Kierownictwo TVP stwierdziło, że nie będzie dokonywać reformy organizacyjnej firmy "bo przecież nas wszystkich i tak niedługo wyrzucą". To sposób myślenia może niezbyt profesjonalny – ale w sumie słuszny. Wkrótce TVP, tak jak wszystkie inne publiczne media, zostanie przejęta przez rządzącą partię.
Za pewien czas w naszym kraju wytworzy się sytuacja, jaka nie miała miejsca nigdy od roku 1989. Niemal wszystkie ogólnokrajowe media znajdą się w rękach rządu lub będą mu sprzyjać (pamiętamy słowa pana Wajdy). Trudno nawet znaleźć przykład podobnego obrotu wydarzeń w innych krajach demokratycznych. Wszędzie istnieje jakiś pluralizm. U nas tymczasem pluralizm będzie co najwyżej oznaczał wspólne dziennikarskie plucie na przeciwników Polityki Miłości.
Należy podkreślić, że taka sytuacja jest wyjątkowa w skali światowej, ale łatwo ją było przewidzieć. W końcu o "zaprzyjaźnionych mediach" wiemy od dawna – i to nawet bez pomocy Andrzeja Wajdy – a scenariusz przejęcia mediów publicznych jako efekt zwycięstwa PO w wyborach prezydenckich też nie jest zaskoczeniem.
Zamiast więc lamentować trzeba zadać proste pytanie: jak PiS przygotował się do chwil, gdy stanie naprzeciw monopolu medialnego Platformy? Jak wiemy, od dawna politycy PiS narzekają na postawę mediów. A przecież do tej pory medialna pozycja PiS nie była zła. Tyle, że partia nie potrafiła wykorzystywać swoich atutów – czego smutnym przykładem jest brak koncepcji sprawnego zagospodarowania TVP.
Tymczasem już wkrótce stan rzeczy będzie taki, że możliwe będzie wymazanie PiS z politycznej mapy Polski. Starczy, iż o tej partii dziennikarze po prostu przestaną mówić. I podwładnym Jarosława Kaczyńskiego pozostaną tylko bastiony w internecie oraz roznoszenie ulotek po domach.
Inne tematy w dziale Polityka