Wczoraj wieczorem siedziałem wraz gronem krakowskich blogerów w "Absyncie" na Kazimierzu. Czas mijał leniwie i miło – jak to w cesarsko-królewskim mieście, gdy nagle za oknem knajpy zaroiło się od policji. Wszyscy spojrzeli, nie wiedzieć czemu, na mnie. Okazało się jednak, że funkcjonariusze (w tym jeden wesoło merdający ogonem) dokładnie oglądają zaparkowany wprost przed "naszym" oknem samochód. Zerkali nawet pod auto i przez szyby do środka.
Po dokładnych oględzinach policjanci przenieśli się pół metra dalej i z taką samą uwagą zaczęli lustrować kolejny pojazd. Spoglądając na to widowisko nie mieliśmy już wątpliwości, że na ulicy Miodowej trwają poszukiwania ładunków wybuchowych.
Jak się okazało, był to tylko fragment wielkiej operacji. Od brudnych ścian kamienic odbijał się trzepot wirnika krążącego śmigłowca. W dole ulicy radiowozy i funkcjonariusze otaczali niewielki placyk przed Synagogą Tempel. Wokół policyjnych linii rozciągnięta była nawet ostrzegawcza żółta taśma. A nad kordonem, niczym bastiony, górowały dwa gigantyczne srebrne autobusy.
No tak – wycieczka z Izraela.
Na Kazimierzu izraelscy turyści to oczywiście nic niezwykłego. Ta dawna żydowska dzielnica Krakowa stanowi obowiązkowy punkt programu wszystkich Żydów przybywających do Polski śladem swoich przodków. I nic dziwnego, na Kazimierzu starczy ledwie kilkaset kroków, by zobaczyć wiele miejsc i pamiątek o kluczowym znaczeniu dla historii narodu żydowskiego.
No chociażby siedząc w "Absyncie" mieliśmy z jednej strony Synagogę Tempel – a z drugiej mur starego cmentarza żydowskiego, z grobem rabina Remuh oraz synagogą jego imienia. Dokładnie zaś naprzeciwko widzieliśmy tyły synagogi Kupa.
Owszem, Żydzi (i nie tylko oni) mają co na Kazimierzu oglądać. Nie zawsze jednak ich wycieczki (chociaż zawsze dobrze chronione) oznaczają uczynienie z Krakowa strefy wojny. Lecz tym razem turyści byli specyficzni. Oto bowiem wychodząc z "Absyntu" wpadliśmy wprost w środek przemykającej chodnikiem grupy... izraelskich żołnierzy (głównie lotników) w pełnym umundurowaniu. Potomkowie Machabeuszów, otoczeni przez policję, zmierzali ku swym srebrnym autobusom.
Swoją drogą, na nic by nie przyszły te środki ostrożności, gdyby z "Absyntu" zamiast podchmielonych blogerów na Izraelczyków wypadł zamachowiec z pasem szachidów.
***
Na koniec inna anegdota z Kazimierza. Pewien czas temu, gdy oglądałem hebrajskie inskrypcje przed synagogą Remuh, podszedł do mnie smutny pan w garniturze i rzekł po angielsku, rozglądając się uważnie wokół:
- Proszę nie oddalać się od wycieczki!
Inne tematy w dziale Polityka