Tak!
To będzie kolejny, optymistyczny tekst.
Tekst o tym, że się nie tyle „udało” (bo tu mielibyśmy z elementem przypadkowości do czynienia), co „powiodło”:
czyli najpierw był plan, potem żmudna praca, zakończona – a jakże – sukcesem.
Pisałem już dwa lata temu (ależ ten czas leci!) w dwóch tekstach* o naszych koniach i o roli, jaką odgrywają w wychowaniu naszych chłopców.
Dziś, po dwóch latach mogę się tylko uśmiechnąć, bo życie przyniosło kolejne dowody na słuszność wybierania w resocjalizacji metod i rozwiązań niebanalnych.
Jazda konna to umiejętność trudna i nie każdemu dana. I z tego także względu, że hippika jest sportem bardzo kosztownym.
Co to znaczy w spauperyzowanej w większości Polsce – tłumaczyć nie muszę.
W obliczu niedostatku pieniędzy na zaspokojenie potrzeb elementarnych (tak – mamy w Polsce głodne dzieci!) nauka jazdy konnej jawi się jako ekstrawagancja, a przynajmniej luksus.
W festiwalowych warsztatach jazdy konnej brali udział nasi wychowankowie, ale i tzw. „normalna” młodzież, w tym i dziewczęta.
Środowisko prawdziwych (a tylko tacy u nas bywają) koniarzy rządzi się swoimi prawami:
tu, w stajni, na wybiegu czy w terenie nie jest ważne, czy jesteś dzieckiem bezrobotnego czy menedżera, ze wsi czy z dużego miasta, z ośrodka czy z pięknego domu.
Nie liczy się ile masz kasy, ale to, jak sobie w siodle radzisz.
Co to znaczy „prawdziwy koniarz” ? – najlepiej wyjaśnię to na przykładzie:
młoda kobieta idzie wyraźnie kulejąc. A jak już pisałem, odległości w Różanymstoku są ogromne - dziennie można pomiędzy ośrodkiem-kaplicą-bursą-stadniną-salą gimnastyczną zrobić kilka ładnych kilometrów. No cóż – jakaś kontuzja, pomyślałem.
To Pani Magda, z sąsiedniej stadniny, która pomaga Panu Piotrowi w prowadzeniu warsztatów konnych.
Kontuzja jest wynikiem kopnięcia przez wierzchowca – Pani Magda pomagała swojemu ojcu przy kuciu konia i ten koń najwyraźniej okazał z tego faktu niezadowolenie.
Noga boli, z wieczornych tańców nici, ale gdy Pani Magda wsiada na konia, jedzie jakby nic się nie stało.
Teraz jasne, co znaczy „prawdziwy koniarz”?
No dobrze – a o czym może chłopak z Ośrodka porozmawiać z taką dziewczyną, jak ta na zdjęciu?
Hm, a choćby i o tym, żeby pamiętała o niedawaniu koniowi sprzecznych sygnałów uzdą i kolanami, bo zwierzę (jak człowiek) wtedy po prostu głupieje.
Albo żeby w czasie jazdy pilnowała dosiadu.
I taka dziewczyna przyjmie taką radę z uwagą, bo chłopak jeździ, jak prawdziwy „dżygit”.
Co znaczy to słowo ? – no cóż, literatura się kłania, choć nawet Wikipedia przyznaje, że jest to ktoś „świetnie panujący nad koniem”.
No, i taka dziewczyna w ogóle chętnie z nim porozmawia, bo przecież i ona też jest „prawdziwym koniarzem” (przepraszam, ale to słowo w języku polskim występuje chyba tylko rodzaju męskim).
Patrzyłem na takie rozmowy z taktownej odległości kilkunastu kroków, z oczywistych względów nie wiem o czym konkretnie te rozmowy były, ale sporo w nich widać było i żartów i fachowych, jeździeckich sądząc po gestach dyskusji.
A teraz się pochwalę, że jeden z takich naszych, wyszkolonych przez Pana Piotra „dżygitów”, właśnie skończył ośrodkowe gimnazjum.
I dostał się do liceum o profilu sportowym w Lublinie.
I co więcej, będzie tam się uczył, by zostać instruktorem jazdy konnej.
Przyznacie Państwo, że nie ma chyba bardziej komfortowej dla każdego człowieka sytuacji, niż gdy pracuje w dziedzinie, która jest jednocześnie jego pasją, a przynajmniej hobby.
Czego też wszystkim Czytelnikom najszczerzej życzę!
http://rozanystok.salon24.pl/335554,paragrafy-czy-empatia
-----------------------------
zapraszamy na naszą stronę internetową:
http://www.rozanystok-salezjanie.pl/
Inne tematy w dziale Rozmaitości