Jeśli dwudziestolatkowie nie nabrali jeszcze zwyczaju głosowania, to kiedy do zrobią? I jak przekażą obywatelskie wzorce swoim dzieciom? Niewykluczone, iż nigdy tego nie uczynią. W Polsce powstanie gigantyczna grupa osób impregnowanych na życie publiczne, a polityka stanie się sferą dla wybranych.
Oczywiście, jednym z głównych powodów takiej sytuacji jest fakt, iż młodzi już teraz uważają politykę za lekko perwersyjne hobby dla ludzi, od których najlepiej trzymać się z daleka. Bez wątpienia na taką sytuację przez lata ciężko zapracowały całe tzw. elity. I pracują nadal.
Moja koncepcja pokoleniowej rewolty pozostaje, przyznajmy szczerze, utopią. Lecz cóż lepszego można wymyślić, gdy obserwuje się wydarzenia na naszej scenie politycznej, a szczególnie ostatnią kampanię? Dla polityków wszelkich opcji praktycznie nie istnieje problem odrzucenia przez młodych demokracji. Nie mają żadnego pomysłu jak zainteresować moich rówieśników sferą publiczną. Zresztą, nawet nie leży to w ich planach.
O ile w poprzedniej kampanii zdarzały się jeszcze próby zdobycia poparcia wśród młodych ludzi, to teraz nie ma ich w ogóle. Dwa lata temu Prawo i Sprawiedliwość promowało pomysł zniesienia przywilejów korporacji adwokackich i groziło na uniwersytetach Platformą jako zwolenniczką płatnych studiów. Być może nie było to zbyt wysublimowane, ale przynajmniej stwarzało szansę na jakąś dyskusję. Teraz nie ma jej w ogóle. Nawet PO przestała się promować jako „partia młodych ludzi”. Warto zauważyć, że w słynnym już gnieźnieńskim przemówieniu Donalda Tuska mówiąc o emigrujących Polakach zwracał się nie tyle do nich samych, co do ich rodziców.
Źle, że moi rówieśnicy odwracają się od demokracji. Źle, że robią to niemal z dumą i w dużym stopniu na własne życzenie. Najgorzej jednak, iż dzieje się to przy pełnej akceptacji obecnej klasy politycznej. Bowiem koszty tego zjawiska będą z roku na rok coraz większe, a zapłaci za nie cała Polska.
Komentarze