówiąc.
Dla większości z nich będzie to też wyjazd ostatni, bo taka jest - smutna, prawda, ale to co zobaczyli, przeżyli, to, mówiąc kolokwialnie – ich.
I w ten sposób ten wyjazd coś w ich życiu zmienił.
Taki też jest cel wyjazdu na rekolekcje do Czerwińska – żeby coś się w człowieku odmieniło. Na lepsze, oczywiście.
Mogę powiedzieć, że pierwszym, widocznym znakiem takiej odmiany stał się widok za oknami w sobotni poranek ostatniego dnia pobytu w Czerwińsku:
Szare, bezśnieżne przedwiośnie, stało się w ciągu nocy na powrót śliczną, śnieżną zimą.
------------------
Inne tematy w dziale Rozmaitości