"Takie czasy", odpowiedział mi tajniak na pytanie, dlaczego policja ochrania nielegalną demonstrację przeciwników pochówku Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu. Jak może niektórzy Czytelnicy pamiętają, 16 kwietnia policja goniła mnie ulicami Krakowa zainteresowana moją dyskusją z manifestantami.
Wówczas to ok. 100 osób spotykało się przez niemal cały tydzień pod oknem papieskim na Franciszkańskiej 3, blokując tą ważną arterię komunikacyjną (kilka linii tramwajowych) w samym centrum miasta. "Antywawelscy" demonstranci nie występowali do władz z żadnymi wnioskami. Nie spotykali się jednak z żadną reakcją urzędników, straży miejskiej i policji.
Przede wszystkim zaś o nielegalności demonstracji nie wspominały media. Byłem podajże pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na ten aspekt wydarzeń po papieskim oknem.
To, co nie przeszkadzało dziennikarzom w Krakowie, bardzo doskwiera im w Warszawie. Stale jesteśmy epatowani informacjami o nielegalnym krzyżu i nielegalnych jego obrońcach. Owa "nielegalność" ma usprawiedliwiać teraz "społeczną" akcję jego usunięcia – bo tym de facto jest planowana na dzisiejszą noc demonstracja przeciwników krzyża.
W przypadku tej demonstracji dziennikarze również wykazują się wyjątkową pobłażliwością. Nie zastanawiają się, dlaczego władze Warszawy zgodziły się na zgromadzenie w środku nocy – i to zgromadzenie, którego celem jest konfrontacja. I którego organizator otwarcie mówi o możliwym użyciu siły. Nie zastanawiają się także nad innymi słowami organizatora – te, w których mówi o pomocy, jaką otrzymał ze strony dziennikarki TokFM oraz jednego z miejskich urzędników.
Takie mamy teraz czasy. Czasy wojny, gdzie jedna strona ma przewagę nad drugą i bezwzględnie to wykorzystuje.
Inne tematy w dziale Polityka