Późne, wrześniowe popołudnie.
Otwieram kolejnymi kluczami dawną, zbudowaną jeszcze przez carskiego zaborcę cerkiew zimową, która od odzyskania przez Polskę w 1918 niepodległości i restytucji w Różanymstoku parafii rzymskokatolickiej służy jako kościół.
To znaczy nie do końca tak: po wygonieniu z Różanegostoku salezjanów przez komunistyczną spec grupę, pod dowództwem samego Mieczysława Moczara , w świątyni tej przez prawie pół wieku mieścił się magazyn, z wszelkimi tej profanacji konsekwencjami, z dewastacją włącznie.
Długotrwały, staranny, pieczołowity wręcz remont zabytku zbliża się ku końcowi.
Robię aparatem cyfrowym zdjęcie. Światło wpada do wnętrza jasną smugą przez pozostawione przeze mnie, uchylone drzwi.
Ale w świątyni panuje miękki półmrok. To nowo założone witraże zabrały ok 30% światła.
Zauważam, że w trakcie mojej obecności w pustej świątyni, zachodzące słońce przesuwa się po niej powoli, ale stopniowo, wręcz systematycznie.
Okna kościoła nie są szerokie, jak w gotyckich kościołach – wręcz przeciwnie, są niewysokie, wysmukłe, a nawet wąskie.
Światło przesuwając się wzdłuż murów świątyni zmienia kąt, pod którym zagląda do kolejnych okien i za każdym razem witraże świecą trochę inaczej.
No tak, obiektyw cyfrówki nie jest w stanie oddać żywości zjawiska, które ludzkie oko ocenia i przyswaja bezbłędnie i którego atmosferę, w przeciwieństwie do aparatu, odbiera natychmiast.
Tych witraży jest ponad 50.
Autorem całej koncepcji jest - a jakże – salezjanin, uznany malarz i twórca ponad 200 witraży, ksiądz profesor Tadeusz Furdyna.
Teraz rozumiem, co miał na myśli ksiądz profesor, kiedy powiedział, że w tworzeniu witraży najważniejszym jest, aby we wnętrzu stworzyć klimat, nastrój, „bo święci nie zawsze są potrzebni do modlitwy”.
Co ciekawe, ksiądz profesor tworzy witraże, że tak to ujmę, nowoczesne w formie, choć sam proces wytwarzania (w znanej, krakowskiej pracowni bratanka – Tomasza Furdyny), przebiega tak, jak przed wiekami, no, może tylko z tą różnicą, że wypalanie odbywa się w piecu elektrycznym, a nie tak jak w średniowieczu - w opalanym drewnem.
Bo w epoce komputerowych programów graficznych i laserowych drukarek, tych wszystkich fotoszopów i epsonów, w przypadku witraży, wszystko robi się ręcznie, tradycyjnie.
Ręcznie wycina się szkło, ręcznie oprawia w ołowiane profile, ręcznie spaja się wszystko cyną.
I tak , jak przed wiekami, praca w kontakcie z ołowiem nie jest do końca bezpieczna, tyle, że teraz przestrzega się zasad BHP i pilnuje regularnych badań lekarskich.
Teraz parę słów, a raczej zdań kilka, o samym procesie twórczym (który w naszym przypadku trwał ponad 2 lata):
Najpierw powstaje projekt. Na papierze – w skali 1:10, ręcznie oczywiście narysowany.
Po akceptacji, finalny projekt przerysowuje się w skali 1:1 – proszę sobie teraz wyobrazić kilkadziesiąt, znacznych często powierzchni, rysowanych i malowanych przez artystę.
Jeszcze później, projekt przenosi się na sztywny szablon z kartonu, gdzie tak jak puzzle układa się ponumerowane, kolorowe płytki (szkło pochodzi z polskiej huty, która jest w stanie dostarczyć płytki w 150 różnych wariantach kolorystycznych).
Gotowy szablon ze szkła, umieszczony na specjalnej pionowej i podświetlanej sztaludze pomaga w nakładaniu światłocieni, konturów, patyny wreszcie, do czego używa się specjalnych farb ołowianych, które po wypaleniu w piecu w temperaturze 550 oC wtapiają się w szkło.
Ktoś może zapytać:
jak to jest, kiedy do starego, pocerkiewnego budynku, zaprojektowanego i zbudowanego zgodnie z obowiązującymi w kościele wschodnim kanonami i upodobaniami, wchodzą typowe dla kościoła zachodniego, mające swój początek w gotyku, witraże?
Owszem, to dzieje się (od bardzo niedawna) w cerkwiach nowych (także i tych polskich), ale w starych – nie.
Już odpowiadam: witraże do tego wnętrza, przepraszam za technicystyczne określenie – pasują znakomicie, jak by tam były jeśli nie od zawsze, to od bardzo dawna.
Tym bardziej, że w jednej z dwóch głównych kaplic, symetrycznie rozmieszczonych po obu stronach ołtarza głównego, przy witrażu 5 poznańskich męczenników (zachęcam do zajrzenia do
tekstu im poświęconego)*, zawisły napisane 3 ikony archaniołów:
Michała, Rafała i Gabriela.
„Napisane” (bo ikon się nie maluje, ikony się pisze), zgodnie z wszelkimi, wielowiekowymi zasadami wypracowanymi w kościele wschodnim.
Każdy może sobie odpowiedzieć sam na pytanie, czy to wyraz aż - tak modnego dziś - ekumenizmu, czy też po prostu życzliwej, różanostockiej normalnosci.
--------------------------------
Inne tematy w dziale Kultura