Korzystając z pięknej pogody wybrałem się na długi spacer ulicami naszego nadodrzańskiego grodu. Wcześniej zaparkowałem auto na szóstym piętrze wielkiego parkingu wybudowanego obok odnowionego domu handlowego Renoma (powszechnie zwanego Pedetem). Mógłbym i na ósmym, ale po co zjeżdżać z tak wysoka?
Inna rzecz, iż wydostanie się z któregokolwiek piętra parkingu to żaden problem. W Renomie mamy do wybory bardzo szybką windę, albo ruchome schody włączające się, gdy ktoś się do nich zbliży (bardzo ekonomiczne rozwiązanie). Jako mały chłopiec widziałem coś takiego w Niemczech i nawet nie myślałem, iż w Polsce też będzie to standardem.
Na dole przeszedłem między najdroższymi sklepami we Wrocławiu i wyszedłem przed odnowiony, skrzący się (prawdziwym) złotem gmach. Podczas niedawno zakończonego remontu przywrócono przedwojenną elewację, na którą składa się kilkadziesiąt pozłacanych rzeźb ludzkich głów.
Idąc ulicą Świdnicką w stronę Rynku zauważyłem, że wszystkie wielkie budynki na tej ulicy są już wyremontowane: Opera, Hotel Monopol, kościół Bożego Ciała oraz kościół Św. Stanisława, Św. Doroty i Św. Wacława. Zatrzymałem się pod pomnikiem Bolesława Chrobrego podziwiając widok i ustępując z drogi rozpędzonemu tłumowi.
Większość Wrocławian, jak wszyscy mieszkańcy wielkich miast, żyje w wiecznym pośpiechu. Śmigały więc obok mnie mocno porozbierane panie (ach, lato…) i panowie niezmiennie duszący się w garniturach. Tylko niemieccy turyści przemieszczali się w spokojnym tempie bogatych emerytów.
Na gwarnym jak zwykle Rynku czekała na mnie obok Fredry wystawa wybiegająca naprzeciw myślom każdego dumnego Wrocławianina: 20 lat wrocławskiego samorządu. Na kilkunastu tablicach Urząd Miejski z właściwą sobie dawką PR ukazał zasługi Frasyniuka, Schetyny, Zdrojewskiego i Dutkiewicza dla rozwoju miasta. Jako sukces wymieniono nawet koszykarski Śląsk – mimo iż klub ten pewien czas temu działania wrocławskich polityków starły z powierzchni ziemi.
Lecz faktem jest, iż innym osiągnięciami miasto chwali się jak najbardziej słusznie. Przez ostatnie dwadzieścia lat z szarego i brudnego Wrocławia uczyniono najpiękniejsze i jedno z bogatszych miast Polski. Fakt, do Renomy większość Wrocławian jedzie głównie parkować, ale inne sklepy pełne są ludzi, którzy mają za co kupować. Bez przerwy powstają nowe centra handlowe, hotele i apartamentowce. Gość z Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii może się u nas czuć jak u siebie, a może nawet i poczuć w sercu igłę zazdrości.
Wędrując jednak wczoraj po Wrocławiu myślami byłem ciągle w mieście odwiedzonym przedwczoraj – Brzegu. Zajrzałem tam do Zamku Piastów Śląskich i oglądając makiety oraz mapy z pewnym zaskoczeniem odkryłem, iż jeszcze w XVII wieku Brzeg był niedużo mniejszy od Wrocławia. A aż do 1945 roku miasto olśniewało renesansowymi kamienicami i ratuszem. W 1945 roku w okolicach Brzegu Armia Czerwona prowadziła operację przeprawy przez Odrę i z miasta (podobnie jak z sąsiedniej Oławy) zostały ruiny. Po wojnie komuniści wpadli na typowy dla siebie pomysł zabudowania dawnego Starego Miasta blokami.
Ruszyłem pomiędzy tymi blokami, szukając resztek dawnego piękna stolicy ostatniego piastowskiego księstwa. Patrząc na cygańskie dzieci bawiące się w cieniu zniszczonego renesansowego ratusza zdałem sobie nagle sprawę, iż krążąc między Wrocławiem, Krakowem i Warszawą od dawna nie byłem w żadnej małej miejscowości. A właściwie byłem – tylko nie przyglądałem się zbyt dokładnie.
Teraz zaś przyjrzałem się i zobaczyłem – coraz bardziej pogłębiającą się różnicę między metropoliami a małymi miejscowościami. Mieszkańcy Brzegu mogą w kilkadziesiąt minut dotrzeć do Wrocławia lub Opola i znaleźć się w szybko modernizowanych miastach – gdy jednak wrócą do siebie zostaje im spacer po dziurawych chodnikach między walącymi się 600-letnimi zabytkami.
Ale z drugiej strony przecież Brzeg nie jest takim biednym miastem. To lokalne centrum przemysłu, z szeregiem dużych zakładów. W mieście odbywa się też wiele imprez kulturalnych. Widać, że tutejsze władze mają ambicje nie mniejsze od wrocławskich. Czy Brzeg czeka więc powrót do czasów dawnej świetności?
Na razie jedynym, co łączy Brzeg z Wrocławiem jest ekspansja banków w centrum. Nawet w tym niewielkim mieście placówki instytucji finansowych zakładają placówki wokół Rynku. W ten sposób powstaje martwa strefa – tam już nie będzie pubów i restauracji, tam nie będzie życia, tylko kredyty od rana do wieczora.
Różnicą jest (poza wszystkim innym) obecność wyborczych plakatów. We Wrocławiu nie ma, póki co, prawie żadnych śladów aktywności sztabów prezydenckich kandydatów. W Brzegu za szybami sklepów wiszą plakaty Jarosława Kaczyńskiego.
I w ten sposób, rozważając o różnicach oraz podobieństwach między dużym i małym, dotarłem pod bazylikę Św. Elżbiety stojącą na północno-zachodnim rogu wrocławskiego rynku. Przed kościołem ustawiono wystawę ku czci Józefa Piłsudskiego – cztery kolumny z ustawionych na sobie kontenerów z wyrysowanym portretem Marszałka i podpisane: Wolność, Granice, Moc, Szacunek.
Tak – pomyślałem – duże czy małe, bogate czy biedne, ale Polska jest przecież tylko jedna.
Inne tematy w dziale Polityka