Wyobraźmy sobie, że ktoś wchodzi w posiadanie nagrania wypowiedzi kompromitującej Donalda Tuska – czegoś w rodzaju słynnych słów węgierskiego premiera Ferenca Gyurcsanego, że jego rząd "kłamie i będzie kłamać". Co z taką taśmą mógłby zrobić ów człowiek?
Na Węgrzech sprawa była prosta. Nagranie trafiło do mediów i szybko zostało nagłośnione. Wprawdzie premier robił dobrą minę do złej gry i twardo przeciwstawił się nie tylko atakom części mediów i opozycji, ale też przez wiele miesięcy zwalczał obywateli demonstrujących przeciwko niemu na ulicach. Na kilkanaście miesięcy Budapeszt zamienił się w strefę wojny domowej, a policja noc w noc ścierała się z tłumami protestujących Węgrów.
Ostatecznie trwanie przy władzy zakończyło się totalną klęską partii socjaldemokratycznej. Premierem – po ośmiu latach w opozycji – został Viktor Orban, którego ugrupowanie Fidesz otrzymało w tegorocznych wyborach miażdżącą większość głosów.
Wśród osób komentujących wydarzenia na polskiej scenie politycznej pojawia się coraz częściej opinia, że Jarosław Kaczyński zmierza powtórzyć manewr Orbana – wycofać się do opozycji na całe lata i cierpliwie czekać, aż rządzący kompletnie się skompromitują. Wtedy będzie mógł powrócić w glorii i urządzić kraj według własnej wizji.
Taki scenariusz nie ma jednak żadnych szans na realizację. Kolejne tegoroczne tragiczne wydarzenia dowodzą, że Platforma potrafi w każdych okolicznościach obrócić bieg spraw na swoją korzyść, atakując równocześnie PiS. W Polsce nie ma (a przynajmniej wkrótce nie będzie) żadnych mediów gotowych podejmować jakiekolwiek kroki niepodobające się władzom państwowym. A małe portale internetowe lub gazety o stosunkowo niewielkim nakładzie nie są mediami zdolnymi do trwałego wpływu na społeczne postawy.
Jeśliby więc ktoś dostał kasetę lub pendrive z zapisem kompromitującym rząd – to prawdopodobnie wyrzucił by go do śmieci. Bo co z takim materiałem zrobić? Tylko by sobie człowiek narobił kłopotów. Gdyby nawet zapis gdzieś nagłośniono, to szybko sprawa okazałaby się w rzeczywistości kolejnym dowodem agresji opozycji. A Polacy nie wyszliby na ulice, a co najwyżej wzruszyli ramionami i wrócili do oglądania "Tańca z gwiazdami".
Inne tematy w dziale Polityka